Dziś kolejna odsłona wakacyjnych zmagań pod tablicą lotów. Tym razem pasażerowie Wizzaira skarżą się, że zostały odwołane im nagle czerwcowe połączenia z Krakowa do Danii. W czwartek informowaliśmy, że przewoźnik ten wstrzymał również na cały lipiec loty z Krakowa na Cypr. Nie są to jedyne takie przypadki w kraju.
Linie przyznają, że te nagłe zmiany w siatkach połączeń wymuszone są niskim obłożeniem w samolotach. Jak przypomina Marek Serafin, ekspert lotniczy, przewoźnicy komunikują pasażerom zwykle tylko o "zmianie operacyjnej", nie tłumacząc się ze swoich decyzji, bo robić tego zresztą nie muszą.
Podobnie postępują również kraje unijne. Wprowadzając u siebie restrykcje sanitarne związane z COVID-19, nie miały one do tej pory żadnego obowiązku tłumaczenia się czy powiadamiania innych państw o swojej decyzji. Komisja Europejska co prawda rekomendowała informowanie się nawzajem o takich sytuacjach, ale nakazać niczego nie mogła.
Od 1 lipca ma się to zmienić. W ostatnią środę Parlament Europejski przyjął rozporządzenie w tej sprawie. Jeśli zatwierdzi je Rada, stanie się ono prawnie wiążące w całej Unii. W rozporządzeniu mowa jest o tym, że państwa członkowskie muszą informować inne państwa UE oraz Komisję Europejską o wprowadzanych ograniczeniach sanitarnych z 48-godzinnym wyprzedzeniem, a zwykłych obywateli - na 24 godziny przed wejściem w życie ograniczeń.
Dla linii lotniczych, biur podróży i pasażerów 24 godziny to niewiele czasu, by zdążyć zareagować. Dlatego państwa członkowskie nie będą nakładały na posiadaczy certyfikatów covidowych dodatkowych ograniczeń podróży, takich jak kwarantanna, samoizolacja czy wynik testu.
Ponadto państwa będą mogły wprowadzić dodatkowe ograniczenia jedynie wówczas, gdy będą one konieczne i proporcjonalne do celu ochrony zdrowia publicznego.
Przewodniczący Komisji Wolności Obywatelskich i sprawozdawca Juan Fernando López Aguilar (S&D, ES) ogłosił "przełomowy sukces". Powiedział m.in: "Parlament nadał dziś tempo przywracaniu swobody przemieszczania się i w pełni funkcjonalnego Schengen, podczas trwającej wciąż walki z pandemią".
Nie dodał jednak, czy w związku z tym zobowiązaniem państwa członkowskie przejmą również na siebie współodpowiedzialność prawną za odwołane w ostatniej chwili podróże.
Próbowaliśmy to ustalić, kontaktując się w piątek m.in. z Urzędem Lotnictwa Cywilnego, gdzie urzęduje Rzecznik Praw Pasażera.
W odpowiedzi na nasze pytanie otrzymaliśmy z biura prasowego ULC komunikat, że decyzje władz państwowych lub unijnych określające zakresy podróżowania w dobie pandemii powodują, że linia lotnicza musi się do nich dostosować. "Regulacje te pozostają poza zakresem odpowiedzialności linii lotniczej (linia nie ma na nie wpływu). Zarówno linie lotnicze, jak i pasażerowie mają obowiązek się do nich stosować" - czytamy w komunikacie.
Co to dokładnie oznacza? W dużym uproszeniu: linie lotnicze nie będą odpowiadały za odwołane loty w przypadku zdarzeń nagłych, które bezpośrednio będą powiązane z pogorszeniem się sytuacji pandemicznej w państwach UE, natomiast będą odpowiadać, o ile odwołają loty z przyczyn ekonomicznych. Tak, jak ma to miejsce teraz.
Przypomnijmy, do 14 dni przed planowaną podróżą przewoźnik lotniczy może odwołać lot, nie ponosząc za to praktycznie żadnych konsekwencji prawnych. Po tym terminie, o ile nie wystąpiła nadzwyczajna sytuacja typu: destabilizacja polityczna lub wojna w danym kraju, kataklizm pogodowy, strajki oraz niespodziewana usterka samolotu, przewoźnik jest zobowiązany do konkretnych świadczeń na rzecz pasażera.
W zależności od sytuacji są to: zwrot kosztów biletów lub zamiana na inne połączenie, zapewnienie opieki pasażerowi (zakwaterowanie, posiłek, dostęp do telefonu i internetu) oraz ryczałtowe odszkodowanie, którego wysokość uzależniona jest od długości trasy i kierunku lotu. Ryczałt ten wynosi od 250 do 600 euro.
W przypadku zwrotu za bilet, linie lotnicze muszą dokonać przelewu środków na konto pasażera w ciągu 7 dni od terminu planowanego lotu. Natomiast jeśli chodzi o postępowanie odszkodowawcze, przepisy unijne nie nakładają na linie konkretnego terminu zakończenia spraw.
Linie lotnicze mają teoretycznie 30 dni na rozpatrzenie reklamacji. W praktyce sprawy o odszkodowania ciągną się często długimi miesiącami. Tymczasem roszczenie dotyczące anulowanego lotu przedawnia się wraz z upływem roku.
Co istotne, do Rzecznika Praw Pasażera można zwrócić się o pomoc dopiero wtedy, gdy nie uda się nam porozumieć z przewoźnikiem. I co gorsze, przewoźnik musi na takie postępowanie arbitrażowe wyrazić zgodę.
Linie lotnicze stosują różne sztuczki, by zniechęcić pasażerów do dochodzenia swoich praw. Nie uznają np. arbitrażu Rzecznika i wtedy trzeba udać się z roszczeniem do sądu. Były też linie, jak czarterowy Ryanair Sun, które zastrzegały w swoim OWU (Ogólnych Warunkach Uczestnictwa), że nie rozpatrzą reklamacji, jeśli złoży je za pasażera kancelaria prawna lub firma odszkodowawcza.