Ceny paliw na stacjach PKN Orlen zaczęły rosnąć regularnie po 15 października, czyli po wyborach do parlamentu. Wcześniej utrzymywały się na poziomie 5,99 zł za litr. Obecnie benzyna 95 kosztuje już 6,50 zł, a to nie koniec wzrostu.
Ceny paliw na Orlenie. Litr benzyny za 6,52 zł
Faktem jest, że ceny paliw w detalu pozostają nierynkowe, jednak powoli zmierzają do poziomu adekwatnego do panujących warunków makroekonomicznych. Mówi o tym dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od jakichś dwóch tygodni widzimy stopniowy wzrost cen wszystkich paliw, z wyjątkiem autogazu, który rządzi się swoimi prawami. Ceny na rynku hurtowym idą w górę konsekwentnie co najmniej o kilkadziesiąt złotych z dnia na dzień i to powoduje, że już przekraczamy kolejne granice psychologiczne, których przekroczenia można było się spodziewać - zwraca uwagę ekspert.
W opinii Boguckiego dotychczasowe ceny, pozostające na poziomie niższym niż 6 zł za litr, były trudne do obronienia. - Jeszcze przed tygodniem płaciliśmy 6,15 zł za litr oleju napędowego i 6,10 zł za litr benzyny. Te ceny, na poziomie ogólnopolskiej średniej, będą wkrótce kształtować się w rejonie 6,30 zł. Sytuacja międzynarodowa jest na tyle napięta, że próby działania z zewnątrz niewiele pomogą - twierdzi.
7 zł za litr jeszcze w listopadzie?
Nie ma co się łudzić. Przed nami wyższe ceny paliw. Znaczącego wzrostu trzeba spodziewać się jeszcze w listopadzie. - Te ceny będą dążyć do poziomu, który widać w innych krajach o podobnym poziomie życia, co w Polsce. W Czechach czy na Litwie kierowcy już płacą ok. 7 zł za litr paliwa. W Polsce taki pułap jest możliwy przed świętami Bożego Narodzenia. Wiele zależy od sytuacji na Bliskim Wschodzie, na którą patrzą inwestorzy związani z rynkiem naftowym. Izrael nie jest państwem naftowym, ale premia ryzyka związana z niepokojami w regionie jest wysoka - zaznacza Jakub Bogucki.
Przypomnijmy: 7 października doszło do uderzenia Hamasu na Izrael, które skutkowało największą liczbą ofiar śmiertelnych wśród Izraelczyków od 50 lat. Od tego czasu siły izraelskie bombardują Strefę Gazy.
- Obecna sytuacja na Bliskim Wschodzie ma niewielki wpływ na cenę ropy, która ustabilizowała się na poziomie nieco powyżej 80 dol. - mówi w rozmowie z money.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ i ekspert rynku paliw.
W środę na zamknięciu baryłka ropy Brent na giełdzie w Londynie kosztowała 84,63 dol., a baryłka amerykańskiej WTI na giełdzie w Nowym Jorku - 80,44 dol.
Przy tej kondycji makroekonomicznej, wygląda na to, że na benzynie nie dojdziemy do 7 zł, a w przypadku diesla na 7 zł się zatrzymamy. Kiedy? Jeżeli dziś do tej bariery brakuje nam na dieslu ok. 40 gr., a Orlen podwyższa ceny codziennie o 4-5 gr., to kwestia dwóch tygodni - uważa Czopek.
Ekspert przekonuje, że dalsza "normalizacja" cen jest nieuchronna. - Jeżeli Orlen będzie stosował politykę fair, w której mamy premię lądową (różnica pomiędzy ceną na lokalnym rynku a ceną w portach - przyp. red.), która wszystkich zaspokaja, ale nie jest też niesamowicie wybujała, to cena litra diesla powinna zatrzymać się na ok. 7 zł, a litra benzyny na 6,6-6,7 zł - prognozuje nasz rozmówca.
Koniec "cudu"
Niskie ceny paliw przed wyborami były określane mianem "cudu na Orlenie". Jeden z akcjonariuszy zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez członków zarządu koncernu. Zarzucił Orlenowi ręczne sterowanie gospodarką.
Koncern w odpowiedzi opublikował komunikat, w którym przekonywał, że "ceny paliw w Polsce niezmiennie pozostają jednymi z najniższych w Europie, a niski poziom cen na krajowym rynku detalicznym jest w dużym stopniu efektem polityki stabilizacji cen". Natomiast notowania paliw i ropy rosną na skutek sytuacji na Bliskim Wschodzie, gdzie trwa wojna Izraela z Hamasem w Strefie Gazy.
Koncern działa w sposób rynkowy, co oznacza, że jego polityka cenowa jest kształtowana z uwzględnieniem sytuacji makroekonomicznej. Spółka na bieżąco monitoruje czynniki mające wpływ na ceny paliw i dostosowuje do nich poziom swoich cen hurtowych, zapewnia jednocześnie, że będzie kontynuowała politykę stabilizacji, starając się ograniczać wahania cen paliw - napisało biuro prasowe Orlenu w oświadczeniu przesłanym Polskiej Agencji Prasowej.
Ostatniego dnia października spółka zaprezentowała raport finansowy po III kwartale. Zysk netto wyniósł prawie 3,46 mld zł. Narastająco zysk netto spółki po trzech kwartałach przekroczył 17,1 mld zł. Zysk Orlenu był jednak niższy o ponad 11 mld zł, porównując rok do roku.
Podczas konferencji, na której przedstawiono wyniki spółki, jeden z członków zarządu koncernu odpowiadał na pytanie o ceny paliw.
- Uważamy, że dzięki pewnej konsekwencji, uporowi wręcz, polegającej na fuzji z PGNiG, wcześniej Energą, Lotosem, to dało nam pewien bufor, przewagę. Umożliwiło optymalizację procesów zakupowych. Dało korzystniejsze formuły zakupowe. Dlatego mogliśmy sobie pozwolić na to, by te ceny były prawie najniższymi w Europie i by były to ceny bardzo stabilne - stwierdził Jan Szewczak, członek zarządu Orlenu ds. finansowych.
- Zawsze będą ci niezadowoleni. Gdy ceny były wysokie, widzieliśmy nawet 7,80 zł, twierdzili, że to zdzieranie skóry z klientów. Gdy te ceny spadły - do wczoraj - do poziomu 6 zł, twierdzili, że to jakiś cud na Orlenie się wydarzył. Sytuacja na świecie jest bardzo niepewna. Grozi nam konflikt na Bliskim Wschodzie - to są szlaki handlowe. Również wpływ zjawisk recesyjnych - to wszystko trzeba na bieżąco śledzić. Jesteśmy wielkim koncernem uzależnionym od koniunktury na świecie. Każda decyzja, również polityczna, jak zniesienie sankcji na Wenezuelę (ma znaczenie - przyp. red.). To wszystko ma wpływ na cenę - dodał Szewczak.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl