Każdemu odchodzącemu z pracy ministrowi przysługuje odprawa. Reguluje to ustawa o wynagrodzeniu osób, zajmujących kierownicze stanowiska państwowe.
Ta sama, którą jeszcze kilka dni temu chcieli zmieniać posłowie PiS i opozycji, przyznając spore podwyżki sobie, ministrom czy prezydentowi. Po fali krytyki poprawki odrzucił Senat.
Z odrzuceniem podwyżek przez Senat zbiegły się dymisje w rządzie. W poniedziałek z posady zrezygnował wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, a dzień później dymisję złożył jego szef Łukasz Szumowski.
Na tym jednak nie koniec. Parę godzin później usłyszeliśmy, że wiceminister Wanda Buk opuszcza resort cyfryzacji na rzecz zarządu Polskiej Grupy Energetycznej, a w czwartek fotel szefa dyplomacji zwolnił Jacek Czaputowicz.
Pieniędzy nie dostaną
Wspomniana wyżej ustawa przewiduje, że wysokość odprawy pieniężnej zależy przede wszystkim od stażu pracy w rządzie.
Art. 5 wymienia trzy rodzaje odpraw. Miesięczne wynagrodzenie dla tych, którzy na stanowisku nie spędzili nawet kwartału. Na dwie pensje po odejściu z rządu mogą liczyć ci, którzy ministerialną tekę dzierżyli od 3 miesięcy do roku, a trzy dodatkowe wynagrodzenia przysługują urzędnikom z przynajmniej 12-miesięcznym stażem.
Żadne z wymienionej czwórki pieniędzy jednak nie dostanie. Wszystko przez inny zapis z art. 5 ustawy. Okazuje się bowiem, że odprawy przysługują tylko tym, którzy ze stanowiska zostali odwołani.
Ani Cieszyński, ani Szumowski, ani Buk, ani Czaputowicz odwołani nie zostali. Dymisję złożyli sami, więc o dodatkowym wynagrodzeniu mogą zapomnieć.
Podobnie zresztą było, gdy z rządu w maju odchodził Jarosław Gowin czy też, gdy w ubiegłym roku dymisję składał jego ówczesny zastępca Andrzej Stanisławek. Opisywaliśmy to w money.pl.
Odchodzący ministrowie mogli w łatwy sposób zapewnić sobie dodatkowe pieniądze. Wystarczyło, żeby poczekali do zapowiadanej na jesień rekonstrukcji rządu. Wtedy odwołałby ich premier, a oni dostaliby dodatkowe pieniądze.
Kilkadziesiąt tysięcy złotych na głowę. Jest jedno "ale"
O jakich kwotach mowa? Wszyscy ministrowie, którzy w tym tygodniu podali się do dymisji, mają staż pracy przekraczający rok. To oznacza, że mogliby liczyć na 3-miesięczną odprawę.
Dla Szumowskiego i Czaputowicza, którzy pobierali pensje ministerialne, oznaczałoby to ponad 30 tys. zł brutto. Z kolei wiceministrowie Buk i Cieszyński otrzymaliby po około 24 tys. zł na głowę.
W sumie na posunięciu całej czwórki budżet państwa zaoszczędzi ok. 108 tys. zł. To mniej więcej tyle, ile jedno dziecko otrzyma przez całe życie z tytułu programu 500+.
Oszczędność jest jednak pozorna. Wszystko przez jeszcze jeden z zapisów ustawy. Odchodzący ministrowie przez 3 miesiące po dymisji nie mogliby podjąć nowej pracy.
Gdyby to zrobili, to budżet dopłacałby im tylko do wysokości pensji, którą otrzymywali w rządzie. Jeśli w nowym miejscu pracy ich pensja byłaby wyższa niż w ministerstwie, to o pieniądzach mogliby zapomnieć.
Najlepszym przykładem jest tutaj Wanda Buk. Była już wiceminister cyfryzacji w zarządzie PGE miesięcznie zarobi tyle, co w resorcie zarabiała w rok. Z odprawy może więc zrezygnować bez bólu.