Najnowsza analiza Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) pokazuje, gdzie jesteśmy na drodze do miliona aut elektrycznych w 2025 r. Na koniec 2018 r. jeździło po Polsce 3,5 tys. aut elektrycznych i hybryd typu plug-in (ładowane z gniazdka). Tradycyjne (stare) hybrydy według światowych norm nie zaliczają się do aut elektrycznych.
Tymczasem deklarację miliona aut elektrycznych na polskich drogach do 2025 r. złożył w 2015 r. ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki. Minęły trzy lata i do osiągnięcia celu brakuje 996 500 sztuk. Pytaliśmy w Kancelarii Premiera, czy plan jest nadal aktualny. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Z danych PZPM wyłania się dobrze znany obraz naszego rynku motoryzacyjnego. Tylko w styczniu zarejestrowano dokładnie 68 622 używanych aut z zagranicy. Blisko 60 proc. z nich (41 tys.) miało powyżej 10 lat. 31 proc. mieści się w przedziale 4-10 lat. Tylko 9,2 proc samochodów zarejestrowanych w styczniu i sprowadzonych do kraju miało mniej niż 4 lata.
Trudno winić o te statystyki naszych rodaków, którzy mają zbyt skromne budżety, by kupować nowe samochody. Można jednak mieć żal do rządzących, że oprócz mówienia o elektromobilności, tak mało zrobili do tej pory, by opłacało się kupować elektryki.
Kiedy dopłaty? "Tego nie wie nikt"
Samochody z takim napędem ciągle są za drogie na kieszeń Kowalskiego. Bez dopłat rynek nie ruszy. O datę wejścia w życie rozporządzenia, które umożliwi dopłaty, zapytaliśmy w resorcie energii. Do czasu opublikowania artykułu nie dostaliśmy odpowiedzi.
- Tego nikt nie wie. Konsultacje społeczne skończyły się w poniedziałek. Ministerstwo Energii będzie teraz analizować uwagi, których było sporo. Mam jednak nadzieję, że ministerstwo w miarę szybko dostarczy ostateczną wersję - mówi money.pl Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.
To jednak nie znaczy, że cel Morawieckiego jest w zasięgu. Organizacja przewiduje, że przy optymalnym wykorzystaniu Funduszu Niskoemisyjnego Transportu liczba pojazdów elektrycznych w Polsce w 2025 r. zbliży się do 300 tys.
Czym jest Fundusz Niskoemisyjnego Transportu (FNT)? Ma on zasilać wszelkie inicjatywy związane z rozwojem elektromobilności w Polsce. W tym roku przeznaczono na ten cel 340 mln zł. Jednak do tej pory, nie wydano z niego złotówki, bo nie ma rozporządzeń. Ponadto cała ta suma i tak nie byłaby przeznaczona na dopłaty dla kupujących elektryki.
Fundusz nie tylko elektryczny
- FNT ma zasilać aż 11 różnych celów. Wśród nich są m.in. dopłaty do budowy infrastruktury paliw gazowych, inwestycje samorządów w elektryczny transport zbiorowy czy rozbudowę sieci ładowarek. W naszych uwagach do rozporządzenia wnioskowaliśmy o całkowita transparentność w tym zakresie. Na razie jednak podział tych pieniędzy jest wielką niewiadomą - mówi Mazur.
Jak dodaje, kolejne wątpliwości dotyczą konkursów, które zdecydują o przyznaniu dotacji. Nie będą w nich startować klienci salonów samochodowych, tylko dealerzy i hurtownicy na tym rynku. To oni dysponować będą pulą na dotacje do elektryków.
- To kolejna wielka niewiadoma. Nadal nie wiemy, jak będą wyglądały te konkursy, jakie będą zasady. Nie chcemy tylko krytykować działań resortu. Cieszymy się, że program nabiera kształtów, ale czas, by deklaracje i dobre intencje zamienić na konkrety. Obecny stan zawieszenia hamuje cały rynek - ocenia przedstawiciel PSPA.
Ekspert mówi o paraliżującej wszystkich niepewności co do wysokości dotacji. Wydaje się naturalną rzeczą, że zarówno zainteresowani zakupem elektryka, jak i inwestujący w ładowarki czy autobusy, czekają na te pieniądze.
Miał być milion. Może być 60 tys.
A co się stanie, kiedy prace nad rozporządzeniem będą się przedłużać? - Mówimy jasno. Jeśli rynek nadal będzie działał na obecnych zasadach (3 proc. akcyza na elektryki i wyższy odpis z amortyzacji - red.), to w 2025 r. będzie ich 60 tys. - podsumowuje Mazur.
W projekcie rozporządzenia zapisano tymczasem całkiem atrakcyjne warunki. Według analizy firmy Carsmile, kupując auto elektryczne z dopłatami, będzie można oszczędzić nawet 50 tys. zł.
Wartość tę wyliczono z uwzględnieniem maksymalnej dotacji, 36 tys. zł, którą powiększono o potencjalne oszczędności na paliwie. Całkiem spora sumka, prawda? Diabeł tkwi jednak w szczegółach.
Maksymalne wsparcie, 30 proc. ceny, należeć się będzie tylko kupującym cztery modele aut elektrycznych z polskich salonów. Dotacja sprawi, że będą w cenie zbliżonej do popularnych na rynku Peugeota 208, Volkswagena Polo czy Seata Ibizy. Jednak te cztery elektryki trudno nazwać rodzinnymi.
Renault Kangoo Express nadaje się do prowadzenia biznesu; Volkswagen Up, podobnie jak dwa modele Smarta, są malutkie.
- Skraca się dystans pomiędzy popularnymi w Polsce samochodami a najtańszymi elektrykami. Ciągle jednak są to auta mniejsze od typowych hatchbacków. Pamiętajmy jednak, że elektryki głównie mają służyć do miejskiej jazdy, zatem ich małe rozmiary mogą być zaletą - mówi money.pl Jakub Dasiewicz, ekonomista Carsmile.
Ceny z tabeli pokazują coś jeszcze. Bez dopłat samochody po 150 tys. zł nie będą cieszyły się dużym wzięciem w kraju, gdzie miesięcznie rejestruje się 41 tys. ponad 10-letnich samochodów z importu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl