Szeroko rozumiana elektryfikacja to temat, który już na stałe zagościł w debacie publicznej. I choć wielu osobom wydaje się, że to tylko modny trend, który jak wiele innych przeminie – jest inaczej. Elektryfikacja stała się europejską codziennością, wyrażaną przede wszystkim przez setki tysięcy klientów, którzy w salonach wybierają wszelkiego rodzaju samochody z elektrycznym wspomaganiem lub w pełni elektryczne.
I niejako potwierdzeniem tego, co można zaobserwować na ulicach wielu europejskich miast, są aktualne dane dotyczące rejestracji nowych samochodów opublikowane przez Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów, czyli ACEA. Można powiedzieć, że jesteśmy świadkami historycznej chwili: w pierwszym półroczu tego roku w trzydziestu europejskich krajach – Wielkiej Brytanii oraz tych należących do Unii Europejskiej i Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu – zarejestrowano więcej nowych samochodów hybrydowych niż tych wyposażonych w silniki Diesla!
Różnica jest na razie symboliczna, ale należy zaznaczyć, że mówimy tu jedynie o tradycyjnych hybrydach (tzw. samoładujących się) i tych określanych mianem miękkich. Gdyby wziąć pod uwagę także te z akumulatorami ładowanymi ze źródeł zewnętrznych, czyli tak zwane hybrydy plug-in, to okazuje się, że hybrydy wyprzedzają jednostki wysokoprężne o ponad pół miliona egzemplarzy (1 822 853 do 1 282 016). Jeśli do tego doliczymy samochody elektryczne na baterie, okazuje się, że pojazdy zelektryfikowane stanowią obecnie już ponad 35 % europejskiego rynku. A ich popularność lawinowo rośnie.
Ten trend zauważamy jednoznacznie w przypadku sprzedaży samochodów Forda. Doskonałym przykładem może tutaj być Mustang Mach-E, który w wyjątkowy sposób łączy cechy doskonałego samochodu elektrycznego (pojemne baterie, bardzo duży zasięg), z takimi, które przemawiają do miłośników tradycyjnych aut, tzw. petrolheadów (moc, dynamika, doskonałe osiągi). W Europie w samym drugim kwartale 2021 r. kupiło go już 5 300 klientów, a w Norwegii, najbardziej "elektrycznym" rynku Europy, został on w maju oraz w lipcu bestsellerem.
Podobnie ma się sprawa z hybrydami naszej marki – na przykład Kuga w okresie od stycznia do czerwca była najczęściej kupowaną hybrydą typu plug-in w Europie (dane dla 20 rynków). Udział tej właśnie wersji w całości sprzedaży Kugi sięgnął aż 50%. Także w Polsce zauważamy znaczący wzrost zainteresowania zelektryfikowanymi wersjami naszych modeli. By nie być gołosłownym – w przypadku Pumy wersje hybrydowe stanowią od początku roku aż 75% sprzedaży. A to dopiero początek – zakładamy, że do 2026 wszystkie samochody osobowe Forda będą zdolne to poruszania się z zerową emisją – czyli hybrydy plug-in lub elektryczny, a w 2030 roku będą to pojazdy w pełni elektryczne.
Trzeba jednak powiedzieć, że tak dynamiczny wzrost sprzedaży samochodów elektrycznych i hybryd plug-in niesie ze sobą jednocześnie potężne wyzwania. Na pewno do tych najbardziej palących należy rozwój infrastruktury do ładowania. Bez niej nie będzie mowy o prawdziwym przełomie w kwestii popularyzacji samochodów z napędem elektrycznym. A cały czas w tej materii możemy śmiało mówić o Europie kilku prędkości.
Są bowiem takie państwa, w których ładowanie samochodów elektrycznych nie stanowi wielkiego wyzwania (np. Holandia), ale także takie, gdzie na razie o w miarę wygodnym korzystaniu z samochodu elektrycznego mogą mówić jedynie osoby posiadające własny dom z garażem (tak jest choćby w naszym kraju). O skali nierówności w dostępie do "prądu" najlepiej świadczy to, że 75% punktów ładowania znajduje się w zaledwie czterech europejskich krajach (Holandia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania), zajmujących jedynie 25% powierzchni. Co więcej, zaledwie jedna na siedem ładowarek umożliwia szybkie ładowanie.
Jeśli plany Komisji Europejskiej dotyczące dalszego radykalnego ograniczenia emisji - a z czasem (w 2035 r.) rezygnacji ze sprzedaży w Europie innych aut niż elektryczne - staną się faktem, to kwestia rozwoju infrastruktury musi być priorytetem dla wszystkich. Tak państw i ich rządów centralnych oraz władz samorządowych, jak i samych producentów pojazdów. Choć w zasadzie powinna nią być niezależnie od przyszłych europejskich rozstrzygnięć.
Ciekawe wnioski dotyczące zelektryfikowanego transportu płyną z badania, jakie przeprowadzono na zlecenie Forda w Stanach Zjednoczonych. Wzięło w nim udział ponad 2 000 respondentów w wieku powyżej 18 roku życia. Zasadniczo chodziło o to, by poznać odpowiedzi na pytania, czy miasta mają wystarczająco rozbudowaną infrastrukturę, by wspierać wprowadzane rozwiązania i usługi oraz czy ludzie naprawdę uważają, że zelektryfikowany transport może pomóc walczyć z nadmiernym zanieczyszczeniem w miastach, uczynić je łatwiejszymi do życia, mniej stresującymi i bardziej wydajnymi. Odnośnie tej drugiej części odpowiedź to w zasadzie jednoznaczne tak.
Niezwykle interesujące – i zbieżne z tym, jak widzimy sytuację w Europie - są odpowiedzi na pytania odnośnie infrastruktury. 58% osób uważa, że brak odpowiedniej liczby punktów ładowania w ich mieście jest głównym powodem, dla którego nie biorą pod uwagę posiadania samochodu elektrycznego, a 7 na 10 odpowiadających stwierdziło, że gdyby stacji ładowania było równie dużo jak benzynowych, rozważyłoby zakup lub leasing auta elektrycznego. Jednocześnie 77% jest przekonanych, że przyszłość należy do zelektryfikowanego transportu, a 83% uważa, iż budowa infrastruktury stworzy nowe miejsca pracy. Znamienne jest także to, że aż 9 na 10 respondentów jest gotowych poprzeć decyzje władz miasta o przeznaczeniu dodatkowego miejsca na ulicach m.in. dla pasów rowerowych oraz stacji ładowania, a 76% zgodziłoby się na poświęcenie w tym celu części jezdni obecnie wykorzystywanej przez samochody.
Jedno jest pewne, na wszystkich - zarówno producentów samochodów, dilerów i ich klientów, jak i kierowców - czekają w najbliższych latach prawdziwe wyzwania oraz konieczność adaptacji do nowych, błyskawicznie zmieniających się warunków. Bez wątpienia jednak ta bezprecedensowa rewolucja w świecie motoryzacji i transportu w ogóle, będzie niezwykle fascynująca.
Źródła:
Partner materiału: Ford