Jak informowaliśmy w money.pl, wskaźnik inflacji w czerwcu wyniósł 3,3 proc. Teoretycznie więc nie jest to aż tak zły wynik. Cel inflacyjny NBP wynosi bowiem 2,5 proc. z tolerancją 1 pkt. proc.
Czerwcowa inflacja się w tym przedziale mieści. Ale jeśli spojrzymy na konkretne produkty, to już tak dobrze nie jest. Na przykład usługi, o których eksperci jeszcze w ubiegłym miesiącu mówili, że mogą zdrożeć najmocniej.
Według danych GUS, w czerwcu ceny usług podrożały bardziej (o 7,4 proc. rok do roku) niż ceny towarów (o 1,8 proc. rok do roku). Inflację napędzały najprawdopodobniej m.in. coraz powszechniejsze dopłaty "covidowe" do świadczonych usług (np.. dentyści, fryzjerzy), które były z łatwością przerzucane na konsumentów.
Ale wzrosty cen widać było również w sklepach spożywczych (żywność podrożała średnio o 6 proc.). Szczególnie na działach ze świeżymi owocami. Tu inflacja wyniosła rekordowe 27 proc. To oznacza, że w czerwcu owoce były o jedną czwartą droższe niż w czerwcu 2019 roku.
Widać to szczególnie po jabłkach, które latami były w Polsce zdecydowanie najtańszym owocem. Teraz często są droższe niż egzotyczne banany, morele czy pomarańcze. Pisaliśmy o tym w naszych serwisach.
Z czego to wynika? - Jest bardzo mało jabłek z poprzedniego sezonu, właściwie mamy już puste komory - mówi Przemysław Błądek, dyrektor handlowy firmy Appolonia, która jest jednym z największych polskich producentów tych owoców. - Od 20 lat nie pamiętamy tak wysokich cen jabłek - dodaje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl