Podczas gdy Europa odchodzi od węgla, w Polsce zapowiedziano rozbudowę elektrowni w Ostrołęce, wykorzystującej właśnie ten surowiec. Za blisko 6 mld zł ma powstać nowy blok C. Teoretycznie budowa ruszyła 28 grudnia, choć w praktyce ciągle jeszcze nie ma na nią pełnego finansowania. Minister Krzysztof Tchórzewski gorączkowo szuka rozwiązania, bo nowa umowa inwestycyjna powinna zostać zawarta do 28 stycznia.
Jedną ze spółek, która miałaby dorzucić się do Ostrołęki C, jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Przez nią w czwartek przetoczyła się burza. Skończyło się to dymisją dwóch wiceprezesów i blokadą obrad rady nadzorczej przez strajkujących górników, którzy murem stają za dotychczasowymi władzami i sprzeciwiają się przeznaczaniu oszczędności JSW na finansowanie projektów rządowych.
Eksperci od energetyki ciągle podważają sensowność i opłacalność tej inwestycji.
- Budowa Ostrołęki C miała sens kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Teraz jest to kompletnie bezsensowne - komentuje Krzysztof Kilian, były prezes Polskiej Grupy Energetycznej (PGE)
. Przyznaje, że gdyby był na miejscu prezesa Energi czy Enei, które po połowie odpowiadają za projekt, nie wchodziłby w tę inwestycję.
Krzysztof Kilian powołuje się przy tym m.in. na analizy przygotowane dla Energi, z których wynika, że inwestycja nie zepnie się i z punktu widzenia biznesowego będzie na minusie. W pewnym momencie nawet zawieszono projekt, ale wrócono do niego.
- Może z punktu widzenia lokalnego zapotrzebowania na energię jest to uzasadniona inwestycja, ale zamiast elektrowni węglowej powinna powstać tam elektrownia gazowa - sugeruje były szef PGE. Tłumaczy, że budowa byłaby tańsza, krótsza i nie wywoływałaby kontrowersji w kontekście polityki klimatycznej.
Minister energii i premier wielokrotnie powtarzali, że Polska stoi węglem i musi to wykorzystywać. Jednocześnie eksperci wytykają rządowi, że zamiast korzystać z naszego surowca, sprowadzamy w ogromnych ilościach tańszy węgiel z Rosji. W 2018 roku import rosyjskiego węgla może być nawet dwa razy większy niż w 2017. Tylko do końca sierpnia było to około 9 mln ton.
Tak dobrze nie było
O analizę opłacalności inwestycji zapytaliśmy też Kamila Kliszcza z Domu Maklerskiego mBanku. Ekspert od spółek energetycznych wskazuje, że raczej nie będzie to projekt, który można rozpatrywać na zasadzie korzyści ekonomicznych. Będzie dobrze, jeśli bilans wyjdzie na zero.
- W obecnych warunkach NPV, a więc wartość całego projektu po uwzględnieniu kosztów budowy i działania elektrowni w przyszłości wychodzi mniej więcej na zero. To oznacza, że specjalnie nie będzie trzeba do niej dokładać, ale też nie przyniesie większych korzyści. Trzeba jednak przyznać, że obecnie sytuacja jest dla tej inwestycji najkorzystniejsza od kilku lat. Do tej pory NPV było ujemne. W pewnym momencie projekt był nawet 2,5 mld zł na minusie - podkreśla Kamil Kliszcz.
Zaznacza jednak, że trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o opłacalności bloku Ostrołęka C. To zależy od wielu zmiennych, takich jak ceny emisji, węgla czy opłaty mocowej. A dochodzi do tego też otoczenie prawne. Scenariuszy może być wiele, tym bardziej, że mówimy o inwestycji, która będzie żyła pewnie co najmniej 30 lat.
Ekspert DM mBanku podaje przykład energetyki wiatrowej, w stosunku do której w ciągu kilku lat prawo i podejście polityków diametralnie się zmieniło. Kiedyś mogło się wydawać, że to dochodowy biznes, a w międzyczasie warunki funkcjonowania farm drastycznie się pogorszyły.
- Zakładam raczej konserwatywny scenariusz. Marże na wytwarzaniu będą pod presją. Można też oczekiwać wzrostu cen CO2. Otoczenie raczej się pogorszy, choć też nie będzie tragedii - komentuje przyszłość ostatniej elektrowni węglowej w Polsce.
Polityka bierze górę
Krzysztof Kilian sugeruje, że względy ekonomiczne w przypadku Ostrołęki C mają mniejsze znaczenie. Tu chodzi o politykę. Zaangażowane w projekt Enea i Energa są spółkami kontrolowanymi przez skarb państwa, a więc polityków. Formalnie strategiczne decyzje podejmują zarządy, ale w praktyce naciski "z góry" są decydujące.
Były prezes PGE podkreśla przy tym, że odpowiedzialność za podejmowane decyzje ostatecznie spoczywa na prezesie i członkach zarządu. Udowadniając, że projekt od samego początku mógłby przyczynić się do wymiernych strat dla spółki, a władze dopuściły się niegospodarności, mogłyby za to odpowiedzieć.
W przypadku Ostrołęki C spodziewane nakłady inwestycyjne to około 6 mld zł. Roczne przychody szacuje się na blisko 1,8 mld zł. Biorąc pod uwagę koszty działalności w przyszłości, a także koszt ryzyka z nią związany, nigdy inwestycja może nie wyjść na plus.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl