Publikując ogłoszenie o pracę, pracodawca uwzględnia tam pensję brutto. Ewentualnie pracodawca mógłby podać maksymalną i minimalną wartość wynagrodzenia, ale musi zaznaczyć, że ostateczna pensja zależy od negocjacji - tak brzmi projekt zmiany Kodeksu pracy autorstwa posłów Nowoczesnej. Trafił on do Sejmu jeszcze w sierpniu, ale z większym zainteresowaniem głównych partii się nie spotkał. Eksperci apelują, by wreszcie nadać mu bieg. I przekonują, że jawność zarobków ma same plusy.
- Zarówno pracodawca, jak i pracownik, będą mogli dzięki temu po prostu oszczędzić czas, który - jak wiadomo - jest dziś bardzo deficytowy. Wydaje mi się też, że pomoże to walczyć z dyskryminacją w wynagrodzeniach - mówi money.pl Aneta Socha-Jaworska, ekspert podatkowo-kadrowy w firmie inFakt.
Projekt przewiduje nie tylko jawność wynagrodzeń, ale też kary w wysokości od 1000 zł do 30 tys. zł dla pracodawcy, który podpisze umowę o pracę z wynagrodzeniem mniejszym niż określone w ogłoszeniu.
Zwolennicy pomysłu przekonują, że jawność zarobków to standard w wielu europejskich krajach. Na przykład w Wielkiej Brytanii większość ogłoszeń ma podaną kwotę, na którą może liczyć pracownik. Czasami natomiast zamiast tego są widełki, w których powinna się zmieścić pensja kandydata. W Polsce tymczasem rekruterzy najczęściej ograniczają się do podania, że "pensja jest konkurencyjna". Kandydatów często to irytuje, bo muszą chodzić na rozmowy o pracę w ciemno. A brak przejrzystości jeśli chodzi o zarobki często psuje atmosferę w firmach i instytucjach.
- Rekruterzy uznają często pytania o wynagrodzenia za przejaw braku kultury, a nawet arogancji - czytamy w uzasadnieniu projektu Nowoczesnej.
"Ryzyko przeregulowania"
Politycy PiS zwykle nie zapoznali się jeszcze z propozycją Nowoczesnej. - Chętnie się z nią zapoznam. Muszę wnikliwie przeczytać - i potem projekt ocenię - mówi nam senator PiS Jan Maria Jackowski.
Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka PO i była minister pracy, też do propozycji posłów Nowoczesnej podchodzi ostrożnie. - Przecież pensja to też pochodna zainteresowania kandydatów. Publikując ogłoszenie, pracodawca nie zawsze wie, ilu kandydatów się zgłosi - zaznacza w rozmowie z money.pl.
Kluzik-Rostkowska dodaje też, że jest "raczej umiarkowaną zwolenniczką" jawności wynagrodzeń. - Taki projekt, by miał sens, powinien wyjść od strony rządowej - i powinien być naprawdę bardzo szeroko konsultowany i z pracownikami, i z pracodawcami. Poza tym mam jeszcze jedną wątpliwość. Mamy tyle już regulacji, jeśli chodzi o prowadzenie działalności gospodarczej, że nie sądzę, byśmy potrzebowali kolejnej. Naprawdę jest to ryzyko przeregulowania - mówi nam posłanka PO.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl