Gdy Francuzi inwestowali w szybką kolej TGV, a Japończycy w Shinkanseny, Niemcy ani myśleli o dołączeniu do wyścigu na szybką kolej.
Można to zrozumieć — w końcu Niemcy to motoryzacja. Autami z Niemiec jeździ cały świat, a niemieckie autostrady (czyli autobahny) uchodzą za najlepsze na świecie. I jako jedne z niewielu nie mają limitów prędkości. - A skoro po doskonałych drogach można gnać, ile fabryka dała, to po co inwestować w kolej? Takie było przez lata podejście naszych sąsiadów do szybkich pociągów. I choć sieć niemieckich ekspresów ICE zaczęto rozwijać jeszcze w latach 80., to priorytetem dla ówczesnych władz taka kolej bynajmniej nie była.
Zaczęło się to zmieniać w ciągu kilkunastu ostatnich lat. Pojawiły się pociągi i linie, dzięki którym można podróżować nawet z prędkością ponad 300 km/h. Niemieckie koleje DB zaczęły też mocno inwestować w tabor. Efekty? W 2004 r. szybkie linie ICE obsłużyły 63 mln pasażerów. W 2018 - już niemal 94 miliony.
Czytaj też: Niemcy ratują polskie hotele nad morzem. "Członkowie załogi muszą u nas mówić po niemiecku"
Jak to jest podróżować przez "motoryzacyjny" kraj szybkim pociągiem? Kto wybiera "niemieckie Pendolino"? I czy na takie przejazdy decydują się również Polacy? Postanowiłem to sprawdzić - i przejechałem niemal 450 kilometrów pociągiem ICE.
Już na pierwszy rzut oka pociąg wydaje się dobrym wyborem. Podróż z Berlina do Norymbergi pociągiem ma potrwać nieco ponad 3 godziny. Autem bym jechał półtorej godziny dłużej. Szybciej jednak niekoniecznie znaczy taniej. Ceny na tej trasie zaczynają się zwykle od 230 zł, a kończą nawet na 500.
Sam pociąg nie zrobi wrażenia na kimś, kto podróżuje polskimi Pendolino. Jest jednak kilka ciekawych udogodnień. Na przykład przy fotelach od razu widzimy, na jakiej trasie jest zarezerwowane konkretne miejsce. To ułatwia znalezienie swojego fotela, ale przyda się też tym, którzy wybrali podróż bez rezerwacji miejsca.
Bardzo praktyczne rozwiązanie
Rozsiadam się w fotelu i czekam na darmową kawę. Nie mogę się jednak jej doczekać. Gdy mija pół godziny od czasu, gdy pociąg wyjechał z Berlina, pytam konduktora o przekąski. Reaguje zdziwieniem i wskazuje pokład restauracyjny. Cóż, niemiecka kolej nie oferuje darmowej kawy czy herbaty, jak to miało w swojej tradycji PKP w niektórych pociągach. Inna sprawa, że i polski przewoźnik od tego odchodzi — przynajmniej w drugiej klasie składów Pendolino.
Ceny w restauracji niskie nie są, a darmowej kawy brak
Mam za to motywację, by pójść do restauracji. Specjalność zakładu to oczywiście typowe berlińskie danie — currywurst. Tanio jednak nie jest — zestaw z frytkami to prawie 7 euro. Zastanawiam się, czy jadłem kiedykolwiek kiełbasę za 30 zł. Ale i tak jest to najtańsza pozycja w menu. Gulasz kosztuje na przykład 13 euro.
Na szczęście wrażenie robią nie tylko ceny, ale też prędkość. Wszechobecne monitory pokazują, jak szybko jedziemy. Tuż za Berlinem przekraczamy 210 km/h. Potem jedziemy już nawet 250 km/h. Szybciej tym składem nie pojadę — choć DB mają w swoim taborze takie pociągi, które jadą i ponad 300 km/h.
Polskie Pendolino tak szybko nie popędzi. Polskie trakcje pozwalają się rozpędzić tym składom "tylko" do 200 km/h.
Czytaj też: PKP zainwestuje w dworce. Mają być wizytówką
"Bycie eko kosztuje"
- Mam rodzinę w Monachium, często jeżdżę na tej trasie — słyszę od sąsiadki w średnim wieku z fotela obok. Mieszka w Berlinie i jadąc w dłuższe trasy, zostawia swojego Passata w garażu.
- Kiedyś jeździłam autobahnem, ale kilka lat temu przesiadłam się na ICE — mówi. Co ciekawe, kluczowym argumentem nie był dla niej czas, ani nawet komfort.
- Samochody są po prostu nieekologiczne. W mieście czasem jeżdżę autem na zakupy, ale trasa to już co innego - tłumaczy. Dodaje, że nawet jak za bycie "eko" musi czasem dopłacić, to nie jest to dla niej żaden problem.
Niemiecka kolej zresztą najwyraźniej dostrzegła ten trend. "Najszybszy niemiecki obrońca przyrody" - takie hasło reklamowe widnieje na wielu pociągach ICE.
DB podkreśla, że kolej to dobry wybór dla środowiska
Rozglądam się po pociągu, przechodzę przez kilka przedziałów. Zastanawia mnie to, że nie spotykam Polaka. Słyszę wszędzie niemiecki, angielski, a nawet czeski. Ale nie polski. A przecież trudno po Niemczech przejechać nawet krótki dystans autobahnem, by nie zauważyć pojazdu na polskich tablicach.
Zagaduję konduktora. Ten znów jest zaskoczony moim pytaniem. - Naprawdę, nie zwracam uwagi na narodowość pasażerów — mówi. Dodaje jednak, że "nie kojarzy" aby pociągami poruszało się zbyt dużo Polaków.
Język polski słyszę dopiero na dworcu w Norymberdze. Ja tam wysiadam, mój pociąg odjeżdża w kierunku Monachium. Spotykam młodą parę. Janek, inżynier, który sporo podróżuje po Niemczech, potwierdza moją obserwację.
- Mówi się, że Niemcy tak kochają samochody. A mi się wydaje, że Polacy kochają znacznie bardziej. Bo jak jadą do Niemiec albo przez Niemcy, to prawie zawsze wybierają autobahny - uśmiecha się.
Niemcy coraz częściej wybierają szybką kolej
- A sami Niemcy mają dość korków i lubią pokazać, że dbają o środowisko. Więc coraz częściej wybierają pociągi. Może i nam kiedyś auta się znudzą — rzuca na koniec naszej krótkiej rozmowy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl