Popłynęliśmy. Bal po polsku rozpoczął się 19 lat temu. Wtedy według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wypijaliśmy 8 litrów czystego alkoholu na głowę. Dziś jest to 11 litrów. Więcej było jedynie w 2005 roku i w drugiej połowie lat 70-tych. Niebawem osiągniemy poziom 12 litrów. WHO wskazuje, że powyżej tego rozpoczyna się proces degradacji społecznej.
- W 2000 roku rząd obniżył podatek akcyzowy. Ten ruch miał wspomóc sytuację Polmosów na rynku przed ich sprzedażą. Drugim ruchem było zalegalizowanie reklam. Co prawda były to reklamy piwa, ale skorzystała na tym branża spirytusowa. Reguła jest taka, że więcej wypitego piwa pociągnie za sobą więcej wypitej wódki – mówił money.pl Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Ponad połowa alkoholu, który pijemy w Polsce, to piwo. Co trzeci trunek to wódka, zaś tylko 8 proc. to wino. Nieprawdą jest, że upijają się tylko dorośli mężczyźni. W tym względzie gonią ich kobiety i osoby w coraz młodszym wieku. Powód? Sklepy na potęgę sprzedają napoje w coraz mniejszych opakowaniach. "Małpki" o pojemności 100-200 ml łatwo schować i szybko można się dzięki nim upić.
- Jesteśmy mocno zsocjalizowani z alkoholem. Nie pijemy mniej niż piliśmy. Pijemy na umór, jak nam mało to idziemy do sklepu po więcej, by się dobić. Zmieniło się to, że pijemy w czterech ścianach ze znajomymi. W skrajnych przypadkach sami. Nie błąkamy się pijani po ulicach. Wstydzimy się upodlenia, nie chcemy by zaszkodziło ono np. naszej karierze - dodaje Krzysztof Brzózka.
Alkohol w Polsce jest wszędzie. Średnio jeden sklep przypada na 275 mieszkańców. To by oznaczało, że w całym kraju jest ok. 140 tys. punktów, w których kupimy alkohol. Jest wielka szansa, że prędzej trafimy do któregoś z nich niż do biblioteki (8 tys. punktów w kraju), na siłownię (2,5 tys.) czy do kina (500 miejsc).
Idąc tym tropem można policzyć, że w Warszawie działa ok. 6 tys. 800 sklepów z alkoholem, w Gdańsku – 2 tys., a w Bydgoszczy – 743. Dla porównania w całej Norwegii alkohol kupimy w 300 sklepach, czyli w średnio 1 punkcie na 18 tys. mieszkańców.
Najbardziej pijane miasta na alkoholowej mapie Polski to Żyrardów, Piotrków Trybunalski i Sosnowiec. Tam wartość sprzedanego alkoholu rośnie z roku na rok najszybciej. Według Ministerstwa Zdrowia, w 2015 roku przepiliśmy 32,8 mld zł. Dwa lata później już 36,4 mld zł.
Średnio co piąty produkt, który trafia naszego koszyka, to właśnie alkohol. W 2017 roku wartość tego rynku wynosiła 32,5 mld zł.
W Polsce dominuje amerykański CEDC, który produkuje takie wódki jak Żubrówka, Soplica czy Bols. W 2017 roku koncern miał 4,96 mld zł przychodu. Na drugim miejscu jest producent Żołądkowej - firma Stock. W 2017 roku miała 2,5 mld zł przychodów. Dalej jest Wyborowa i Marie Brizard Wine Spirits Polska.
Producenci wódek w Polsce i tak twierdzą, że ich biznes nie jest rentowny. Większość tego, co zarobią, oddają do budżetu w formie akcyzy i VAT-u. W przypadku butelki wódki ¾ jej ceny to danina dla fiskusa. W ten sposób w latach 2012-2017 wspomniany CEDEC musiał zapłacić 21,5 mld zł.
Do firm trafia niska marża. Zdaniem ekspertów to błąd. Skoro zarabiamy więcej, to alkohol też powinien drożeć.
- Ceny papierosów są regulowane. Co roku płacimy za nie coraz więćej. W efekcie ich spożycie spadło. Tak samo przy alkoholu powinna być wprowadzona minimalna cena za porcję. Dzięki temu np. piwo 2-procentowe będzie tańsze od piwa 5-procentowgo. Polacy będą pić lżejsze rzeczy, a producenci zrównoważą zysk - tłumaczy dyrektor PARPA.
Na koniec zeszłego roku średnie wynagrodzenie brutto wynosiło 4 tys. 800 zł. Dziewięć lat wcześniej – 3 tys. 100 zł. Za tę różnicę możemy kupić dwa razy więcej alkoholu.
Krajowe instytucje robią co mogą, aby przekonać Polaków do tego, by pili mało. Kompetencjami dzielą się rząd (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) i samorządy. Te drugie decydują, kto dostanie licencję na sprzedaż alkoholu (opłaty trafiają do funduszu profilaktyki alkoholowej) i mogą wprowadzić nocną prohibicję. Dotychczas na ograniczenia czasowe zdecydowało się 43 na 600 gmin.
W Polsce stawia się raczej na profilaktykę niż na zakazy. Przykładem najbardziej restrykcyjnych rozwiązań jest Norwegia. Rząd ma wyłączną koncesję na sprzedaż trunków powyżej 4,75 proc., które można dostać jedynie w państwowych sklepach Vinmonopolet (jak pisałem wyżej jest ich 300).
Alkohol można kupić tylko od poniedziałku do piątku do godziny 18 i w soboty do godziny 15 (trwa dyskusja nad tym, by przedłużyć otwarcie o godzinę). Ceny? Za półlitrowe piwo trzeba zapłacić od 26 do 40 koron, czyli ok. 15 zł.
WHO szacuje, że na świecie 283 miliony osób jest uzależnionych od alkoholu. W Polsce szacunki mówią o 500 tys. Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje na ich leczenie ok. 8-10 procent swojego budżetu, czyli nawet 8 mld złotych.
Według ONZ-owskiej organizacji alkohol jest najczęstszą przyczyną śmierci na świecie. W 2016 z powodu nadużywania napojów procentowych zmarło trzy miliony osób. Do śmierci spowodowanych alkoholem zalicza się nie tylko dolegliwości zdrowotne, jak marskość wątroby czy zaburzenia pracy serca, ale też kierowanie autem pod wpływem czy samobójstwo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl