Ambitny, inteligentny, zdeterminowany. "Złote dziecko Platformy", przez lata protegowany Tuska. Dobrze ubrany, przystojny, z widokami na wielką karierę. Tak mówiono o nim jeszcze dekadę temu, gdy piął się po partyjnej drabinie i był jedną z twarzy Platformy Obywatelskiej. Po latach pamiętamy Sławomira N. przede wszystkim jako niechlubnego bohatera "afery zegarkowej" i byłego ministra, który przyjął ukraińskie obywatelstwo, by szefować agencji drogowej Ukrawtodor.
Sławomir N. urodził się 11 grudnia 1974 r. w Gdańsku. Jest absolwentem stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Gdańskim oraz zarządzania w Wyższej Szkole Morskiej (dzisiaj - Akademia Morska) w Gdyni.
Działalność polityczną zaczynał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Po połączeniu z Unią Demokratyczną został członkiem Unii Wolności. Był szefem młodzieżówki UD przez dwie kadencje.
Szturmem wszedł do polityki
W latach 1998-2000 był doradcą w gabinecie politycznym ministra obrony narodowej Janusza Onyszkiewicza. W 2002 roku związał się z Radiem Gdańsk, gdzie został powołany do zarządu i pełnił funkcję wiceprezesa ds. techniki i reklamy.
W 2004 r. objął mandat poselski. Wprawdzie nie zdobył liczby głosów, która by mu ten mandal zapewniała, ale zadziałał korzystny zbieg okoliczności: Janusz Lewandowski wybrany został do Parlamentu Europejskiego, więc miejsce po nim miał zająć kandydat z tej samej listy, który uzyskał największe poparcie. Wejściem do parlamentu nie byli zainteresowani Aleksander Hall, Leszek Czarnobaj i Zenon Odya, więc wakat po Lewandowskim zajął dopiero czwarty z uprawnionych, Sławomir N. W kolejnych wyborach w 2005 roku został już wybrany na kolejną kadencję.
W rozpisanych przed konstytucyjnym upływem kadencji wyborach w 2007 był liderem listy PO w okręgu gdańskim. Osiągnął najwyższy wynik w swoim okręgu, wyprzedzając Jarosława Wałęsę i Macieja Płażyńskiego.
Z Tuskiem spotykał się nie tylko na oficjalnych naradach, lecz również meczach piłki nożnej. Swego czasu był to sport bardzo bliski politykom Platformy Obywatelskiej. "Religią panującą w PO jest piłka nożna. Co tydzień gram z moimi przyjaciółmi w piłkę w Gdańsku, a w czasie obrad Sejmu kopiemy piłkę z posłami PO w Warszawie" – tak pisał o tym N.
W 2010 r. prezydent Bronisław Komorowski powołał N. do swojej kancelarii. N. był odpowiedzialny za kontakty z rządem i parlamentem. Komorowski bardzo N. ufał i wiele mu zawdzięczał – był on jednym z autorów kampanii prezydenckiej kandydata Platformy Obywatelskiej.
Niecały rok później jego przygoda z Kancelaria Prezydenta się zakończyła, a to dlatego, że w 2011 r. po raz czwarty dostał się do parlamentu. Zgodnie z Konstytucją, mandatu posła nie można łączyć z zatrudnieniem w Kancelarii Prezydenta.
- To był honor i satysfakcja pracować dla prezydenta Komorowskiego – powiedział Sławomir N., odchodząc z kancelarii.
W kolejnych latach łączył mandat posła z kolejnymi funkcjami partyjnymi i rządowymi. W 2011 r. objął szefostwo w ministerstwie transportu, budownictwa i gospodarki wodnej w drugim rządzie Donalda Tuska.
W 2013 r. dobra passa N.się skończyła.
Lubił luksus i to go zgubiło
- Sławomir N. został oskarżony o składania niezgodnych z prawdą oświadczeń majątkowych. Chodzi o pięć dokumentów składanych od listopada 2011 r. do marca 2013 r., w których poseł nie wykazał składników mienia ruchomego o wartości ponad 10 tys. zł. Chodzi o zegarek renomowanej firmy – poinformowała prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska ze stołecznej prokuratury okręgowej.
Były minister transportu usłyszał zarzuty w tej sprawie 9 stycznia. Przekonywał, że czuje się niewinny, czego dowiedzie przed sądem.
Sprawa była pokłosiem artykułu w tygodniku "Wprost". Tygodnik napisał m.in., że kosztowny zegarek nie znalazł się w oświadczeniu majątkowym min. N. Minister przekonywał, że wymienia się zegarkami ze swoim kolegą. Dopiero po publikacji "Wprost" uzupełnił swoje oświadczenie majątkowe.
W maju 2013 r. prokuratura okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie złożenia fałszywego oświadczenia majątkowego przez ministra transportu Sławomira N., poprzez zatajenie w oświadczeniu faktu posiadania zegarka o wartości powyżej 10 tys. zł oraz faktu leasingowania samochodu marki Volvo. Zdaniem posła Andrzeja Romanka, który zawiadomił o możliwości popełnienia przestępstwa, minister N. w latach 2009-2013 uzyskiwał także korzyść w postaci korzystania z klubu Prive i faktu tego nie ujawnił w rejestrze korzyści. Wątki auta i klubu zostały umorzone.
Według biegłych, zegarek, który nie znalazł się w oświadczeniu min. N. jest wart min. 17 tys. zł, a to oznacza, że w oświadczeniach powinien być zadeklarowany. Minister tłumaczył, że był to prezent od rodziny.
W listopadzie 2013 r. w związku z zapowiedziami prokuratury o postawieniu zarzutów, Sławomir N. zrzekł się immunitetu poselskiego i złożył rezygnację z funkcji ministra. Premier Donald Tusk ją przyjął, mówiąc, że liczy na szybkie wyjaśnienie sprawy i powrót polityka do rządu.
"Zablokowałem to" – powiedział były minister finansów
W czerwcu 2014 r. Sławomir N. oddał partyjną legitymację. Drogi z partią, której członkiem był przez tyle lat, na dobre się rozeszły.
- W związku z kolejnym medialnym atakiem na moją osobę, a przez to także na Platformę Obywatelską, nosząc się z zamiarem zakończenia działalności politycznej, w dniu dzisiejszym złożyłem rezygnację z członkostwa w partii Platforma Obywatelska - napisał Sławomir N..
Już wcześniej relacje między nim a kolega z boiska, Donaldem Tuskiem, były bardzo napięte. Nie chodziło tylko o nieszczęsny zegarek, lecz również ujawnioną przez dziennikarzy "Wprost" rozmowę N. z byłym ministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem oraz Dariuszem Z., byłym szefem GROM-u. Sławomir N. rozmawiał z Parafianowiczem o problemach z finansami żony.
Sławomir N. opowiadał o grożącej jego żonie kontroli skarbowej. Wtedy padły m.in. następujące słowa:
– I chcą ją trzepać. Cały 2012 r. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy (…). Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moim rachunkiem. (…) Bo ona jedzie od paru lat na stracie, potężnej.
Parafianowicz na słowa N. odpowiedział:
- Ja to wszystko wiem... ale... bo ja z urzędu kontroli skarbowej... to już odkryliśmy bardzo dawno. UKS, komputery wyrzuciły (…). Zablokowałem to...- mówi b. pełnomocnik rządu do spraw zwalczania nieprawidłowości.
Na pytanie byłego ministra transportu, co może za to grozić, Parafianowicz odpowiedział, że nie chodzi o kwotę, tylko o "styl niedopłacenia". Tłumaczył, że wiele zależy od powodów kontroli.
– Jaką mają intencję, czy to jest rutynówka czy zadaniowa? Bo jak zadaniowa, to cię rozje....- dodaje.
Stenogramy tamtej rozmowy do dziś są do znalezienia w sieci. A znamy je, bo panowie mieli pecha wybrać się na obiad do restauracji "Sowa i przyjaciele", której kelnerzy nie słynęli z dyskrecji.
Ale o tym wszyscy zainteresowani dowiedzieli się dopiero po fakcie.
Prezes na Ukrainie i zarzuty o poświadczenie nieprawdy
Z polityki N. rzeczywiście zniknął i zaczął się realizować na nowym, biznesowym polu. W 2016 r. został prezesem Ukrawtodoru, ukraińskiej państwowej agencji drogowej. Niedługo po tym przyjął też ukraińskie obywatelstwo.
Ukraińska przygoda trwała 3 lata. We wrześniu 2019 r. ukraiński minister infrastruktury Władysław Kryklij zapowiedział, że N. zostanie zwolniony ze stanowiska.
- N. sam zamierza odejść; rozumie, że zmienił się krajobraz polityczny. Chociaż sam N. jest najpewniej najmniej problematycznym członkiem ekipy, która zajmowała się gospodarką drogową - powiedział minister.
Skoro "nie jest problemem", to w czym rzecz? N. podjął nietrafione decyzje personalne i powołał na wysokie stanowiska niesprawdzonych, skorumpowanych ludzi.
Odwołanie z funkcji to nie jedyny problem N. na tamtym etapie kariery. Nastąpiła "powrótka z przeszłości": 9 września 2019 r. ukraińska Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji (NAZK) poinformowała, że N. podał nieprawdziwe informacje w deklaracji majątkowej.
"W wyniku pełnej kontroli deklaracji p.o. szefa Ukrawtodoru za 2017 r. NAZK ustalił, że doszło do zadeklarowania nieprawdziwych danych na równowartość ponad 100 minimów socjalnych dla osób zdolnych do pracy" – podała NAZK w komunikacie.
N. zapewnił, że deklaracja została wypełniona prawidłowo i będzie bronił swojego dobrego imienia w sądzie.
Po zwolnieniu z funkcji prezesa nie czekało go bezrobocie, bo w międzyczasie założył spółkę doradczą, która świadczy usługi w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej, public relations i pozyskiwanie pracowników.
O spółce było głośno zaledwie kilka miesięcy po jej starcie. Dziennikarzy zdziwiło, że w ciągu zaledwie roku nowy podmiot zanotował zysk netto 469 tys. zł.
W poniedziałek rano N. został zatrzymany przez CBA pod zarzutem przyjmowania korzyści majątkowych. Wśród zatrzymanych są również Dariusz Z., były dowódca JW "GROM" – wspomniany wcześniej przy okazji wizyty w restauracji "Sowa i przyjaciele" i przedsiębiorca z Gdańska Jacek P.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl