Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Mateusz Madejski
Mateusz Madejski
|
aktualizacja

Pędziłem 250 km/h "niemieckim Pendolino". Polacy ciągle wolą autostrady

150
Podziel się:

Niemcy kojarzą się bardziej z autostradami i motoryzacją niż z koleją wysokich prędkości. Jednak w ostatnich latach nasi zachodni sąsiedzi szybkie pociągi wręcz pokochali. - Bo szybko, bo ekologicznie, bo nie ma korków - tłumaczą. Polacy jednak pozostają niewzruszeni. Wolą autobahny.

Podróżując ICE, czyli "niemieckim Pendolino", oszczędziłem dobre półtorej godziny
Podróżując ICE, czyli "niemieckim Pendolino", oszczędziłem dobre półtorej godziny (WP.PL, Mateusz Madejski)

Gdy Francuzi inwestowali w szybką kolej TGV, a Japończycy w Shinkanseny, Niemcy ani myśleli o dołączeniu do wyścigu na szybką kolej.

Można to zrozumieć — w końcu Niemcy to motoryzacja. Autami z Niemiec jeździ cały świat, a niemieckie autostrady (czyli autobahny) uchodzą za najlepsze na świecie. I jako jedne z niewielu nie mają limitów prędkości. - A skoro po doskonałych drogach można gnać, ile fabryka dała, to po co inwestować w kolej? Takie było przez lata podejście naszych sąsiadów do szybkich pociągów. I choć sieć niemieckich ekspresów ICE zaczęto rozwijać jeszcze w latach 80., to priorytetem dla ówczesnych władz taka kolej bynajmniej nie była.

Zaczęło się to zmieniać w ciągu kilkunastu ostatnich lat. Pojawiły się pociągi i linie, dzięki którym można podróżować nawet z prędkością ponad 300 km/h. Niemieckie koleje DB zaczęły też mocno inwestować w tabor. Efekty? W 2004 r. szybkie linie ICE obsłużyły 63 mln pasażerów. W 2018 - już niemal 94 miliony.

Zobacz także: Inwestycje w tabor. PKP Intercity z nowymi umowami. Obejrzyj wideo:

Jak to jest podróżować przez "motoryzacyjny" kraj szybkim pociągiem? Kto wybiera "niemieckie Pendolino"? I czy na takie przejazdy decydują się również Polacy? Postanowiłem to sprawdzić - i przejechałem niemal 450 kilometrów pociągiem ICE.

Już na pierwszy rzut oka pociąg wydaje się dobrym wyborem. Podróż z Berlina do Norymbergi pociągiem ma potrwać nieco ponad 3 godziny. Autem bym jechał półtorej godziny dłużej. Szybciej jednak niekoniecznie znaczy taniej. Ceny na tej trasie zaczynają się zwykle od 230 zł, a kończą nawet na 500.

Sam pociąg nie zrobi wrażenia na kimś, kto podróżuje polskimi Pendolino. Jest jednak kilka ciekawych udogodnień. Na przykład przy fotelach od razu widzimy, na jakiej trasie jest zarezerwowane konkretne miejsce. To ułatwia znalezienie swojego fotela, ale przyda się też tym, którzy wybrali podróż bez rezerwacji miejsca.

Bardzo praktyczne rozwiązanie

Rozsiadam się w fotelu i czekam na darmową kawę. Nie mogę się jednak jej doczekać. Gdy mija pół godziny od czasu, gdy pociąg wyjechał z Berlina, pytam konduktora o przekąski. Reaguje zdziwieniem i wskazuje pokład restauracyjny. Cóż, niemiecka kolej nie oferuje darmowej kawy czy herbaty, jak to miało w swojej tradycji PKP w niektórych pociągach. Inna sprawa, że i polski przewoźnik od tego odchodzi — przynajmniej w drugiej klasie składów Pendolino.

Ceny w restauracji niskie nie są, a darmowej kawy brak

Mam za to motywację, by pójść do restauracji. Specjalność zakładu to oczywiście typowe berlińskie danie — currywurst. Tanio jednak nie jest — zestaw z frytkami to prawie 7 euro. Zastanawiam się, czy jadłem kiedykolwiek kiełbasę za 30 zł. Ale i tak jest to najtańsza pozycja w menu. Gulasz kosztuje na przykład 13 euro.

Na szczęście wrażenie robią nie tylko ceny, ale też prędkość. Wszechobecne monitory pokazują, jak szybko jedziemy. Tuż za Berlinem przekraczamy 210 km/h. Potem jedziemy już nawet 250 km/h. Szybciej tym składem nie pojadę — choć DB mają w swoim taborze takie pociągi, które jadą i ponad 300 km/h.

Polskie Pendolino tak szybko nie popędzi. Polskie trakcje pozwalają się rozpędzić tym składom "tylko" do 200 km/h.

"Bycie eko kosztuje"

- Mam rodzinę w Monachium, często jeżdżę na tej trasie — słyszę od sąsiadki w średnim wieku z fotela obok. Mieszka w Berlinie i jadąc w dłuższe trasy, zostawia swojego Passata w garażu.

- Kiedyś jeździłam autobahnem, ale kilka lat temu przesiadłam się na ICE — mówi. Co ciekawe, kluczowym argumentem nie był dla niej czas, ani nawet komfort.

- Samochody są po prostu nieekologiczne. W mieście czasem jeżdżę autem na zakupy, ale trasa to już co innego - tłumaczy. Dodaje, że nawet jak za bycie "eko" musi czasem dopłacić, to nie jest to dla niej żaden problem.

Niemiecka kolej zresztą najwyraźniej dostrzegła ten trend. "Najszybszy niemiecki obrońca przyrody" - takie hasło reklamowe widnieje na wielu pociągach ICE.

DB podkreśla, że kolej to dobry wybór dla środowiska

Rozglądam się po pociągu, przechodzę przez kilka przedziałów. Zastanawia mnie to, że nie spotykam Polaka. Słyszę wszędzie niemiecki, angielski, a nawet czeski. Ale nie polski. A przecież trudno po Niemczech przejechać nawet krótki dystans autobahnem, by nie zauważyć pojazdu na polskich tablicach.

Zagaduję konduktora. Ten znów jest zaskoczony moim pytaniem. - Naprawdę, nie zwracam uwagi na narodowość pasażerów — mówi. Dodaje jednak, że "nie kojarzy" aby pociągami poruszało się zbyt dużo Polaków.

Język polski słyszę dopiero na dworcu w Norymberdze. Ja tam wysiadam, mój pociąg odjeżdża w kierunku Monachium. Spotykam młodą parę. Janek, inżynier, który sporo podróżuje po Niemczech, potwierdza moją obserwację.

- Mówi się, że Niemcy tak kochają samochody. A mi się wydaje, że Polacy kochają znacznie bardziej. Bo jak jadą do Niemiec albo przez Niemcy, to prawie zawsze wybierają autobahny - uśmiecha się.

Niemcy coraz częściej wybierają szybką kolej

- A sami Niemcy mają dość korków i lubią pokazać, że dbają o środowisko. Więc coraz częściej wybierają pociągi. Może i nam kiedyś auta się znudzą — rzuca na koniec naszej krótkiej rozmowy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP Finanse
KOMENTARZE
(150)
WYRÓŻNIONE
RazPutin
5 lata temu
Wstrząsnął mną ten artykuł.
Samson
5 lata temu
jakby Niemiec musiał wydać 1/3 pensji na jeden bilet kolejowy to też by wolał autostradę
Szkodaslow
5 lata temu
Żenujące wieczne porównywanie nas do Niemców. Nie ma pendolino w Polsce - źle, bo w Niemczech.... Jest Pendolino w Polsce - źle, bo jak byłem w Niemczech, to... Czy my nie mamy jakiegoś własnego poczucia tożsamości?
NAJNOWSZE KOMENTARZE (150)
Adenauer
5 lata temu
Tak tylko tam wychodzisz z dworca i masz transport sparowany z autobusem metrem czy tramwajem . U nas wychodzisz z dworca i co może droga taksoweczka albo bus który jeździ co godzinę.
Szczery
5 lata temu
Polecam Autobanh. Miałem przyjemność trochę śmigać po Niemczech i fajnie jak 250 km/h na liczniku w nocy w zakręcie. Moje BMW 330i było jak żółw przy Ferrari, Lamborghini. Porsche to też żadna formuła. Jak miałem kolizję na Autohofie to Polizei dało 25 Euro kary administracyjnej bez wskazania sprawcy a .... polskie PZU uznało że moja wina, masakra.
Nickt
5 lata temu
Jasne, że pociągiem szybciej. Ale nie wszędzie. Z Warszawy do Gdańska owszem, ale już np. do Szczecina niekoniecznie. Gorzej, że koszty są idiotyczne. Koszt biletów dla trzech osób na pociąg z Warszawy do Trójmiasta jest jednak znacznie wyższy niż koszt paliwa.
Ludw_K
5 lata temu
Dość dawno (w 2002r) pokonałem trasę Katowice - Duesseldorf i po tygodniu z powrotem pociągiem i uważam to za najlepszy wybór. Ok. 10 lat wcześniej tę samą trasę przejechałem autobusem i było to koszmarnie męczące. W przypadku pociągu najgorszy był odcinek Katowice - Poznań. Niemiecki ICE na trasie Berlin - Duesseldorf na wielu odcinkach jechał z prędkością 250km/h w efekcie czego przejazd ok. 600km zajął ok. 4 godz. Można to oczywiście osiągnąć samochodem, tylko zarówno bezpieczeństwo jak i komfort jest zdecydowanie mniejszy. Po drodze pociąg zatrzymywał się prawie na 10 stacjach, postoje są bardzo krótkie ok. 2min, każdy pasażer musi tam bezwzględnie ustawić się na peronie we właściwym miejscu, inaczej może nie zdążyć wsiąść, przy czym bardzo wielu nie korzysta z rezerwacji miejsc. Tak było wówczas, nie wiem czy obecnie też tak jest, wtedy żaden niemiecki ICE nie był w 100% objęty obowiązkową rezerwacją. Obowiązkowa rezerwacja obejmująca u nas chyba wszystkie pociągi dalekobieżne jest - moim zdaniem - jednym z czynników zniechęcającym do korzystania z kolei. Nie wszystkich, ale wielu ludzi podróżujących wyłącznie w celach rekreacyjno-turystycznych, którzy często na podróż decydują się dzień przed wyjazdem, lub nawet w dniu wyjazdu. W mniejszym stopniu dotyczy to, też osób pragnących odwiedzić swoich krewnych lub znajomych. Dużo istotniejszym powodem zachęcającym do korzystania z kolei jest sama oferta w odniesieniu do liczby połączeń. W RFN nie ma praktycznie żadnego problemu, by wybrać się pociągiem na jednodniową wycieczkę do miasta oddalonego nawet o kilkaset kilometrów, np. we wspomnianej relacji z Berlina do Duesseldorfu (ściślej aż do Kolonii) pociągi wówczas kursowały przez cały dzień co 1 godzinę, ostatni, ten którym jechałem przyjeżdżał do celu ok. 23:00, ale później w nocy też jeszcze były tylko już nie z taką częstotliwością. Częstotliwości towarzyszy tam stały cykliczny rozkład jazdy, o czym w Polsce trudno już pomarzyć nawet w komunikacji miejskiej. Nie sama prędkość, chociaż jest bardzo istotna, decyduje o atrakcyjności kolei, konkretnie o jej konkurencyjności wobec podróży samochodem. W Polsce obecnie nie mam żadnej możliwości odbycia jednodniowej wycieczki pociągiem z Katowic do Łodzi, Kalisza, czy Wałbrzycha (należę do osób nie lubiących wcześnie wstawać tzw. sów). Nawet z Beskidu Śl, konkretnie z Wisły nie ma możliwości powrotu w późnych godzinach wieczornych (lepiej jest w przypadku Żywca). Nierealny jest też wyjazd do Warszawy, Łodzi, Wrocławia a nawet Krakowa celem obejrzenia spektaklu teatralnego lub jakiegoś koncertu i powrót na noc do domu. Co do Krakowa, to już kompletna kpina, bowiem linia kolejowa do tego miasta jest od 20 lat remontowana i nieliczne pociągi jeżdżą nią z prędkością konnego dyliżansu (podobnie zresztą do Wisły), za to pomiędzy Katowicami a Krakowem jeżdżą co 15 min. prywatne autobusy płatną autostradą (przypadek?), z tym, że ostatni odjeżdża z Krakowa o 21:15. Wolałbym aby w polskich pociągach nie podawano kawy ani cukierków, ale za to by w relacjach takich jak z Katowic do Warszawy, Łodzi, Krakowa, Poznania jeździły co 2 godz.(a nawet rzadziej, ale w stałym cyklu) z możliwością powrotu z tych miast ok. godz 23:00. Nie muszą też jeździć 250km/h, ale absolutnie nie z taką prędkością handlową jak wcześniej wspomniane do Krakowa i Wisły. W obecnej sytuacji, ktoś taki jak ja, lubiący podróżować rekreacyjnie bądź na imprezy kulturalne nie ma żadnej alternatywy wobec samochodu.
Pzdr
5 lata temu
Oto czemu autem. Pendolino fajne, ale 4 osoby w rodzinie, zniżki dla dzieci śmieszne. Bilet do Warszawy 150 zł za osobę x 4 = 600 zł. Bak paliwa 250 zł z zasięgiem 800km + opłata za autostradę. Gdzie tu ekonomia i sens?
...
Następna strona