Sytuacji w branży funeralnej przyjrzał się serwis bankier.pl. Swój artykuł rozpoczyna od stwierdzenia, że w Polsce rocznie umiera ok. 400 tys. osób. To mniej niż w czasie pandemii i nieco mniej niż przed nią. Ok. 3 tys. firm pogrzebowych zarabiają na przechowywaniu zwłok, ich balsamowaniu i przygotowywaniu do pogrzebu, jak również na sprzedaży trumien, urn, odzieży żałobnej i kwiatów.
Miliardowe obroty szarej strefy
W rozmowie z serwisem Robert Czyżak, prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej, wskazał, że i ten sektor odczuwa problemy dotykające większość przedsiębiorców. Wymienia przy tym rosnące koszty działalności, związane m.in. z drożejącym gazem, jak również na malejące marże. Uważa też, że zasiłek pogrzebowy powinien być znacznie wyższy, gdyż dziś nie wystarcza nawet na połowę kosztów związanych z pogrzebem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Osobny problem to nieuczciwa konkurencja.
Zwykle na cztery firmy działające w jednej miejscowości, tylko jedna zatrudnia legalnie swoich pracowników i płaci składki ZUS oraz podatki. Pozostałe wynajmują ludzi na czarno, gdy akurat mają do zorganizowania pogrzeb. Do tego nie fakturują wszystkich usług, co sprawia, że uczciwym przedsiębiorcom trudno z nimi konkurować. Obroty szarej strefy w naszej branży sięgają nawet 2 mld zł – wylicza Robert Czyżak w rozmowie z serwisem bankier.pl.
Mało kto zostaje w branży na stałe
W firmach pogrzebowych obecnie pracuje ok. 100 tys. osób. Jednak jak wskazuje prezes Izby, tylko jedna na pięć zatrudnionych osób zostaje na dłużej. Wtedy jednak związuje się z tym sektorem na lata.
– Kłopoty sprawia też przeszkolenie przyszłej kadry, bo nie ma żadnej szkoły branżowej kształcącej specjalistów. Na pewno by się taka przydała, bo jedynymi specjalistami jesteśmy my, dzięki temu, że wypracowaliśmy już sobie pewne standardy – zapewnia.
A na jakie wynagrodzenia mogą liczyć? To zależy od firmy i doświadczenia. Standardowe widełki wahają się od minimalnej krajowej do jej dwukrotności, czyli od ok. 2,8 tys. zł do ok. 5,6 tys. zł "na rękę".