Rada Ministrów przyjęła na wtorkowym posiedzeniu założenia makroekonomiczne do projektu ustawy budżetowej na 2023 r. W przyszłym roku wzrost PKB ma wynieść 3,2 proc., a inflacja 7,8 proc. Ciekawe rzeczy mają się dziać z inwestycjami w kraju.
Budżet na 2023 r. Rząd zakłada słaby wzrost inwestycji
Jak pisze rząd, realne tempo wzrostu nakładów brutto na środki trwałe, czyli właśnie inwestycji, wyniesie w latach 2022-2023 odpowiednio 4,8 proc. oraz 4,0 proc.
"Wyższa niż w 2021 r. dynamika będzie wynikała głównie ze wzrostu inwestycji publicznych, w tym m.in. na obronę narodową oraz Rządowy Program Inwestycji Strategicznych. Dynamika inwestycji prywatnych będzie utrzymywała się na obniżonym poziomie" - zaznaczają eksperci Ministerstwa Finansów, które pilotuje ustawę budżetową. To ważny aspekt, ponieważ to właśnie inwestycje budują potencjał gospodarczy na przyszłość.
Na obniżone poziomy nakładów wśród rodzimych firm zdaniem Zjednoczonej Prawicy wpływ będą miały:
- rosnące koszty finansowania wynikające z podwyżek stóp procentowych,
- niepewność związana z wojną na Ukrainie,
- wysokie ceny surowców,
- problemy z globalnymi łańcuchami dostaw.
"Pozytywnie na dynamikę wzrostu nakładów inwestycyjnych w gospodarce wpłynie rozpoczęcie wydatkowania środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO)" - czytamy.
Inwestycyjny problem PiS
Co do zasady jest to prawda. Brak pewności, pełzająca stagflacja(czyli wysoka inflacja, której towarzyszy niski wzrost gospodarczy) i turbulencje na rynkach są fatalnym otoczeniem do wydawania pieniędzy na inwestycje.
Problemy PiS z inwestycjami to kwestia, która powtarza się od lat. W 2021 r. stopa inwestycji, czyli relacja nakładów brutto na środki trwałe do PKB, wyniosła w Polsce 16,7 proc. - tyle samo, co w pandemicznym 2020 r. Był to najniższy udział inwestycji w PKB od początku lat 90.
I to nie tylko wynik pandemii. Stopa inwestycji od czasu rządów PiS wciąż jest na najniższych poziomach w historii. To klęska wielkiego planu Morawieckiego, czyli Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
Rząd zakładał w niej, że do 2020 r. stopa inwestycji w naszym kraju wyniesie od 22 do 25 proc. A poziom 20 proc., jaki Zjednoczona Prawica odziedziczyła po ekipie PO-PSL, określiła jako niski i niesatysfakcjonujący.
"(...) urzeczywistnienie scenariusza pesymistycznego będzie skutkować stopą inwestycji na poziomie porównywalnym do obecnego (ok. 19 proc.)" - czytaliśmy w Strategii. Dość powiedzieć, że wynik za zeszły rok jest więc o ponad 2 pkt. proc. gorszy niż w scenariuszu pesymistycznym, założonym przez samych polityków PiS.
Lista zarzutów przedsiębiorców do rządu jest długa
Dlaczego tak się dzieje? Lista zarzutów przedsiębiorców pod adresem ekipy Mateusza Morawieckiego jest długa. Zaniedbania w dialogu z biznesem, konflikt z UE, podwyżki podatków na ostatnią chwilę, chaos w sądownictwie czy słaba jakość stanowionego prawa to tylko początek. Przykłady możemy mnożyć.
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów braku poszanowania dialogu z biznesem był rok 2019 r. Wtedy to na wiosnę Ministerstwo Finansów pod rządami Teresy Czerwińskiej w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa zapisało m.in. wzrost akcyzy indeksowej do poziomu inflacji, czyli wtedy ok. 2,5 proc.
PiS-owi szczerość MF była bardzo nie na rękę, ponieważ kilka miesięcy później odbywały się wybory parlamentarne. Czerwińska z resortu odeszła, plany schowano do szafy, by zaraz po wyborach akcyzę podnieść trzykrotnie bardziej niż wcześniej zapowiadano. Takich "negatywnych zaskoczeń" dla biznesu Zjednoczona Prawica ma na swoim koncie krocie na czele z Polskim Ładem.
Firmy od lat wskazują, że wśród największych barier rozwojowych, oprócz niewystarczającej liczby pracowników, jest niestabilność otoczenia prawno-legislacyjnego. To wina polityków. A bez wspólnego poszanowania i wprowadzania jakościowego prawa, czy konsultacji projektów ustaw ze stroną trzecią, inwestycje w naszym kraju nie ruszą z kopyta, jak chciałby tego rząd.