Inwestowanie aktywne to reagowanie na bieżące wydarzenia na rynku kapitałowym – kupowanie i sprzedawanie akcji i instrumentów finansowych według uznania osoby zarządzającej, np. funduszem inwestycyjnym, albo bezpośrednio przez samego kupującego.
Inwestowanie pasywne to zupełnie inne rozwiązanie. Jego celem jest podążanie za rynkiem, oparte oczywiście na przeświadczeniu, że ten będzie rósł. Jeśli więc inwestujemy w fundusz oparty np. na WIG-20 – wartość naszej inwestycji będzie rosła (lub malała) wraz ze zmianami tego indeksu.
Inwestując pasywnie za pośrednictwem funduszy, nie wnikamy w to, co wchodzi w szczegółowy skład danego indeksu np. WIG-20. Tym zajmują się zarządzający, których rola sprowadza się do technicznego modyfikowania składu funduszu zgodnie z tym, co dzieje się w danym indeksie (jeśli np. zmienia się jego skład).
Za i przeciw – dostępność
Zacznijmy więc od ogólnego przeglądu rynku, czyli – co leży na stole?
Z jednej strony mamy fundusze tradycyjne, zarządzane aktywnie. To znana od lat oferta na polskim rynku. Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych dostarczają Polakom kilkaset produktów, od funduszy bardzo zachowawczych, opartych na papierach skarbowych i obligacjach, po fundusze akcji – przeznaczone dla bardziej ryzykownych inwestycji, zakładających jednak potencjalnie wyższą stopę zwrotu, czyli zysk.
Z drugiej strony mamy fundusze pasywne. Mają one na celu – zgodnie z podstawowymi założeniami – dokładne odwzorowanie struktury określonego instrumentu bazowego (np. indeksu giełdowego), a następnie uzyskanie takiej samej stopy zwrotu. A więc fundusz oparty na WIG20 to akcje 20 spółek notowanych na giełdzie, a ich udział w portfelu funduszu, w który inwestujemy, powinien być taki sam jak w indeksie giełdowym.
Fundusze pasywne mają również dwa oblicza.
Jedno to fundusze indeksowe, w które inwestujemy tak, jak w klasyczne fundusze – kupujemy jednostki uczestnictwa, wpłacając odpowiednią kwotę. W Polsce rynek tych funduszy rozruszało w ubiegłym roku PZU, prezentując swoją platformę do inwestowania we własne fundusze indeksowe – inPZU. Dostępnych jest tu kilka opcji inwestycyjnych w fundusze oparte o różne indeksy, z różnym poziomem ryzyka. Poza tym fundusze indeksowe oferuje zaledwie kilka towarzystw, w tym PKO TFI czy IPOPEMA TFI.
Drugi rodzaj funduszy pasywnych to tzw. ETF-y (Exchange Traded Fund). One też opierają się na wybranym indeksie, starając się odzwierciedlić jego skład. Różnica polega na tym, że ETF-y, w przeciwieństwie do zwykłych funduszy indeksowych, są dodatkowo notowane na giełdzie.
Fundusze typu ETF są coraz popularniejsze na świecie – w ciągu dziesięciu lat ich globalna liczba wzrosła z dwóch do ponad siedmiu tysięcy, a wartość aktywów na koniec ub. roku przekroczyła 6,3 bln dolarów.
Mimo tego wieloletniego światowego trendu w Polsce o funduszach pasywnych głośniej mówi się dopiero od niedawna. Faktyczny debiut funduszy ETF na GPW miał co prawda miejsce w 2010 roku, kiedy odbyło się pierwsze notowanie Lyxor ETF WIG20, do którego potem dołączyły Lyxor ETF S&P500 oraz Lyxor ETF DAX (wszystkie pochodzą od Societe Generale). W ostatnich kilkunastu miesiącach pojawiły się cztery kolejne, zarządzane przez Beta Securities – BETAW20TR, BETAM40TR, BETAW20ST oraz BETA20LV.
Nie oznacza to, że polski inwestor jest ograniczony jedynie tymi – polskimi – funduszami.
Za pośrednictwem biur maklerskich można nabyć również sporo innych – zagranicznych – ETF-ów.
Tutaj też pojawia się dodatkowa różnica między ETF-ami, a tradycyjnymi funduszami inwestycyjnymi, która dość skutecznie zniechęca początkujących inwestorów do tych produktów – zauważa Tomasz Miziołek, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, twórca etf.com.pl. Chcąc skorzystać z ETF, trzeba założyć rachunek maklerski.
- A wiele osób kojarzy rachunek maklerski z giełdą, czyli jakimś ryzykiem i tutaj może pojawić się wątpliwość w głowie mniej doświadczonego inwestora – czy to jest na pewno dla mnie – zauważa ekspert.
Za i przeciw – skuteczność
Każdego dnia na całym świecie miliony osób starają się zarobić na akcjach.
Ich punktem odniesienia – poza działaniami konkurencji – są m.in. indeksy giełdowe. Jeśli ktoś inwestuje w USA – chce, by jego portfel urósł przynajmniej tyle, ile np. wzrośnie S&P500, jeśli inwestuje w Polsce – siłą rzeczy odnosi się do WIG czy WIGu-20.
Chcą zarobić przynajmniej tyle, o ile wzrósł indeks albo… stracić mniej niż on. A najlepiej – być ponad kreskę. To osiągają nieliczni, mający odpowiednią wiedzę, czas i odrobinę szczęścia. Najwięcej szans mają – teoretycznie – specjaliści, w tym zarządzający funduszami inwestycyjnymi.
Niestety, jak pokazuje zestawienie SPIVA, amerykański system zliczający efekty pracy zarządzających funduszami aktywnymi, w USA w ciągu ostatnich 5 lat tylko 19,4 proc. funduszy pobiło indeks S&P500. W Europie było tylko nieznacznie lepiej – 22,4 procent funduszy pobiło S&P Europe 350.
Innymi słowy – jeśli chcemy inwestować aktywnie przez fundusze, mamy średnio 20 procent szans na to, że trafimy na zarządzającego, który pobije lub przynajmniej zrówna się z benchmarkiem rynkowym.
Fundusze pasywne, choć z założenia rynku nie pobiją, na pewno nie będą od niego gorsze.
To bardzo mocny argument zwolenników pasywnego inwestowania, z którym trudno dyskutować – liczby mówią same za siebie.
– Mimo to ja zachęcam do tego, żeby szukać produktów dobrze zarządzanych, osiągających ponadprzeciętne wyniki – mówi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI. – Tu bardzo istotna jest wielkość funduszu. Im fundusz jest większy, tym zwykle gorzej sobie radzi. Jest tzw. "efekt nowego funduszu", przez pierwsze dwa, trzy lata nowe produkty z reguły zachowują się lepiej niż średnia. Im produkt jest starszy, tym jest słabiej, bo łatwiej jest zarządzać czymś małym, z czystą kartą, bez zaległych, długotrwałych, niezbyt udanych inwestycji.
W końcu trzeba pamiętać o jeszcze jednaj sprawie – im bardziej agresywny i ryzykowny jest produkt, tym bardziej długoterminowa – w założeniu – powinna być inwestycja. To dotyczy zarówno inwestycji pasywnych (które przecież opierają się właśnie na przeświadczeniu, że w długim, kilkuletnim terminie rynek zawsze rośnie), jak i aktywnych.
– Potencjał rynku, szczególnie rynku akcji, zawsze się ocenia z horyzontem 5 lat, a nie 3 miesięcy – mówi Grzegorz Chłopek, dyrektor zarządzający iWealth. – My niestety jesteśmy nauczeni, żeby trzymać się tych 3 miesięcy, bo chcemy szybkich zysków, bo giełda kojarzy nam się ze spekulacją. A tak nie jest.
Sebastian Buczek podkreśla jeszcze jedną, istotną dla oceniania skuteczności funduszy, kwestię:
– Dodatkowo trzeba pamiętać, że w stopach zwrotu podawanych przez fundusze są już te koszty uwzględnione – mówi ekspert. – Dlatego jeśli mówimy, że fundusz nie osiąga poziomu wzrostu, jaki osiąga rynek, to właśnie ze względu na opłaty za zarządzanie odejmowane od prezentowanego na zewnątrz wyniku.
Za i przeciw – koszty
To, że fundusze nie są aktywne, nie oznacza, że nikt nimi nie zarządza. Pracujący tam ludzie mają za zadanie możliwie jak najlepiej odzwierciedlić skład indeksu, na którym fundusz się opiera. Nie jest to proste zadanie i zarządzający realizują je na różne sposoby, ale – pomijając to – generalnie zarządzanie takimi produktami wymaga mniej zachodu niż zarządzanie aktywne, w którym dochodzi konieczność podejmowania decyzji inwestycyjnych – co kupić, a co sprzedać i na jakiej podstawie, aby zarobić.
W styczniu 2019 weszło w życie rozporządzenie, które przewiduje, że wysokość opłaty za zarządzanie funduszami inwestycyjnymi od 2022 roku ma wynosić maksymalnie 2 procent, obecnie jest to 3 procent. I wiele tradycyjnych TFI trzyma się tej górnej granicy. Fundusze pasywne mogą sobie pozwolić na znacznie niższe opłaty.
– Wiele kosztów, które są związane z zarządzaniem funduszami aktywnymi, w funduszach pasywnych nie występuje – tłumaczy Robert Sochacki, członek zarządu Beta Securities. – Fundusze pasywne wykonują na przykład mniej transakcji, w związku z czym koszty funkcjonowania są niższe, nawet znacząco niższe niż w funduszach aktywnych.
W przypadku funduszy indeksowych (pasywnych) sprawa jest podobna jak przy "zwykłych" funduszach – płacimy opłatę za zarządzanie, często też inne opłaty – np. przy zbywaniu jednostek. Te są jednak niższe – np. w przypadku inPZU jest to 0,5 proc. opłaty za zarządzanie, a w PKO TFI – 0,7 proc.
A jak jest w przypadku ETF-ów? Te chwalą się bardzo atrakcyjną, niską opłatą za zarządzanie – np. w przypadku BETA ETF WIG20TR jest to 0,4 procent, a w BETA ETF mWIG40TR jest to 0,8 procent.
Trzeba się jednak dobrze wczytać w dokument zwany Kluczowe Informacje dla Inwestorów (KID), gdzie widzimy np. dodatkową opłatę 0,25 procent jako koszty transakcji portfelowych.
To są koszty związane z transakcjami zakupu instrumentów finansowych do portfela funduszu. Są one warte odnotowania, ale fundusze pasywne – ze względu na swoją istotę – nie dokonują wielu transakcji, więc w ostatecznym rozrachunku te koszty nie będą istotnie znaczące dla całości inwestycji. Tak czy inaczej – pokrywa je osoba inwestująca w ten fundusz.
Żeby wyczerpać listę kosztów przy inwestowaniu w ETF-y, trzeba wspomnieć jeszcze o opłacie za prowadzenie rachunku maklerskiego oraz opłatach za transakcję. To zwykle od 0,2 do 0,4 procent od zainwestowanej kwoty, ale dom maklerski może ustalić opłatę minimalną. I to jest pewien jest haczyk – zauważa Grzegorz Chłopek z iWealth.
– Mamy więc 0,4 procent, ale na przykład minimum 12 euro. Jeśli więc to podzielimy, wychodzi, że aby rzeczywiście zapłacić tylko 0,4 procent, musimy zainwestować 3 tysiące euro. Jeśli transakcja będzie np. na 300 euro, a nie 3 tysiące, to koszt wyniesie nie 0,4 procent, tylko 4 procent. A to jest kosmiczny koszt – zauważa ekspert.
To właśnie sprawia, że regularne wpłacanie małych kwot na zagraniczne ETF-y nie jest szczególnie atrakcyjne.
Wreszcie – różnice kursowe. W przypadku zagranicznych ETF-ów trzeba pamiętać, że kupujemy i sprzedajemy w dolarach, euro lub innej walucie. W takiej sytuacji dochodzi koszt przewalutowania – jeśli jest – i różnica w kursie kupna i sprzedaży, jeśli nie obracamy walutą po wyjściu z danej inwestycji.
– Tych kosztów, o których należy pamiętać, jest wiele, natomiast tak naprawdę największe znaczenie ma opłata za zarządzanie. I jeśli porównamy np. akcyjny ETF z aktywnie zarządzanym funduszem akcji, to gołym okiem widać, że ten pierwszy jest na ogół kilkukrotnie tańszy, również ewidentnie tańsze są fundusze indeksowe – podsumowuje Tomasz Miziołek.
Pasywnie, czyli… aktywnie
Fundusze inwestycyjne trzeba traktować jak każdy inny produkt finansowy – i tak samo ostrożnie oceniać jego skuteczność historyczną i perspektywy na przyszłość. Każdy inwestor musi odrobić pracę domową, zanim powierzy swoje pieniądze tej czy innej instytucji.
Trzeba sprawdzić dotychczasowe dokonania zarządzających, prześledzić dokładnie wszystkie opłaty, przeliczyć podatek i ewentualnie poszukać możliwości jego obniżenia lub odłożenia w czasie.
To wszystko wiedza, bez której inwestowanie pozostanie dość losowym wybieraniem produktów, z ewentualną pomocą mniej lub bardziej wykwalifikowanego doradcy. A ten często jest jednocześnie sprzedawcą konkretnych produktów, a więc jego obiektywność jest również dyskusyjna.
Zatem, nawet jeśli wybieramy produkty z półki pasywnych – fundusze indeksowe czy ETF-y, polskie czy zagraniczne – dokonujemy aktywnej decyzji inwestycyjnej.
Podobnie później, kiedy decydujemy o zamknięciu inwestycji i przesunięciu pieniędzy w inne miejsce lub ich wypłacie w gotówce. W każdym przypadku ponosimy określone ryzyko i robimy to wyłącznie na własną odpowiedzialność.
Krzysztof Mirończuk
Partnerem treści jest PKN ORLEN