Nie, nie i jeszcze raz nie - premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski wciąż są przekonani, że wprowadzanie ograniczeń i obostrzeń może poczekać.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, wstępny plan jednak już jest - to zmniejszanie limitów, które wciąż obowiązują (np. w handlu, miejscach rozrywki, czy podczas zgromadzeń). I choć są założenia, to do decyzji o takim ruchu wciąż daleko. Kluczowe do jej podjęcia będzie tempo pojawiania się nowych osób w szpitalach.
Resort zdrowia jest przekonany, że szczyt fali przypadnie na około 20 tys. hospitalizacji. I powinno się to stać na przełomie grudnia i stycznia. Takie liczby mają nie być problemem dla służby zdrowia. Jeżeli kolejne tygodnie zaburzą ten plan, to obostrzenia zostaną w grze. Nie są jednak wcale takie pewne - są ostatecznością, ale odległą.
I to pomimo faktu, że najprawdopodobniej jeszcze w pierwszym tygodniu listopada dzienna liczba zakażeń przekroczy próg 10 tys. przypadków, odnotowanych w ciągu jednej doby. Piątkowy Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego nie podjął decyzji o wprowadzeniu jakichkolwiek ograniczeń. I zbyt długo się nimi nie zajmował.
Zamiast decyzji o ograniczeniach, podczas posiedzenia RZZK pojawiły się kolejne prognozy dotyczące liczb zakażeń oraz - co dla Ministerstwa Zdrowia jest ważniejsze - właśnie liczby hospitalizowanych Polaków.
Warto zauważyć, że przy o wiele większej liczbie osób w szpitalach, niż dziś - obostrzenia faktycznie były luzowane. Tak się działo w maju i czerwcu tego roku. Wtedy wracaliśmy np. do fryzjerów czy salonów kosmetycznych po wiosennej fali zakażeń. I również wtedy było ponad 10-11 tys. osób w szpitalach, a dziś jest to ponad 7.
Jednocześnie Ministerstwo Zdrowia przedstawiło informacje dotyczące dostępnych w poszczególnych regionach łóżek i możliwościach przystosowania części szpitalnych oddziałów dla pacjentów z problemami oddechowymi. Deklaracja ministra Adama Niedzielskiego była jasna: moce wciąż można zwiększyć trzykrotnie.
I dlatego tak długo, jak każdy z wojewodów informuje Adama Niedzielskiego o buforze łóżek oraz respiratorów, tak długo nie ma powodów, by wprowadzać ograniczenia. A tak w tej chwili jest.
W tej chwili w całym kraju jest około 12 tys. łóżek dla pacjentów z COVID-19. Zajętych jest około 7 tys. z nich. To znaczy, że pacjenci zajmują około 60 proc. gotowych miejsc.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska w programie "Newsroom" WP przekonywał, że rząd ma "plan B" - a jest nim nic innego, jak podział Polski na żółte i czerwone strefy. Pewne jest, że strefy będą obejmować powiaty, a nie województwa.
Pomysł na obostrzenia wstępnie już jest - rząd przywróciłby zasady obowiązujące już podczas poprzednich fal. A to oznacza limity dla klientów, gości, kibiców i widzów w sklepach, restauracjach, hotelach i miejscach wydarzeń sportowych i kulturalnych.
Mało kto o tym pamięta, ale część z nich wciąż funkcjonuje - choć nie jest dolegliwa i zauważalna. W centrach handlowych i sklepach wielkopowierzchniowych obowiązuje zasada 1 osoby na każde 10 metrów kwadratowych powierzchni. 1 osoba na każde 15 lub 20 metrów kwadratowych znacznie zmniejszyłaby liczbę klientów w galeriach.
Limity mogłyby objąć zgromadzenia i wesela - dziś to 150 uczestników. W gastronomii klienci mogą zajmować nie więcej niż 75 proc. miejsc. Ograniczone też są siłownie, w których 1 osoba przypada na 10 metrów kwadratowych powierzchni. Nowe zasady i progi nie są jeszcze przeliczone, bo rząd wciąż szuka innych sposobów na zduszenie epidemii.
Pewnym jest, że osoby zaszczepione do rygorystycznych ograniczeń po prostu nie będą się liczyć.
Jednocześnie trzeba powiedzieć wprost, że ciężar sprawdzania certyfikatów COVID spadłby na przedsiębiorców. Od kilku miesięcy działa rządowy "Skaner Certyfikatów COVID", czyli specjalna aplikacja na telefony. Miałaby być kluczem w tej operacji.
Jak wynika z naszych informacji, jest to jedna z przyczyn odkładania na przyszłość ograniczeń. Rząd nie chce wprowadzić ich za wcześnie, bo jest pewien, że część przedsiębiorców będzie narzekać na nowy obowiązek
Jednocześnie podczas ostatniego Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego pojawił się znów wątek większej liczby mandatów dla osób, które unikają noszenia maseczek w zamkniętych pomieszczeniach. W ubiegłym tygodniu Adam Niedzielski właśnie w tej sprawie spotkał się z komendantem głównym policji Jarosławem Szymczykiem. Wnioski i zapewnienia? Policja ma się pojawiać w galeriach handlowych.
Szef resortu ma też zaplanowane spotkanie z przedstawicielami branży handlowej. I przekaz na wtorkowym spotkaniu ma być jasny: albo pracownicy galerii i sklepów będą upominać klientów o zasłanianie ust i nosa, albo skończy się to ograniczeniami.
Jak wynika z ostatnich danych Ministerstwa Zdrowia, w tej chwili 78 powiatów w skali całego kraju spełnia kryteria przynależności do żółtej lub czerwonej strefy. Warto dodać, że czynnikiem decydującym jest liczba zakażeń z ostatnich 14 dni w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Cały czas kwestią sporną w rządzie jest jeszcze algorytm decydujący o tym, od którego progu zaczyna się strefa.
Podczas poprzednich fal było to 12 dla strefy żółtej i 24 dla strefy czerwonej - przypadków na 10 tys. mieszkańców. Z pierwszych informacji ze strony samego Ministerstwa Zdrowia wynikało, że kryterium to będzie podniesione do poziomu 24 i 36. Jednocześnie sam wiceminister Waldemar Kraska zastrzega, że wzrost może być nawet trzykrotny. Przy wyższych progach liczba powiatów z ograniczeniami spadłaby niemal o połowę - do 46.