Są ludzie, którzy rzucają śmieci byle gdzie i nie mają z tego powodu żadnego poczucia wstydu. Tym bardziej więc nie powinien się wstydzić ten, kto schyla się po papierki i butelki rozrzucone w lesie czy wzdłuż drogi.
Nie czuje go pani Katarzyna Malinowska-Burchardt z podwarszawskiego Serocka, która skontaktowała się z nami po tym, jak serwis WawaLove opisał nietypową akcję uświadamiającą, jak wiele śmieci zalega w lasach. Pani Katarzyna podkreśla, że ona też działa w tym temacie.
Nasza czytelniczka śmieci zbiera od kilku lat. Niedawno doszła jednak do wniosku, że to za mało i warto zrobić coś jeszcze. To było w czasie, gdy z powodu lockdownu życie i praca przeniosły się do sieci. Chcąc nie chcąc, musiała zaprzyjaźnić się z mediami społecznościowymi, od których do tej pory stroniła. Założyła przeznaczone do pracy konta, więc doszła do wniosku, że może warto też stworzyć profil w całości poświęcony… zbieraniu śmieci. Tak właśnie narodziło się na Instagramie konto 525 steps.
Siedem worków śmieci w czasie jednego spaceru
- 525 kroków to odległość, jaka dzieli mój dom od domu rodziców. Śmieci leżące na trasie zbieram w zasadzie od zawsze. Początkowo to nie były duże ilości: wypełnienie trzydziestolitrowego worka na śmieci zabierało miesiąc, niekiedy dwa. Z czasem jednak worki zaczęły się wypełniać coraz szybciej - opowiada pani Katarzyna.
Po kwarantannie, gdy w maju przeszła tą drogą po raz pierwszy od dłuższego czasu, uzbierała siedem 30-litrowych worków. Pomyślała wtedy, że nie chce tylko zbierać śmieci po innych. Trzeba zrobić coś więcej. - Postanowiłam pokazać, że zbieranie śmieci to żaden wstyd - tłumaczy.
Pani Katarzyna pokazuje na Instagramie zdjęcia odpadów, które zebrała przy okazji zaledwie kilkuminutowego spaceru. Czasem robi z nich kompozycje albo jakieś zabawne figurki, ale przyznaje, że "to śmiech przez łzy". Bo przecież zbieranie śmieci nie jest jej głównym życiowym celem czy pasją.
Postojowe śmietnisko
Serock to ładna gmina, która przez mieszkańców Warszawy i okolic kojarzona jest przede wszystkim z Zalewem Zegrzyńskim i otaczającymi go terenami leśnymi. Można tu spacerować, jeździć na rowerze, uprawiać sporty wodne – zaledwie 50 kilometrów od centrum Warszawy, a trochę jak na Mazurach.
Piękne okoliczności przyrody nie powstrzymują jednak ludzi przed wyrzucaniem śmieci prosto pod nogi. Pani Katarzyna przyznaje, że odcinek, na którym zbiera śmieci, jest specyficzny.
- To pierwsza droga gminna w sąsiedztwie drogi krajowej. Nie ma tu gęstej zabudowy, więc kierowcy często się zatrzymują i traktują to miejsce jako idealne do tego, by zapalić i wyrzucić peta albo zalegające w aucie śmieci na trawę - tłumaczy kobieta.
"Śmieci samochodowe" - tak właśnie je nazywa. Pety, butelki, puste paczki po papierosach, opakowania po fast foodach, śmieci z popielniczki. Na liście jest też niepokojąco dużo malutkich buteleczek po alkoholu.
- Myślę, że wyrzucają je kierowcy, którzy mieszkają w okolicy. Wracając do domu, zatrzymują się, wypijają zawartość i jadą dalej. Prawdopodobieństwo, że na tym krótkim odcinku zatrzyma ich policja, jest małe, więc czują się bezpiecznie - mówi pani Katarzyna.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że zbiera śmieci nie tylko na trasie do domu rodziców, ale przy każdej możliwej okazji. Jeździ rowerem, zatrzymuje się gdzieś i robi szybki obchód po najbliższej okolicy. Na wycieczki rowerowe zawsze wozi ze sobą plastikowe worki i rękawiczki, a śmieci wyrzuca do najbliższych koszy.
Co innego, gdy zbiera śmieci na trasie "525 kroków". Wtedy przynosi je do domu, segreguje i wyrzuca do odpowiednich kontenerów.
Inni też zbierają
Przy okazji prowadzenia profilu pani Katarzyna zorientowała się, że takich jak ona - którym nie jest obojętne, jak wygląda najbliższa okolica - jest więcej. Inni też sprzątają i efekty swojej pracy pokazują w internecie, by uświadomić ludziom skalę problemu.
- Choćby "Godzina dla Kalisza", w ramach której ludzie skrzykują się i sprzątają przez godzinę, czy "Plogging Szczecin", a więc grupa ludzi, którzy przy okazji joggingu zbierają śmieci. Wzajemnie się obserwujemy i lajkujemy zdjęcia, by dodać sobie otuchy - opowiada.
Poza polskim internetem dużą aktywność wykazuje się również Lauren Moss, która "wyławia" zdjęcia osób zbierających śmieci przy okazji spacerów. Prosi, by oznaczali zdjęcia hasztagiem #alittlepickaday i liczyli zebrane każdorazowo śmieci.
Internauci korzystający z tego hasztagu zebrali już 67 tys. śmieci. Małych, dużych, porozrzucanych w lasach, na plażach, na osiedlach… A przecież tylko nieliczni zbierający śmieci informują o tym w internecie. W rzeczywistości takich ludzi jest więcej i w ogromnej mierze właśnie im zawdzięczamy to, że idąc na spacer nie potykamy się o puste puszki i papierki po lodach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl