W latach świetności szanowany przedsiębiorca, który zyski liczył w kilkuset milionach złotych na rok. Dzisiaj - podejrzany o przestępstwa skarbowe, ukrywał się kilka tysięcy kilometrów od kraju, w Argentynie. Czeka go ekstradycja do Polski. Jak to się stało, że twórca jednego z największych imperiów mięsnych w Polsce stracił swój majątek i znalazł się na celowniku służb?
Rodzinny biznes
Wszystko zaczęło się od przejęcia schedy przez Henryka K. po ojcu. Był to rok 2003. Już wtedy firma istniała od blisko 15 lat. Za prezesury seniora nie zajmowała znacznego miejsca wśród graczy na polskim rynku mięsnym.
W archiwach lokalnych gazet wciąż można znaleźć komentarze bliższych i dalszych znajomych pierwszego właściciela, który miał nie rozumieć zmieniającego się rynku mięsnego, trzymał się starych receptur i nie chciał przyspieszyć produkcji.
Młody Henryk K., wówczas 30-letni prawnik, stanął przed zadaniem wyciągnięcia firmy z kłopotów. Stawiał pewniejsze kroki niż jego ojciec. Wierzył, że przedsiębiorstwo uratować może tylko rozszerzenie dystrybucji o sieci handlowe. Wcześniej firma utrzymywała się tylko z rozbudowanej sprzedaży własnej.
W efekcie zmian do firmy zaczęła spływać rzeka pieniędzy. W 2014 roku syn znalazł się w posiadaniu majątku wartego... 270 mln zł. Imperium mięsne stało się istotnym graczem na polskim rynku - plasowało się zaraz za innymi gigantami, Animexem i Sokołowem. Miało aspiracje, by zostać liderem.
W szczycie swojej świetności firma produkowała 200 ton mięsa na dobę. Produkty można było kupić w sklepach Auchan, Biedronka, Carrefour, Delikatesy Centrum, E-Leclerc, Intermarche, Kaufland, Lidl, Makro, Netto oraz Żabka.
Upadek wędlinowego imperium
Z czasem strumień pieniędzy napływających do mięsnego imperium uległ skurczeniu. Kulminacja problemów miała miejsce w 2019 roku. W tym okresie zadłużenie firmy wzrosło do ponad 600 mln zł. Zakłady mięsne znalazły się na skraju bankructwa.
Produkcję drastycznie ograniczono, a następnym krokiem było już tylko zwalnianie ludzi. Były nawet strajki przed zakładami. Połowa załogi odeszła zaś sama.
Henryk K.wycofał się z przestrzenie publicznej, a według plotek wyjechał za granicę. Z początkiem września 2019 roku wyrokiem sądu ówczesny zarząd został pozbawiony kompetencji zarządzania majątkiem firmy. Od tego momentu pieczę nad przedsiębiorstwem sprawował zarządca sądowy. W grudniu 2019 roku oficjalnie wniesiono wniosek o upadłość firmy.
Ciężko uwierzyć, że firma, która jest liderem na polskim rynku wędlin, generuje zarobki liczące setki milionów złotych rocznie, pięć lat później ogłasza upadłość. Spółka tłumaczyła problemy wysokimi cenami surowców i niekorzystnymi cenami narzucanymi przez odbiorców produktów.
Sam Henryk K. rok temu w wywiadzie dla Business Insider mówił o wcześniej zaplanowanym spisku, który miał na celu przejęcie za grosze jego przedsiębiorstwa przed Cedrob. Oskarżył konkurencyjną spółkę, nadzorcę sądowego, banki, wymiar sprawiedliwości na Śląsku o działanie w zmowie.
- Celem tej zmowy jest zniszczenie i przejęcie zakładów za małą część ich wartości. Tą aferą powinna się jak najszybciej zająć prokuratura - mówił w wywiadzie dla Business Insider. Po ogłoszeniu upadłości firmy część przedsiębiorstwa za kwotę 100 mln zł netto wykupił Cedrob - lider mięsny na polskim rynku.
List gończy i finał poszukiwań
Co ciekawe, w wywiadzie udzielonym"BI" Henryk K. zarzekał się, że prokuratora zna jego miejsce zamieszkania i ówczesny adres. Kiedy jednak w marcu 2020 roku za mężczyzną wystawiono list gończy, obowiązywał on tylko... na terenie Polski. Gdyby prokuratura znała miejsce pobytu Kani, tego listu prawdopodobnie by nie było.
Jaki był finał poszukiwań ojca polskich wędlin? Wszystko skończyło się w Argentynie. Według "SE" mężczyzna został znaleziony w Buenos Aires, a teraz przebywa w areszcie domowym.
K. ma być podejrzany o o wymianę pustymi fakturami ze spółką zależną Rubin Energy. Faktur było aż 5,5 tys. a ich łączna wartość miała wynosić... 740 mln złotych.
Na tym podejrzenia się nie kończą. K. zarzuca się również wyłudzenie podatku VAT na kwotę ok. 30 mln złotych. Według śledczych, podejrzany mógł narazić Skarb Państwa na straty w wysokości 40 mln zł. Za zarzucane czyny Kani grozi do 15 lat więzienia.
"Trwa procedura ekstradycyjna, która ma na celu sprowadzenie Henryka K. do Polski. W przypadku pozytywnego jej zakończenia Henryk K. w Śląskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach usłyszy zarzuty (...)" - pisze Prokuratura Krajowa w odpowiedzi dla money.pl