Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu rząd PiS przedstawił projekt budżetu na 2024 r. Deficyt całego sektora rządowego i samorządowego, a więc uwzględniający wydatki "wypychane" poza budżet, o których pisaliśmy wielokrotnie w money.pl, ma wynieść w przyszłym roku ok. 4,5 proc. PKB.
Jest to znacznie więcej, niż dotychczas przewidywał rząd oraz konsensus rynkowy (odpowiednio 3,4 proc. oraz 3,8 proc.). Zdaniem ekonomistów Citi Handlowego, szczegóły dotyczące najważniejsze ustawy w kraju są jednak "niepokojące". O co chodzi?
Bezprecedensowy wzrost zadłużenia Polski w budżecie na 2024 r.
Potrzeby pożyczkowe brutto naszego kraju mają wzrosnąć w "bezprecedensowy sposób" do ponad 420 mld zł. Jest to kwota, za którą rząd będzie musiał pożyczyć pieniądze na rynku, jak i wykupić obligacje, które wyemitował wcześniej. Co więcej, na koszt obsługi długu mamy wydać maksymalnie 68,5 mld zł, czyli prawie dwa razy tyle, ile wynosi budżet programu 500 plus.
Tak olbrzymiej kwoty zapotrzebowania pożyczkowego nikt się do tej pory nie spodziewał. Jest ona bowiem blisko 2,5 razy większa niż jeszcze rok temu. "Efektem wysokiej wielkości potrzeb brutto w 2024 roku jest znaczna wartość zapadających obligacji (a te będzie musiał wykupić rząd - przyp.red.)" - spekulują ekonomiści mBanku.
Czym to może skutkować? Po pierwsze większym uzależnieniem naszego państwa od zagranicy. Do tej pory PiS oddłużał nasz kraj od zagranicznego kapitału, co było działaniem chwalonym m.in. przez agencje ratingowe. Teraz ma się to zmienić.
"W praktyce oznacza to znaczny wzrost emisji długu i zapewne konieczność większych emisji na rynkach zagranicznych (w walucie obcej), aby odciążyć rynek krajowy" - tłumaczą ekonomiści Citi. W takim przypadku kurs złotego i rentowność naszych obligacji mogą być bardziej uzależnione od wahań nastrojów na światowym rynku. To nie wszystko.
Specjaliści martwią się, że jeżeli w kolejnych miesiącach nie uda się uruchomić funduszy z Krajowego Planu Odbudowy (budżet zakłada pożyczkę z tego źródła w wysokości 28 mld zł), obciążenie emisjami musiałoby dodatkowo wzrosnąć. Dziesiątki miliardów euro z KPO są zakładnikami konfliktu prawicy z Brukselą od 2021 r. O tym, ile na tym tracimy, pisaliśmy TUTAJ.
Wydatki będą wspierać inflację w kraju
Tu dochodzimy do drugiego skutku tak silnego wzrostu zadłużenia Polski. Zjednoczona Prawica działa zupełnie inaczej niż np. Czesi. Nasi sąsiedzi przeprowadzają właśnie szereg reform zmierzających do obniżenia deficytu, a tamtejszy bank centralny wręcz karcił polityków za beztroskie wydawanie publicznych pieniędzy. - Bez polityki fiskalnej walka z inflacją będzie zabawą w kotka i myszkę - mówił prezes czeskiego banku centralnego Aleš Michl.
Nad Wisłą prawica działa inaczej, co może zadać cios naszym portfelom i podmyć budżety na długie lata.
"Wzrost deficytu, w dużym stopniu wynikający z wydatków prokonsumpcyjnych, może mieć istotny wpływ na ścieżkę inflacji. Wydatki nie zagrożą jeszcze dezinflacji w 2023 r., ale utrudnią powrót inflacji do celu w kolejnych latach" - szacują eksperci Citi.
Zdaniem Narodowego Banku Polskiego, wspomnianego celu na poziomie 2,5 proc. nie sięgniemy nawet na koniec prognozy NBP, czyli w IV kw. 2025 r. Rząd jest jeszcze bardziej pesymistyczny i zakłada powrót do normalności w kwestiach cen dopiero w 2027 r.
VAT w górę tak bardzo, że bez podwyżek się nie obędzie
Ważne w tym kontekście są szacunki dotyczące wpływów z VAT. Mają one wyraźnie przekroczyć dynamikę PKB. W opinii ekspertów będzie to możliwe do osiągnięcia jedynie w przypadku podniesienia stawki VAT na żywność od 2024 r. oraz w przypadku utrzymania wysokiej ściągalności podatków. "Biorąc jednak pod uwagę szybko hamującą inflację i ostatnie rozczarowujące wyniki gospodarcze, ten drugi warunek może być trudniejszy do spełnienia" - zaznaczają ekonomiści Citi.
Ta podwyżka VAT-u powinna podnieść ścieżkę inflacji w projekcji NBP o mniej więcej 1 punkt procentowy. "W sumie oznacza to, że choć przed końcem roku RPP najprawdopodobniej obniży stopy procentowe, nowa projekcja w listopadzie może okazać się na tyle jastrzębia (czyli pokazująca wyższą inflację - przyp.red.), że skala obniżek w 2024 r. będzie ostatecznie mniejsza, niż zakłada rynek" - przewidują.
Podobnego zdania są analitycy mBanku, którzy ostrzegają, że budżet skrojony przez PiS zagraża walce z inflacją. Na szczególną uwagę zasługują zaplanowane podwyżki dla osób zatrudnionych w służbach publicznych (m.in. policjanci, strażacy, nauczyciele, pracownicy uczelni wyższych), których wynagrodzenia mają zostać zwiększone o 12,3 proc.
"Wraz z planowanym sporym wzrostem płacy minimalnej w przyszłym roku i utrzymującą się wysoką dynamiką płac w sektorze przedsiębiorstw, przekłada się to na prawdopodobieństwo podtrzymania wyższej dynamiki płac w gospodarce narodowej, a co za tym idzie kolejne ryzyka inflacyjne w górę" - tłumaczą specjaliści mBanku.
"Nasze finanse są dalekie od stabilizacji"
Na projekcie budżetu suchej nitki nie zostawia także Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu (PRB). Jak zaznacza, Zjednoczona Prawica wprost zaproponowała nam "poluzowanie fiskalne w warunkach inflacji wystającej daleko ponad cel NBP". Jankowiak uważa, że ustawa w takim kształcie osłabia naszą zdolność do walki ze wzrostem cen. Do tego, jak przestrzega, "sektor finansów publicznych daleki jest od stabilizacji".
Taką diagnozę postawi zapewne również Komisja Europejska, która w 2024 r. na bazie wyników sektora finansów publicznych (SFP) w państwach członkowskich z roku 2023, przywróci zawieszone reguły fiskalne. - Polska, z deficytem SFP przekraczającym 5 proc. PKB, trafi znów do czyśćca procedury nadmiernego deficytu - ostrzega ekonomista PRB.
Jankowiak twierdzi również, że struktura wydatków publicznych została silnie zniekształcona. Zdominowały ją transfery socjalne, co, jak dodaje, nie wspiera potencjału gospodarki (brak impulsów inwestycyjnych, brak silnych bodźców dla wzrostu zatrudnienia). - Obniża to odporność gospodarki na presję inflacyjną, kiedy dynamika obserwowanego PKB przekroczy swój potencjał (w Polsce to ok. 3-3,5 proc. PKB - przyp.red.) - podsumowuje specjalista Polskiej Rady Biznesu.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl