Węgry balansują na krawędzi kryzysu. Inflacja utrzymuje się na najwyższym poziomie w Unii Europejskiej. Według czerwcowego odczytu wyniosła 20,1 proc., a tempo jej ograniczania pozostawia wiele do życzenia.
Jednak rząd Obrana jest w pełni zadowolony ze swoich działań. Przewiduje, że do końca roku uda się zejść do jednocyfrowego odczytu. Problem w tym, że tempo wzrostu cen to niejedyny problem Węgrów.
Dane PKB za ostanie dwa kwartały 2022 r. i pierwszy 2023 r. wskazywały na kurczenie się gospodarki. Realny PKB w pierwszym kwartale tego roku spadł o 0,2 proc. w stosunku do poprzedniego odczytu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do tego blokowane jest 22 mld euro przyznanych Węgrom w ramach polityki spójności. Budapeszt nie ma też dostępu do środków z KPO, które pozostają zamrożone w związku z łamaniem zasad praworządności oraz korupcją na Węgrzech.
Odmrożenie cen i bicz promocyjny
Rząd Orbana przekonuje jednak, że dzięki jego polityce sytuacja gospodarcza się poprawia (w kwietniu inflacja osiągnęła 24 proc.). Działać mają obowiązujące od półtora roku ograniczenia cen, które spełniły swoje zadanie. Dlatego nadszedł czas na zniesienie limitów.
Obejmowały one produkty spożywcze: cukier, mąkę, olej słonecznikowy, pierś z kurczaka, udziec wieprzowy i mleko. W listopadzie na tę listę dopisano między innymi jajka i ziemniaki.
Według portalu Telex, niektóre ceny produktów objętych dotychczas limitami już wzrosły o kilkadziesiąt procent.
Orban twierdzi, że sytuacja jest tak dobra, że rząd nie musi już interweniować w gospodarkę, ale prawda jest taka, że stale interweniuje. Uwolnienie cen jest tylko pozorne, bowiem działają obowiązkowe obniżki. Jeśli nie są realizowane, to sieciom grożą kary. Rząd się chwali, jakie kwoty już udało mu się ściągnąć, nie są to małe pieniądze - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Dominik Héjj, politolog i ekspert w tematyce węgierskiej, starszy analityk w Instytucie Europy Środkowej.
Wymagane przez rząd promocje weszły w życie w czerwcu i objęły produkty w 20 kategoriach. Z tego co najmniej dwa produkty każdego rodzaju mają być objęte minimalnym rabatem.
Od sierpnia przymusową obniżkę cen wybranych kategorii podniesiono z 10 do 15 proc.
To ręczne sterownie gospodarką, nie ma nic wspólnego z rynkiem. Czegoś takiego dotąd jeszcze nie widziałem. Orban rządzi dekretami i w ten sposób rozstroił gospodarkę. Limity cenowe wprowadzono celowo, miały odegrać propagandowo-kampanijną rolę i ten efekt odniosły. Teraz musi się zmierzyć ze skutkami gospodarczymi - mówi prof. Góralczyk.
Nasz rozmówca przypomina, że kwestia mrożenia cen wywołała konflikt na linii rząd - Narodowy Bank Węgier (Magyar Nemzeti Bank). Jak ostrzegał szef MNB György Matolcsy, pułapy cenowe zwiększają stopę inflacji od 3 do 4 pkt proc. Matolcsy napominał rząd, by jak najszybciej zdjąć ograniczenia.
Warto przypomnieć, że na Węgrzech obowiązywał również limit cen na paliwo, jednak został on zniesiony przez rząd na początku grudnia 2022 r. na wniosek koncernu naftowo-gazowego MOL. Powodem była trudna sytuacja w zakresie dostaw paliw na Węgry.
"Sankcjoinflacja" i zła Unia
Jak wyjaśnia Dominik Héjj, premierowi Orbanowi udało się przekonać większość społeczeństwa - głównie za sprawą kontrolowanych przez państwo mediów - że problemy gospodarki mają charakter zewnętrzny.
Nastroje społeczne się pogarszają, ale odpowiedzialnością za sytuację kraju nie obarcza się rządu. Wielu Węgrów przyjęło narrację Fideszu, zgodnie z którą, to wojna w Ukrainie jest przyczyną kryzysu i wysokiej inflacji. W przeciwieństwie do Polski nie jest to jednak putinflacja, bo nie Rosja jest przedstawiana jako źródło problemu, ale nieskuteczne sankcje, które ograniczają rozwój Węgier - wskazuje ekspert.
Drugim winnym, w retoryce partii rządzącej jest UE, która blokuje KPO i grozi kolejnymi sankcjami w postaci przykręcania kurka z wypłatami.
- Antyunijnej retoryki jest wiele. Przykładem niech będą oczekiwane wśród nauczycieli bardzo wysokie podwyżki. Premier Orban już zapowiedział, że obiecane pieniądze są zapisane w KPO i to od Brukseli zależy, czy trafią do Węgrów - zaznacza dr Héjj.
Prof. Góralczyk uważa, że przekaz ten jest wspierany przez potężne transfery socjalne. Stawiają one "opiekuńcze" państwo Orbana w kontrze do Brukseli, która karze, zakazuje i ogranicza. Jednak to właśnie w rozdawnictwie nasz ekspert upatruje faktyczne źródła dzisiejszych problemów Węgrów.
Sute rozdanie Fideszu
- Orban na kampanię 2022 r. przeznaczył gigantyczne pieniądze. Cały wachlarz świadczeń miał dać ponowną wygraną Fideszowi. Wprowadził dodatkowe emerytury, podniósł pensje w budżetówce - wylicza prof. Góralczyk. - To odbiło się na inflacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pensje wzrosły od 10 do 20 proc. Do tego Fidesz zdecydował się znieść podatki dla młodych Węgrów oraz uruchomić transfery dla rodzin. Tuż przed wyborami 2 mln rodziców otrzymało zwrot całego podatku PIT za 2021 r. Jak pisało OKO.press, nie była to mała kwota - 600 mld forintów, czyli około 2,5 mld zł.
Orban zadbał też o kredytobiorców, zamrażając raty kredytów na poziomie z końca 2021 r. To całe rozdawnictwo przyczyniło się do napędzenia inflacji - dodaje dr Dominik Héjj.
Lekcja dla Polski
- Analogie do Polski i polityki PiS-u u progu wyborów same się cisną na usta. Orban jednak miał szerszy gest. Polski rząd miałby czego się uczyć, choć lepiej może nie podpowiadać - ironizuje prof. Góralczyk.
Powinniśmy raczej wyciągać lekcję z sytuacji, w jakiej znalazły się Węgry - zaznacza.
Zwłaszcza że nie tylko potężne transfery fiskalne i rozszerzany socjal upodabnia nas do przysłowiowych "bratanków". - Różni nas polityka wobec Rosji i Ukrainy, ale już w stosunkach z UE jesteśmy w tym samym worku. Zamrożone KPO, problemy z praworządnością, konflikty i antyeuropejska retoryka - wylicza prof. Góralczyk.
Jak wskazał na Twitterze ekonomista firmy analitycznej Oxford Economics Mateusz Urban, Polska i Węgry mają również podobną strukturę gospodarki, przez co wrażliwi jesteśmy na podobne mechanizmy gospodarcze.
Jak pisze Urban, by uniknąć "węgierskiego scenariusza" Polska powinna wziąć pod uwagę trzy kwestie.
"Po pierwsze, nie igrać z ogniem. Jeśli sytuacja gospodarcza - np. na froncie inflacyjnym - jest trudna, nie dokładać stymulusa, zwłaszcza bez racjonalnego powodu (np. przed wyborami). Po drugie - mrożenie cen/rat może odbić się dużą czkawką. Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka - cenom należy pozwolić się podnieść. Wybór polega tylko na tym, czy zrobimy to stopniowo, czy zmusi nas do tego sytuacja gospodarcza" - czytamy.
Trzecią kwestią jest polityka fiskalna. Zdaniem analityka Oxford Economics, nie powinna znacząco osłabiać działania polityki monetarnej. "Póki co to w Polsce również się dzieje. I w przeciwieństwie do Węgrów, będziemy zwiększać deficyt fiskalny (choć z o wiele niższych poziomów)" - przyznaje.
Oczywiście Polska z inflacją na poziomie 10,8 proc. i prognozowanym wzrostem gospodarczym na poziomie 0,3 proc. (MFW) obecnie znajduje się w lepszej sytuacji niż Węgry. Jednak, jak zaznacza Urban, "ryzyko długiego schodzenia ze szczytów inflacyjnych jest w Polsce duże, choć raczej nie tak duże, jak na Węgrzech. To nie powinno jednak uśpić czujności - potrzebna jest nam spójna polityka, która będzie dążyć do dezinflacji".
Tymczasem polski rząd oferuje kolejne transfery socjalne, a zadłużenie kraju rośnie. Jak pisaliśmy w money.pl, zaledwie 12 proc. deficytu naszego kraju zostało ujęte w ustawie budżetowej, którą rząd przedstawił Sejmowi. 88 proc. zostało poza jego kontrolą.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl