W przyjętym pod koniec listopada budżecie UE na 2022 r. znalazło się 25 mln euro na ochronę granicy UE z Białorusią. Wcześniej szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen deklarowała, że nie zgodzi się, aby środki UE były przeznaczone na "budowę muru". Ostatecznie o kształcie budżetu rocznego decydują jednak Rada UE (kraje członkowskie) i Parlament Europejski.
- W przyjętym budżecie na 2022 r. nie ma zapisów, że Komisja Europejska może narzucić państwom członkowskim, że nie mogą wydać środków budżetowych na ogrodzenie - powiedział PAP jeden z unijnych dyplomatów.
W podobnym tonie wypowiedział się szef komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego, belgijski europoseł Johan Van Overtveldt. Po głosowaniu w PE nad budżetem na przyszły rok powiedział, że znajdą się w nim środki, które będzie można użyć na sfinansowanie ogrodzenia.
"Nie dostaniemy ani centa"
Zdaniem ekspertów, o pieniądzach na mur możemy jednak zapomnieć. I to wcale nie ze względu na sprzeciw Komisji Europejskiej, a polskie przepisy. Mur, zgodnie z postanowieniem polskiego parlamentu, ma być budowany z wyłączeniem przepisów ustawy Prawo zamówień publicznych. To akt regulujący kwestię zamówień dokonywanych przez podmioty publiczne, wymuszający na nich m.in. organizację przetargu, jeżeli mamy do czynienia z wysokopłatnym kontraktem.
- Moim zdaniem nie dostaniemy ani centa - mówi w rozmowie z money.pl prof. Marian Noga, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej. - Komisja Europejska twardo stoi na stanowisku "pieniądze za praworządność". Nie sądzę, żeby miało się ono zmienić - dodaje.
- Do pewnej wysokości pieniądze z budżetu UE mogą być wydawane poza przepisami o zamówieniach publicznych, więc pytanie, jaką kwotę z tych 25 milionów będziemy chcieli przeznaczyć na tę inwestycję - mówi w rozmowie z money.pl dr Piotr Buras z Centrum Stosunków Międzynarodowych. - Ale co do zasady, to może być problem, zwłaszcza, że w rozmowach o KPO wątek transparentności wydatkowania środków unijnych jest często przez KE podnoszony - wyjaśnia.
Symboliczny gest
Zdaniem ekspertów, nawet jeśli Polska faktycznie będzie mogła wydać unijne pieniądze na mur i nie spotka się w tej sprawie z jednoznacznym sprzeciwem KE, to wsparcie będzie symboliczne. - To bardziej gest, niż realne finansowanie - mówi dr Buras.
- Możemy oczywiście powiedzieć, że to gest ważny, idący w dobrą stronę, ale z całą pewnością niehojny. 25 mln euro to nie jest nawet jedna dziesiąta kwoty, którą ta nowa infrastruktura ma pochłonąć. Zgodnie z ustaleniem polskiego Sejmu ogrodzenie ma kosztować ponad 1,6 mld złotych - mówi prof. Noga.
A to i tak optymistyczne szacunki, gdyż według analizy money.pl koszt zapory na granicy wahać się będzie w granicach 2 mld złotych.
Problematyczny mur
Zdaniem dra Burasa, w całej sprawie problematyczne są nie tyle pieniądze na budowę zasieków, ile sposób, w jaki Unia Europejska podchodzi do Polski i przestrzegania prawa na zewnętrznej granicy UE.
- W samej budowie muru, nawet za unijne pieniądze, nie ma nic zdrożnego. Wątpliwości budzi za to fakt, jak Unia reaguje na łamanie przepisów - wyjaśnia dr Buras. - Można sobie wyobrazić sytuację, w której za unijne pieniądze powstają zasieki, ale przy jednoczesnym zachowaniu np. procedur azylowych, które obecnie nie są przestrzegane. Łagodniejsze traktowanie Polski w tej sprawie nie jest żadną odpowiedzią na kryzys na granicy.
Drony tak, mur nie
Zapis, który mówi o przeznaczeniu 25 mln euro "na ochronę granicy UE z Białorusią", nie jest precyzyjny. W poniedziałek Komisja Europejska, pytana o możliwość budowy zasieków za unijne pieniądze, podtrzymała swoje stanowisko.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", Unia mogłaby za to wspomagać inne formy zarządzania granicami, łącznie z systemami obserwacji elektronicznej czy dronami.