W związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem informujemy: jednorazowy limit tankowania poniższych paliw (Shell V-Power Diesel oraz Shell Fuelsave Diesel) wynosi 100 litrów. Przepraszamy za niedogodności - można przeczytać na kartkach, które przyczepiono do dystrybutorów na stacji Shell w stolicy Dolnego Śląska.
Ten problem nie dotyczy jedynie Wrocławia. Podobne komunikaty kierowcy widzieli też w Warszawie, o czym informują w serwisie społecznościowym X (dawniej Twitter).
Zapytaliśmy obsługę wrocławskiej stacji, czy ograniczenia mają związek z wprowadzoną we wrześniu promocją na paliwa Shell V‑Power 95 i Shell V-Power Diesel. W odpowiedzi usłyszeliśmy jednak: "wynika to z braków magazynowych". Jak się dowiedzieliśmy, reglamentację wprowadzono pod koniec ubiegłego tygodnia, ma potrwać "do odwołania".
Ograniczenia nie obowiązują jednak na większości stacji Shell w kraju (jest ich ok. 460). Dotarliśmy do listy, gdzie należy "przekierować transport ciężki". Jest to co najmniej 30 punktów - od Szczecina po Piotrków Trybunalski i Oświęcim.
Do listy stacji, gdzie nie ma limitów (stan na wtorek godz. 10), należą też wrocławskie punkty przy ul. Małopanewskiej, Kosmonautów przy lotnisku, Ślężnej oraz w Długołęce. Takich lokalizacji może być jednak więcej.
Zapytaliśmy Shell o ograniczenia sprzedaży paliw - dlaczego podjęto taką decyzję. Koncern odpowiada, że reglamentacja dotyczy "niewielkiej części stacji" i dotyczy jedynie oleju napędowego, a nie benzyny.
Aktualna sytuacja na rynku paliw, tj. najniższe ceny w hurcie w Unii Europejskiej, spowodowała duży popyt na paliwo krajowe. To skutkuje ograniczeniem dostępności paliwa, co jest najbardziej odczuwalne w przypadku oleju napędowego, którego dużą częścią odbiorców są klienci biznesowi. W celu zachowania ciągłości operacyjnej na stacjach i zapewnienia wszystkim naszym klientom potrzebnego paliwa dbamy o stałe zaopatrzenie i kierujemy klientów na stacje z dużą dostępnością diesla - odpowiada Anna Papka, dyrektorka ds. korporacyjnych Shell Polska.
Podobne problemy doprowadziły do załamania na Węgrzech. Przypomnijmy, że Viktor Orban zamroził ceny paliw przed ubiegłorocznymi wyborami tak skutecznie, że w końcu paliwa na stacjach zabrakło, a kiedy przywrócił normalną cenę, wybuchł kryzys gospodarczy. Inflacja powędrowała grubo powyżej 20 proc., skłaniając szefa tamtejszego banku centralnego do otwartej krytyki polityki gospodarczej Fideszu, co wcześniej mu się nie zdarzało.
Wtedy Daniel Obajtek, szef Orlenu, który obniżył przed wyborami ceny paliw, ostrzegał, że to praktyka, która musi prędzej czy później doprowadzić do kryzysu. W tamtym czasie do obniżki cen paliw nawoływała opozycja. Dzisiaj jednak problemu nie widzi.
Obecnie zaburzenia w konkurencji widać jak na dłoni w przygranicznych stacjach. Money.pl informowało jako pierwsze o przyjazdach Czechów, którzy tankują znacznie tańsze polskie paliwo do baków. Problem dotarł najwidoczniej także już na inne stacje, takie jak Shell.
Orlen i problemy z hurtem
O ograniczeniach na rynku paliw już pisaliśmy w money.pl. Jedno z przedsiębiorstw zaalarmowało nas, że występują problemy z zakupem hurtowym w Orlenie.
- Orlen bardzo mocno ograniczył sprzedaż, a importerzy sprzedają (z dużymi ograniczeniami) w cenie o kilkadziesiąt groszy wyższej na litrze, niż sprzedają stacje w detalu. Obecny kryzys jest dla nas nawet bardziej odczuwalny niż ten po wybuchu wojny lub w Covidzie, co pokazuje skalę problemu - usłyszeliśmy od jednego z menedżerów.
Paliwowy "cud nad Wisłą". Co się dzieje z cenami na stacjach?
Pytania o to, co się dzieje na polskim rynku paliw, przybrały na sile w ostatnich tygodniach. Anomalię na polskim rynku paliw już kilka tygodni temu dostrzegli analitycy Goldman Sachs. Jak wielokrotnie pisaliśmy w money.pl, w sąsiednich krajach ceny paliw na stacjach rosną, a w Polsce nie.
Oficjalne dane Komisji Europejskiej potwierdzają rozjazd w cenach paliw między Polską a krajami sąsiednimi. Widać to jeszcze wyraźniej w ostatnim raporcie z ubiegłego czwartku. Średnie ceny benzyny i diesla w Polsce zauważalnie spadły. Benzynę mamy już najtańszą w Unii Europejskiej, a olej napędowy taniej można zatankować już tylko na Malcie.
Nasi rozmówcy - analitycy rynku paliw - podkreślali, że takiej sytuacji nie da się długo utrzymać. Nie wykluczali, że niskie ceny będziemy widzieć na stacjach aż do wyborów, choć - jak wskazywali - otoczenie rynkowe może wymusić ruchy cenowe w górę już wcześniej.
- Orlen nie może pozwolić sobie ani na to, by przed wyborami ceny paliwa wzrosły, ani na to, by tego paliwa na stacjach zabrakło. To wyglądałoby jeszcze gorzej - mówił money.pl Dawid Czopek, ekspert rynku paliw.
Moim zdaniem po wyborach cena paliwa pójdzie w górę, jeśli nic się nie zmieni. Oczywiście nie będzie tak, że w poniedziałek 16 października obudzimy się rano i na dystrybutorach zobaczymy 7 zł za litr. Jednak już przy braku presji związanej z wyborami, cena będzie zmierzała w kierunku realnych cen rynkowych - oceniał.
Wyliczał, że litr diesla na stacjach paliw powinien kosztować niewiele ponad 6 zł jak obecnie, ale 7,5 zł. Na fakt, że "obniżka nie jest zbyt rynkowa", wskazywał też dr Jakub Bogucki z e-petrol.pl.