"Wyborcza" przypomina, że pomysł kanału przebiegającego przez Mierzeję Wiślaną sięga czasów króla Stefana Batorego. Był też analizowany za Edwarda Gierka, ale porzucono go ze względu na wysokie koszty inwestycji. "Z ideą Kaczyński zetknął się, gdy po przełomie w 1989 r. w wieku 40 lat został senatorem z województwa elbląskiego" - czytamy.
Jak przypominaliśmy już w money.pl, po 1945 r. Elbląg został w granicach Polski, ale Cieśnina Pilawska, która łączy Zalew Wiślany z Morzem Bałtyckim, przeszła pod kontrolę ZSRR, a później Federacji Rosyjskiej. Elbląg stracił dostęp do Bałtyku. W latach 2006-2010 Rosja nałożyła blokadę Zalewu i dopiero po jej zniesieniu możliwa była reaktywacja działalności portu morskiego.
Pomysł wrócił jesienią 2006 r. przed wyborami samorządowymi.
Przekopiemy Mierzeję i powstanie kanał żeglugowy łączący Zalew Wiślany z Morzem Bałtyckim, dzięki czemu Elbląg i umiejscowiony tu port morski będą mogły się rozwijać - powiedział wówczas premier Jarosław Kaczyński w Elblągu. Koszty szacowano na 60 mln euro.
"Kaczyński wrócił do realizacji obietnicy po wygranej w wyborach parlamentarnych w 2015 r. Przekop miał kosztować około 700-800 mln, ale znaczną część - jak mówił wiceminister kultury Jarosław Sellin - miały pokryć zyski z wydobywania ogromnych złóż bursztynu podczas budowy. Z finansowania przez Unię Europejską i bursztynem oczywiście nic nie wyszło. Koszty szybko się podwoiły i dalej rosły" - czytamy w "Wyborczej".
Oficjalny kosztorys opiewa na 1,984 mld zł. Nie jest to jednak ostateczna kwota, bo dojdą jeszcze koszty utrzymania torów wodnych, załogi, urządzeń, późniejszych przeglądów i remontów. "Deklaracje Jarosława Kaczyńskiego o budowie nie były podparte analizami opłacalności tej inwestycji. Kanał po prostu miał powstać, a raport o racjonalności wydatków powstał później" - dodaje dziennik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pływający gazoport bardziej potrzebny niż przekop. "Ale"...
Gazeta zwraca uwagę, że - jeśli nadrzędnym celem przekopu ma być odzyskanie suwerenności Polski - to pieniądze można było wydać lepiej. "Znacznie większym problemem gospodarczym jest zależność od rosyjskich surowców energetycznych i konieczność budowy infrastruktury, która pozwala sprowadzać paliwa z innych kierunków" - czytamy. Chodzi o pływający terminal LNG w Porcie Gdańsk i budowę falochronu osłonowego, który umożliwi jego zacumowanie. Falochron ma być gotowy do 2027 r. i kosztować 856 mln zł, czyli kwotę zbliżoną do pierwszej wyceny przekopu.
"Z politycznego punktu widzenia decyzja o budowie falochronu, a później terminala gazowego nie była jednak tak opłacalna dla PiS jak przekop Mierzei Wiślanej" - ocenia dziennik. Podkreśla, że informacja o przygotowaniach do wybetonowania falochronu "nie wzbudziła większych emocji, a tym bardziej wdzięczności wyborców".
Spór o port w Elblągu. Komu ma służyć kanał przez Mierzeję Wiślaną?
Jak pisaliśmy w money.pl, cieniem na wielką rządową fetę nad kanałem rzuca się spór o niepogłębienie ostatniego odcinka toru wodnego przed portem Elbląg. Ten w części należy do samorządu. Rząd oferuje wprawdzie, że prace wykona, ale za cenę przejęcia kontroli nad portem. Prezydent miasta Witold Wróblewski mówił w rozmowie z nami, że pogłębienie toru to kompetencje Skarbu Państwa.
Pogłębiony tor wodny kończy się około 900 m od portu w Elblągu. "Co oznacza, że droga wodna może służyć żeglarzom, ale większe jednostki jej nie pokonają" - przypomina dziennik.
Obecnie port w Elblągu może obsługiwać barki o zanurzeniu maksymalnie 2 metrów. Głębokość toru wodnego na rzece wynosi bowiem 2,5 m. To wystarczy, by przyjąć jednostki z załadunkiem wynoszącym maksymalnie 1 tys. lub 1,5 tys. ton. Po pogłębieniu do 5 m port będzie w stanie obsłużyć statki przewożące nawet 5-8 tys. ton ładunków.