- Mamy już daleko idące ograniczenia. Dodatkowym elementem mógłby być zakaz wychodzenia z domu, poza wyjściami niezbędnymi. My nie planujemy tego typu działań - mówił wczoraj w wywiadzie wicepremier Jacek Sasin, pytany, czy będzie jak we Francji.
- Jeżeli w najbliższych dniach będziemy obserwowali skalę wzrostów na poziomie 2,5 do 3 tys. zakażeń dziennie, niestety można przewidywać, że w krótkim czasie może dojść do lockdownu - mówił jednak w wywiadzie rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz. Dane o nowych zarażonych przerażają. Mamy 20 156 nowych i potwierdzonych przypadków zakażenia - podało w czwartek Ministerstwo Zdrowia. W środę informowano o 18 820 przypadkach, we wtorek o 16 300.
Co zrobi rząd, by pandemia nie postępowała tak szybko? Na dzisiaj zapowiadana jest konferencja premiera, ale prawdopodobnie będzie dotyczyć pracy oraz 1 listopada. Czy dojdzie do kolejnych obostrzeń?
- Z arsenału możliwości w walce z epidemią został nam już tylko lockdown, taki jak wiosną - powiedział "Gazecie Wyborczej" współpracownik premiera. Według rozmówców dziennika mogłoby dojść do niego w połowie listopada.
Prof. Simon: prawdopodobna granica do niewydolności systemu to 30 tys. zakażeń dziennie (WIDEO)
Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, mówią, że całkowity lockdown nie jest cudownym rozwiązaniem, bo wirus nie zniknie.
"Gazeta Wyborcza" pisze jednak, że jesienny lockdown może wyglądać inaczej niż wiosenny. Może być tak, że sklepy - poza spożywczymi – byłyby czynne krócej. Dziennik zaznacza też, że mogą zostać wprowadzone dalsze ograniczenia liczby klientów na metr kwadratowy i przypomina, że wiosną skutkowało to kolejkami przed sklepami. Niektóre kraje Europy - jak Francja - sięgają po godzinę policyjną.
Ponieważ efekty ograniczeń widać po 10-14 dniach, dziennik zaznacza, że nie należy przywiązywać się do dwutygodniowych okresów, na które z reguły rząd wprowadza ograniczenia – te mogą zostać z nami dłużej. Jeśli rząd jakąś działalność zamknie, to przynajmniej na miesiąc – czytamy.
Odwiedzalność w centrach handlowych już spadła – najbardziej w tych największych obiektach. Sieci spożywcze dla odmiany wydłużają godziny pracy, z jednej strony, by rozrzedzić ruch i tym samym zapewnić bezpieczeństwo swoim klientom, z drugiej by nadrobić po godzinach dla seniora, gdzie obroty są mniejsze.
"Gazeta Wyborcza" zaznacza, że największym problemem są nie koszty pracownicze - tu będzie pomoc rządu - ale czynsze i to one mogą doprowadzić do upadku wiele restauracji, kawiarni czy clubów fitness, a zamknięcie przetrwają tylko ci, którzy mają spore oszczędności.