- Masa ludzi tego nie wie, ale każdy może zostać deweloperem. Już mówię jak. Wystarczy mieć pracę na etat, na czas nieokreślony lub mieć swoją firmę. Musi być was stać na wybudowanie małego domu. Mały dom to rata rzędu 1,7 tys. zł. I teraz musisz zarabiać 3,5-4 tys. zł, żeby móc stać się deweloperem – mówi na TikToku Dawid Piątkowski, specjalista od przygotowania motorycznego, trener oraz twórca autorskiej metody rozwoju osobistego.
I wyjaśnia: - Bierzesz sobie kredyt, musisz mieć teraz duży wkład własny, bo koronawirus itd., i zaczynasz budować. Mówisz bankowi: tak, tam chcę mieszkać, po czym po wybudowaniu, ten dom najzwyczajniej w świecie sprzedajesz. Jak zrobisz to dobrze, zrobisz dobry projekt, w dobrym miejscu, to jesteś w stanie na jednej transakcji zarobić 100, 150, a nawet 200 tys. zł. Wszystko jest proste, gdy się wie jak. Część ludzi nie wie, dlatego mówią, że to niemożliwe, nie da się – twierdzi trener.
Kosztowne, czasochłonne i ryzykowne
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment, studzi jednak emocje. Na taką inwestycję trzeba zaciągnąć kredyt inwestycyjny, a nie hipoteczny. Zwraca też uwagę, że zaciągnięcie kredytu na 300 tys. zł może wystarczyć co najwyżej na budowę domu w stanie deweloperskim, ale nie postawimy go przecież w próżni.
– Potrzebna jest jeszcze działka, a te są dziś dość drogie i mocno wykupione. Do tego ta działka musi pozwalać na budowę domu. Jeśli nie pozwala u zarania, to trzeba stosowne pozwolenia uzyskać, co, jeśli jest możliwe, też trochę czasu zajmie, a jeśli prowadzimy inwestycję na kredyt, czas to pieniądz - mówi Bartosz Turek.
- Do tego potrzebne są media czy droga dojazdowa. Jeśli ich nie ma, to mamy kolejne spore czasem koszty. Zakładając więc scenariusz idealny, że mamy w pełni budowlaną działkę z pozwoleniem na budowę i dostaliśmy kredyt, to faktycznie możemy przystąpić do budowy – dodaje ekspert.
Koszty się mnożą
Tu znowu pojawia się "ale". Musimy mieć porządną ekipę budowlaną – taką, która buduje solidnie i terminowo, a to tylko z założenia jest proste. – Każdy, kto budował dom, wie, że budowa taka praktycznie zawsze kosztuje więcej, niż pierwotnie zakładaliśmy. Jeśli kredyt był wzięty "na styk", to najpewniej pieniędzy nie wystarczy - szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że materiały i robocizna wyraźnie ostatnio drożeją i nic nie wskazuje na to, aby trend miał się odwrócić. Do tego prowadzenie takiej budowy jest ekstremalnie czasochłonne – musimy np. nadzorować ekipę, dowozić materiały, załatwiać formalności – przypomina Bartosz Turek.
Ekspert zwraca też uwagę, że nie wystarczy postawić czegokolwiek i gdziekolwiek, aby sprzedać to z zyskiem. – Zawsze mamy ryzyko np., że dom będzie się sprzedawał dłużej, niż planowaliśmy, bank dowie się, że oszukaliśmy go przy zaciąganiu kredytu i zażąda zwrotu pieniędzy w terminie 30 dni, sąsiedztwo okaże się uciążliwe, po zdjęciu górnej warstwy ziemi okaże się, że na działce były składowane śmieci, albo po prostu działka jest okresowo podmokła - wylicza Bartosz Turek.
- Zatem reasumując - myślę, że stawianie wszystkiego na jedną kartę i porywanie się na deweloperkę bez odpowiedniego kapitału, to dla osoby niedoświadczonej duże ryzyko, dla wielu zbyt duże ryzyko – podkreśla analityk.
Od zera do milionera
Rady, jak zostać milionerem pojawiają się masowo. Dlaczego często im ulegamy? – Zdecydowana większość z nas chciałaby odnieść życiowy sukces. Często sukces utożsamiamy tylko z jednym jego wymiarem - finansowym, ponieważ jest najbardziej mierzalnym. Natomiast to, co jest nierozerwalnie związane z prowadzeniem firmy, inwestowaniem, to jest ryzyko tych działań – mówi Adam Zawielak, psycholog i psychoterapeuta.
I dodaje, że prawie każdemu biznesmenowi czy inwestorowi zależy na tym, żeby minimalizować ryzyko swoich działań, co wydaje się racjonalne. – Ale człowiek nie jest tylko i wyłącznie racjonalny, czasami podejmuje decyzje sprzeczne z logiką. Dlaczego? W decyzjach biznesowych trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników - mówi.
- Nasz mózg tak nie działa. Z każdej możliwej strony jesteśmy bombardowani tak licznymi informacjami, których nasz mózg nie jest w stanie zapamiętać i przetworzyć, dlatego działa selektywnie wybierając to, co wydaje się najważniejsze. Jest to ułatwienie dla pracy naszego mózgu, swoista ekonomia procesów poznawczych, ale ma to swoją cenę – tłumaczy Adam Zawielak.
Violetta Wróblewska, terapeuta, autorka książki "Życie i zdrowie masz tylko jedno" i bloga violettawroblewska.com, nie ma nic przeciwko marzeniom materialnym. – To jest normalna potrzeba człowieka, aby mieć swoje mieszkanie, samochód i względnie wygodne życie. Ale dużo osób chce mieć wszystko od razu; przez to ogromnie zadłuża się lub pracuje zawodowo, ponad granice swoich możliwości fizycznych czy psychiczno‑emocjonalnych, aby spełniać swoje marzenia i później z tego powodu cierpią latami, ponosząc konsekwencje ryzykownych wyborów życiowych – uważa terapeutka.
I dodaje. – Część osób działa pod wpływem sugestii znajomych, rodziny czy różnych doradców, lektury książek, odbytych szkoleń czy praktyk "prania mózgu" lub sesji psychologicznych manipulowania wyobraźnią bez krytycznego podejścia do siebie, zaczynają wierzyć w fikcję, iluzję, całkowitą wszechmoc swojego umysłu, własną wszechwiedzę, co prowadzi ich często do fałszywej oceny siebie, zawyżonego mniemania o sobie, wyniosłości, arogancji, zarozumiałości, narcystycznych zachowań, chęci manipulowania innymi i egoizmu, a wreszcie pustki wewnętrznej – mówi Violetta Wróblewska.