W Niemczech ostatecznie zakończyła się era rządów Angeli Merkel, która u sterów była 16 lat. W środę zaprzysiężony został gabinet Olafa Scholza, który wspólnie stworzyły trzy partie: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), Zieloni oraz liberalna Wolna Partia Demokratyczna (FDP). Tym ostatnim przypadła teka ministra finansów, choć chrapkę na nią mieli również Zieloni.
Kontrolę nad resortem przejmie przewodniczący FDP Christian Lindner. 42-latek jeszcze w trakcie negocjacji zapisów przyszłej umowy koalicyjnej nawoływał do wprowadzenia zmian w zakresie polityki fiskalnej Niemiec.
- Potrzebujemy powrotu do polityki zorientowanej na wzrost, która promuje działalność gospodarczą. Musimy też ograniczyć bezsensowne wydatki rządowe - przekonywał Lindner we wrześniu, cytowany przez agencję Bloomberga.
Podatki "zamrożone" na obecnym poziomie
FDP osiągnęła najniższy wynik wyborczy z całej trójki koalicjantów na poziomie 11,5 proc. Partia ta stała się jednak języczkiem u wagi, gdyż bez jej poparcia niemożliwe było uformowanie rządu przez samych SPD i Zielonych. Dlatego też liberałowie wynegocjowali w formułującym się rządzie fotel ministra finansów, który w Niemczech ma znacznie spory prestiż.
- Ministerstwo Finansów jest jednym z kluczowych stanowisk, gdyż szef tego resortu decyduje o budżetach innych ministerstw - tłumaczy w rozmowie z money.pl dr hab. Sebastian Płóciennik, główny specjalista analityk ds. gospodarki Niemiec w Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW). I zauważa: - Obecna pozycja polityczna Olafa Scholza wynika w dużej mierze z faktu, że był ministrem finansów i wicekanclerzem w rządzie Angeli Merkel.
To o tyle istotne, gdyż FDP ma przeciwne od swoich koalicjantów stanowisko w kwestii podatków. Liberałowie opowiadają się za swobodą gospodarczą, a jej fundamenty dostrzegają w obniżce danin publicznych. Również dla najbogatszych Niemców, co wywołuje szczególny zgrzyt. Zarówno SPD, jak i Zieloni są za podnoszeniem obciążeń podatkowych najlepiej zarabiającym.
Ostatecznie w toku negocjacji umowy koalicyjnej trzy ugrupowania ustaliły, że żadnej podwyżki nie będzie. Lindnerowi udało się zablokować zapędy pozostałych ugrupowań tworzących rząd federalny.
Hamulec wydatkowy będzie przywrócony
Nie oznacza to jednak, że nie ma punktów wspólnych między koalicjantami w kwestii polityki fiskalnej. Christian Lindner wraz z Olafem Scholzem opowiadają się za przywróceniem konstytucyjnego hamulca zadłużenia państwa (Schuldenbremse) - zwraca uwagę portal Politico.eu.
Jego obowiązywanie zawieszono na czas trwającej pandemii (podobnie jak w Polsce rządzący uczynili ze stabilizującą regułą wydatkową). Liderzy SPD i FDP mieli jednak inne wyobrażenia, kiedy należałoby przywrócić wspomniany hamulec.
Christian Lindner opowiada się za stabilnością finansów publicznych i przewidywalnością wydatków państwa. Socjaldemokraci tworzący największe ugrupowanie w koalicji natomiast są zdania, że na czas turbulencji gospodarczych wywołanych SARS-CoV-2 należałoby raczej stymulować gospodarkę. Ostatecznie jednak w umowie koalicyjnej znalazł się zapis o przywróceniu reguły w 2023 roku.
Pozostaje jednak pytanie, jak władze w Niemczech zamierzają sfinansować inwestycje w zakresie cyfryzacji państwa oraz ochrony klimatu. Ośrodek Studiów Wschodnich w swojej analizie zwraca uwagę, że rząd prawdopodobnie powoła osobne fundusze celowe - choć nie ma o nich ani słowa w umowie koalicyjnej.
Agencja Reutera informowała, że w 2022 roku rząd zamierza zaciągnąć dług większy o 100 mld euro. Dodatkowymi środkami budżetowymi ma być zasilony m.in. istniejący Fundusz Klimatu i Transformacji (EKF).
Olaf Scholz pozostaje też optymistą. Niedawno ogłosił, że dzięki rozwojowi gospodarki Niemiec do 2025 roku wpływy z podatków zwiększą się o 60 mld euro. Słychać również o pomyśle zreformowania sposobu naliczania hamulca długu, co pozwoliłoby na większą elastyczność, choć w tym przypadku swoje wątpliwości zgłaszają konstytucjonaliści. Jednak dodatkowe środki są potrzebne, by sfinansować plany rządu odnośnie do cyfryzacji, polityki socjalnej i transformacji energetycznej.
Energetyka i socjal ważnymi aspektami polityki nowego rządu
A te są ambitne. Jeżeli chodzi o energetykę, to Niemcy planują odejście od węgla do 2030 roku. Większy nacisk w tym celu nowy rząd planuje położyć na odnawialne źródła energii. Wszystko po to, by kraj osiągnął neutralność klimatyczną do 2045 roku.
Zmiany szykują się również w aspekcie polityki społecznej. Najważniejszą kwestią z punktu widzenia obywateli Niemiec jest podniesienie od 2022 roku minimalnej stawki wynagrodzenia z 9,60 euro do 12 euro za godzinę. O ten zapis szczególnie zabiegał Olaf Scholz, a oznacza on podwyżki dla niemal dwóch milionów pracowników - podaje CNN.
To nie koniec, ponieważ podniesiona ma zostać granica wynagrodzenia tzw. minijobs, czyli elastycznej formy zatrudnienia na niepełny etat. Limit zarobków z tego tytułu wzrośnie z 450 euro do 520 euro.
Dlatego też zabiega m.in. o to, żeby umowy na czas określony u jednego pracodawcy nie mogły trwać dłużej niż sześć lat. Nowa koalicja zdecydowała się na zachowanie ubezpieczenia emerytalnego na poziomie 48 proc. przeciętnego wynagrodzenia - wskazują analitycy OSW.
- Spore znaczenie ma założenie koalicji, że nie będzie podwyższenia wieku emerytalnego. Jednak Niemcy już w tej chwili mają problemy na rynku pracy. Liczba nieobsadzonych miejsc pracy wróciła do stanu sprzed pandemii. Tylko w sektorze IT brakuje ok. 100 tys. specjalistów. Aby zasypać tę dziurę, koalicja chce otworzyć Niemcy szerzej na imigrację, ale to politycznie nie będzie łatwe - zwraca uwagę dr hab. Sebastian Płóciennik.
Poluzowane mają być również reguły świadczenia socjalnego Hartz IV, które jest wypłacane osobom zdolnym do pracy, ale pozostającym na długotrwałym bezrobociu - czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich. Czy wywoła to spór między SPD a FDP?
- Nie sądzę, by polityka socjalna była źródłem poważniejszego konfliktu w koalicji. Bardziej problematyczna jest polityka budżetowa, przede wszystkim sposób finansowania wydatków. Tutaj mogą pojawić się tarcia między koalicjantami - kończy ekspert.