Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Konrad Bagiński
Konrad Bagiński
|
aktualizacja

Oni nie doczekają otwarcia. Kelnerzy już uciekli z gastronomii

110
Podziel się:

- W naszej branży niewiele osób obchodzi bunt restauratorów, bo kelnerów i kucharzy jest już jak na lekarstwo. Kto mógł, uciekł wcześniej – mówią money.pl kelnerzy i pracownicy gastronomii. Wiele osób nie dało po prostu rady czekać na to, aż lokale znów będą mogły działać.

Oni nie doczekają otwarcia. Kelnerzy już uciekli z gastronomii
Spora część kelnerów uciekła z branży gastronomicznej już na dobre. (Unsplash.com, Pelle Martin)

Spora część restauracji, barów i innych lokali gastronomicznych nie jest już zainteresowana przejawami buntu. Skala upadłości w branży wydaje się spora, aczkolwiek trudno ją na tę chwilę oszacować. Jednymi z pierwszych ofiar lockdownu byli kelnerzy – obecnie prawie zbędni w miejscach, które jeszcze działają i serwują jedzenie na wynos. Większość prawdopodobnie odeszła z branży.

W Polsce jako kelnerki i kelnerzy pracuje ok. 40 tysięcy osób. To dane oficjalne, ale to liczba, którą również trudno weryfikować. Z pewnością było ich więcej, bo spora część pracowała w szarej strefie.

Zobacz także: Odmrożenie gastronomii. Minister zasugerowała datę. "W ubiegłym roku zaczęło się w maju"

- Kelnerzy to urodzeni handlowcy, oczywiście ci dobrzy. Więc większość z nas nie ma wielkich problemów z przebranżowieniem się. Oni poszli do innych branż. Jeden wozi paczki, został kurierem, koleżanka pracuje na stacji benzynowej – mówi w rozmowie z money.pl Marcin, młody kelner z Warszawy. Jeszcze niedawno pracował w sieciowej restauracji, dziś obsługuje klientów w sklepie internetowym.

Faktem jest, że – jeśli chodzi o tę branżę – lockdown uderzył przede wszystkim w młodych ludzi.

- Dla systemu i większości ludzi jesteśmy niewidzialni. Kelner to u nas nie zawód, tylko takie czasowe zajęcie. Proszę sobie przypomnieć – ile razy przed pandemią widział pan w knajpie kelnera albo kelnerkę po pięćdziesiątce? Na Zachodzie tak pracuje mnóstwo osób w sile wieku, sporo starszych – mówi Adam z Krakowa.

Tę obserwację potwierdza Michał Chabior, prezes Stowarzyszenia Kelnerów Polskich i członek zarządu Polskiej Izby Hotelarzy.

- Pracodawcy nie zapewniają stabilności, odpowiednich warunków, godziny pracy są dziwne. To się czasem ociera o niewolnictwo, jeśli ktoś przychodzi do pracy i nie wie o której skończy. Wiele osób nie ma zapewnionej stałej godnej pensji, nie ma związków zawodowych – wylicza.

Chabior dodaje, że jeśli chodzi o obecny lockdown, sytuacja zawodowych kelnerów z dużym doświadczeniem i pracujących dla renomowanych restauracji i hoteli już dawno została wyjaśniona.

- Oni w znacznej mierze zostali zwolnieni. Mieli umowy o pracę, dostali wypowiedzenia i po prostu się przebranżowili. Pozostaje pytanie, czy oni do tego zawodu wrócą – można mieć co do tego spore obawy – mówi Chabior.

Z kolei pracownicy zatrudniani na czarno bądź umowy cywilnoprawne zostali bez pracy z dnia na dzień. Ta część firm, które radzą sobie z dostarczaniem jedzenia do klientów, stara się wykorzystać kelnerów jako dostawców. Robią tak pizzerie, ale i inne restauracje z jedzeniem, które można łatwo dowozić.

- Pizzerie to specyficzny kawałek rynku. Pizza świetnie sprawdza się w dowozie, są restauracje, które i przed lockdownem miały na przykład 2 stoliki albo żadnego, a i tak świetnie dawały sobie radę. Po prostu ponad 90 proc. zamówień miały z dowozem. Jeśli któraś miała kelnera albo kelnerkę, to oni się teraz zajmują wożeniem placków. Ja tak przynajmniej robię, wiem, że to powszechna praktyka w branży – mówi nam Marek, pracownik jednej ze stołecznych pizzerii.

Do tej pory kelnerzy i inni pracownicy gastronomii mogli dorabiać poza stałym miejscem pracy. Konferencje, eventy, wesela pozwalały zarobić dodatkowe pieniądze. Teraz te możliwości są również zamrożone.

A branża gastro – kiedy rząd pozwoli jej znowu pracować – musi szykować się na kolejny problem.

– Wiele osób już nie wróci do tej pracy – mówi Michał Chabior i ostrzega, że po otwarciu gastronomii oraz hoteli, firmy będą miały spory problem ze skompletowaniem załogi. – Dwudniowy kurs dla kelnera kosztuje ok. 2 tysięcy złotych netto. Którą firmę po pandemii będzie stać na to, by zapłacić takie sumy? – pyta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(110)
WYRÓŻNIONE
Lele
4 lata temu
Nazywanie tych ludzi zbuntowanymi, nie pasuje do tego co występuje. To są ludzie którzy walczą o życie. Ludzie którzy walczą o przetrwanie mimo przeciwności, tym samym pokazując całemu światu że się da. To nie są źli ludzie, a wręcz przeciwnie. To że jedni mają czas i mogą sobie tak czekać i siedzieć, nie oznacza że drudzy też. Ludzie walczą o życie, do tego doszło. Czy to ich wina? Zdecydowanie nie. Nie są niczemu winni
Romek
4 lata temu
Ludzie się buntuja, teraz zmniejsza wyniki korony i łaskawie otworzą , zanim ich wszyscy oleja i będzie bunt
Sylwek
4 lata temu
Zrobiłem kurs i zostałem agentem ubezpieczeniowym. Klijenci rozpoznają mnie jako byłego kelnera i jeszcze polecają znajomym Wszystkim dziękuję
NAJNOWSZE KOMENTARZE (110)
rozrzutny
4 lata temu
"Dwudniowy kurs dla kelnera kosztuje ok. 2 tysięcy złotych netto" Że ile?
Gghh
4 lata temu
Na kurierów niech ida
Rfgg
4 lata temu
Co to za zawód kelner?kiedyś może tak. Teraz byle kto
Tylko ja
4 lata temu
Jakoś tych młodych to mi nie żal. Nie wiele potrafili a wymagania jakby było mistrzami.
Były
4 lata temu
Ja robiłem za kelnera , miałem napiwki , ciałem klienta , podpitym cenę stolika doliczałem do rachunku. Teraz z barmanem robimy na budowie dróg i mostów.
...
Następna strona