Dane napływające zza naszej zachodniej granicy są alarmujące. W czwartek dowiedzieliśmy się, że produkcja przemysłowa Niemiec w lipcu spadła o 0,8 proc. w porównaniu do wyników za czerwiec. Dane kwartalne wskazują, że w miesiącach od maja do lipca produkcja w przemyśle była o 1,9 proc. niższa niż w trzech poprzednich miesiącach.
To sugeruje, że niemiecką gospodarkę we władanie wziął kryzys. I ściska ją coraz mocniej. Czy zatem możemy mówić o jego apogeum?
"Apogeum" to dobre słowo. Niemiecka gospodarka przeżywa podobny spadek, jak polska. Nawet wielkość jest podobna i wynosi 0,6 proc. PKB na minusie. Wydaje się, że to jest dla niej najsłabszy okres, choć niepewność jest duża. Kolejne miesiące powinny przynieść wzrost, choć raczej mizerny. Prognozy wskazują, że Polska wróci do tempa ok. 1,5 proc. wzrostu, a Niemczech wzrost będzie od 0,1 do 0,5 proc. – mówi money.pl Jakub Rybacki, kierownik zespołu makroekonomii i p.o. kierownika zespołu strategii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemcy w szponach kryzysu
Fatalne nastroje menedżerów firm pokazuje też indeks wyprzedzający PMI dla przemysłu, obrazujący koniunkturę w danym sektorze. Jak pisaliśmy w money.pl, w lipcu spadł on do poziomu 38,8 proc., przy czym 50 proc. wyznacza granicę między wzrostem a recesją w branży. To najniższy poziom od czasów mrożenia gospodarki w czasie pandemii. Oznacza zarazem, że kierownicy firm produkcyjnych nie spodziewają się w najbliższym czasie poprawy sytuacji.
Zresztą w techniczną recesję (spadek PKB w dwóch następujących po sobie kwartałach) Niemcy weszły już na przełomie 2022 r. i 2023 r. Nasi sąsiedzi odczuwają odcięcie od surowców energetycznych z Rosji, które przez lata gwarantowały im wysoką wydajność i konkurencyjność.
– Globalnie na schładzanie się gospodarek wpływają przede wszystkim skutki zakończenia wielkich rządowych programów, które miały na celu ożywienie gospodarek po pandemii. W naszym regionie natomiast wynika to głównie z wojny w Ukrainie i związanymi z nią turbulencjami na rynku energetycznym. Sytuacja to uderzyła w całą Unię Europejską, ale w szczególności w Niemcy, które przez lata korzystały z dostępu do tanich surowców energetycznych zza wschodniej granicy. Obecnie kraj ten odczuwa skutki z typowym dla ekonomii opóźnieniem – tłumaczy w rozmowie z money.pl Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Sytuacja jest na tyle trudna, że rodzime firmy z sektorów energochłonnych wręcz "uciekają" z produkcją z kraju do regionów, gdzie koszty energii są niższe. Nasz rozmówca za przykład bierze Volkswagena, który już lata temu część produkcji przeniósł do Meksyku, na czym dziś szczególnie mocno korzysta.
Za przykład może posłużyć też BASF. Niemiecki potentat chemiczny coraz mocniej splata swoje losy z Chinami, gdzie koszty produkcji są tańsze. Państwo Środka zresztą wciąż korzysta z surowców rosyjskich, które – ze względu na obecne uwarunkowania geopolityczne – kupuje po zaniżonych cenach.
Szczególnie mocne tąpnięcie widoczne jest natomiast w sektorze motoryzacyjnym, z którym Niemcy są kojarzone na świecie. W przypadku tej kluczowej dla gospodarki branży produkcja w lipcu obniżyła się o 9,4 proc. Choć spadek ten "na papierze" wygląda szczególnie źle, to jednak mógł rozpocząć się miesiące wcześniej. Jakub Rybacki zauważa, że kamuflować go mogły starsze zamówienia, których realizacja fałszowała rzeczywisty obraz.
Czas przeciwdziałać kryzysowi
– W Niemczech trwa debata na temat stanu gospodarki. Jednak władze tego kraju zazwyczaj zachowywały się wstrzemięźliwie w kwestii wydatków fiskalnych i ten konserwatyzm gospodarczy nadal się tam utrzymuje – wskazuje przedstawiciel PIE.
To samo sugeruje też komunikat niemieckiego Ministerstwa Gospodarki. Resort w komentarzu do czwartkowych danych stwierdza, że produkcja przemysłowa jeszcze nie wróciła do normy. Przyznaje też, że "zauważalne ożywienie produkcji przemysłowej nie jest jeszcze do przewidzenia".
A jednak dane o upadłości firm, nawet jeśli dotyczą tylko poszczególnych landów, dają do myślenia. Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden podał, że w lipcu wniosek o wszczęcie postępowania upadłościowego złożyło o 23,8 proc. więcej przedsiębiorstw niż w poprzednim miesiącu. Liczba kapitulujących firm zresztą rośnie tam systematycznie od sierpnia 2022 r.
Efekt? Pod koniec sierpnia kanclerz Olaf Scholz przedstawił 10-punktowy pakiet, który ma ożywić krajową gospodarkę. Oszacowany został na ok. 7 mld euro rocznie. Zakłada on m.in. ulgi podatkowe, głównie dla małych i średnich firm.
Kryzys niemiecki położy się cieniem na Polsce
Dlaczego tak istotne z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego jest to, co dzieje się za naszą zachodnią granicą? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: polska gospodarka jest silnie powiązana z niemiecką. Jeżeli więc przez tą drugą przechodzi fala uderzeniowa, to drgania będą silnie odczuwane też w tej pierwszej.
Raport PIE o bilansie handlowym Polski i Niemiec pokazuje, jak istotny jest to dla nas partner. W 2022 r. kraj nad Renem odpowiadał za 27,8 proc. polskiego eksportu i 20,2 proc. importu. Dane Głównego Urzędu Statystycznego, przedstawione na poniższej grafice, również jasno wskazują, że to zachodni sąsiedzi są naszym najistotniejszym partnerem handlowym.
Jeżeli zatem kryzys w Niemczech będzie się przedłużać, to w uderzy w nas nie tylko w sposób bezpośredni. Kamil Sobolewski podkreśla, że koniunktura w tym kraju wpływa nie tylko na nas, ale także na państwa UE, szczególnie te z południa Europy, dla których jesteśmy istotnym partnerem handlowym.
Mówiąc inaczej: dla Polski Unia jest systemem naczyń połączonych. Jeśli dzieje się w niej dobrze, to jej państwa członkowskie zgłaszają popyt na polskie dobra konsumpcyjne i inwestycyjne. A jak się dzieje źle, to wychodzą dwa efekty. Jeden, nazywany przez ekonomistów efektem dochodowym, jest negatywny i sprawia, że odbiorcy produktów polskich zmniejszają swoje wydatki, co źle wpływa na nasz eksport. Drugi – substytucyjny – jest z kolei pozytywny i polega na tym, że część firm i konsumentów w trudnych czasach poszukuje produktów, które będą dobrej jakości, a zarazem tańsze niż ich lokalne zamienniki. Co najmniej od 15 lat ten drugi efekt był dla polskich firm bardzo ważny, bo dzięki niemu mogły wykroić sobie większy kawałek z unijnego, a nawet globalnego tortu – tłumaczy główny ekonomista Pracodawców RP.
– Słabszy wynik naszych sąsiadów oznacza pogorszenie wyników naszego przemysłu, jak również eksportu. Długoterminowo słaba koniunktura państw w strefie euro też nam nie pomaga, ponieważ do tych krajów eksportujemy dużo mebli czy sprzętu elektronicznego, więc w tych branżach też może być wolniejszy wzrost. W pierwszej kolejności dostrzeżemy go w przemyśle, a dopiero z czasem będzie się on przekładać na inne gałęzie gospodarki. Natomiast jeśli Niemcy będą w długoterminowej stagnacji, to nas ona nie ominie. Przeciwnie, osłabi nasze perspektywy wzrostu – dodaje Jakub Rybacki.
Nawet RPP wskazuje na Niemcy
W środę polska Rada Polityki Pieniężnej zaszokowała ekonomistów i rynki swoją decyzją o obniżeniu głównej stopy referencyjnej o 75 punktów bazowych. W komunikacie po posiedzeniu RPP tłumaczyła to m.in. właśnie sytuacją w Niemczech.
Koniunktura w gospodarce światowej pozostaje osłabiona. Jednocześnie utrzymuje się niepewność dotycząca perspektyw aktywności w największych gospodarkach. W strefie euro roczna dynamika PKB w drugim kwartale 2023 r. ponownie spowolniła, przy czym w Niemczech była ujemna. Dane napływające w trzecim kwartale wskazują na dalsze pogorszenie koniunktury w strefie euro – czytamy w komunikacie RPP.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl