Euro kosztowało nieco powyżej 4,7 zł, jednak po publikacji wywiadu z Adamem Glapińskim, w którym powtórzył on, że dalsze osłabienie złotego nie jest spójne z polityką podwyżek stóp procentowych, a głównym celem banku centralnego jest obniżenie inflacji, kurs wspólnej waluty spadł w czwartek w okolice 4,68 zł.
Polska waluta osłabiła się wobec euro w ostatnich trzech miesiącach o ponad 2 proc., a do dolara o 7 proc.
Słaby złoty bije Polaków po kieszeni
Co oznacza dla Polaków słaby złoty? Przede wszystkim uderza on w importerów, czyli firmy sprowadzające towary z zagranicy, szczególnie jeśli ci nie zabezpieczyli swoich kontraktów na wypadek ryzyka walutowego.
I tak, na tych poziomach złoty jest już niebezpieczny dla każdego, kto jeździ nieelektrycznym samochodem. Rafinerie, kupując ropę naftową, rozliczają się w dolarach, a to oznacza, że poobijana polska waluta to droższe ceny benzyny na stacjach. "Czarne złoto" kosztuje obecnie 82 dol. za baryłkę i choć ostatnio doszło do korekty notowań ropy, surowiec wciąż jest na poziomach 60 proc. wyższych niż na początku roku.
W dłuższej perspektywie będziemy mieli problem także z rachunkami za gaz, który sprowadzamy z zagranicy. Ostatnio cenami tego surowca grały politycznie Rosja i Białoruś, strasząc rynki, co wywołało obawę o zmniejszenie dostaw i zwyżki cen. Na dłuższą metę droższy import gazu zwiększyłby koszty firm, co mogłoby odbić się na rachunkach dla każdego z nas.
Zwyżki cen mogą dotyczyć również codziennych zakupów. Wszelkie owoce czy warzywa, które się sprowadza albo których nie uprawia się w Polsce, mogą być droższe. Mówimy tutaj o podwyżkach cen m.in. pomarańczy, granatów czy awokado, ale także np. zagranicznego czosnku. Żeby kupić je u zagranicznego dostawcy, trzeba będzie zapłacić więcej złotych, niż gdyby polska waluta była mocniejsza.
Droższe prezenty
Co więcej, słaby złoty to droższa elektronika, sprzęt RTV czy AGD. Nawet polskie produkty, opracowywane przez polskich producentów mogą zwierać komponenty, które trzeba będzie sprowadzić z zagranicy, a to już podnosi koszty produkcji, co odbija się na cenach towarów, które widzimy w sklepach.
A to prowadzi nas do wniosku, że jeśli chcemy kupić prezenty na święta, powinniśmy głębiej sięgnąć do kieszeni, bo duża część zabawek czy ubrań produkowana jest w Państwie Środka bądź np. Bangladeszu. Ich ceny również rosną wraz z osuwaniem się polskiej waluty. Dotyczy to także samochodów osobowych, motocykli oraz skuterów.
Problemy przedsiębiorców jak w soczewce skupia inflacja producencka (PPI), czyli taka, z którą muszą się borykać krajowe firmy. W październiku urosła ona do 11,8 proc., bijąc na głowę oczekiwania ekonomistów. To najwyższy poziom inflacji od grudnia 1997 r., czyli od 24 lat. Kwestią czasu jest, kiedy ceny w firmach zostaną przerzucone na końcowe towary, co bezpośrednio uderzy w nasze portfele.
W wypadku złotego na poziomach niewidzianych od 12 lat nasz portfel ma problem również przy wszelkich wyjazdach poza Polskę, kiedy trzeba kupić obce waluty. Święta w Alpach czy po słowackiej stronie Tatr automatycznie stają się droższe, choć już teraz do tanich nie należą.