Od 1 stycznia 2022 r. łączny średni wzrost rachunku przeciętnego gospodarstwa domowego wyniesie ok. 24 proc., co oznacza wzrost o ok. 21 złotych netto miesięcznie - wynika z szacunków Urzędu Regulacji Energetyki. Z kolei rachunki za gaz w sumie mają wzrosnąć o średnio 54 proc. Te gigantyczne podwyżki przełożą się na wskaźnik inflacji w całym 2022 r.
Na te bolączki rząd ma jedną odpowiedź - tarcza antyinflacyjna. W obecnym kształcie obniży ona jednak inflację jedynie o 1-1,5 pkt. proc., co oznacza, że wzrost cen i tak na początku roku może wynieść ok. 9 proc. Z naszych informacji wynika, że tarcza zostanie przedłużona przynajmniej do połowy 2022 r.
Tarcza a podwyższona inflacja
Zdaniem ekonomistów PKO BP tak duża skala podwyżki taryf niesie pytanie o ostateczny kształt tarczy antyinflacyjnej, w szczególności o to, czy zostanie ona wydłużona ponad obecnie zakładane trzy miesiące i czy obniżone (a jeśli tak, to kiedy) zostaną stawki VAT na żywność oraz paliwa.
Jak zaznaczają w analizie, dla ścieżki inflacji istotne będzie także to, czy sprzedawcy gazu skorzystają z możliwości danych im przez uchwaloną 2 grudnia ustawę o zmianie Prawa energetycznego i złożą wniosek o rozłożenie w czasie zatwierdzonego przez URE wzrostu cen.
"Różne możliwe założenia dotyczące wskazanych czynników prowadzą do różnych scenariuszy inflacyjnych, których spektrum zaczyna się na średniorocznej inflacji w 2022 na poziomie 6,5 proc., a kończy na 8,5 proc., a dla 2023 może oznaczać średnioroczną inflację w przedziale 5-7 proc." - szacują eksperci największego banku w Polsce.
Ich zdaniem na chwilę obecną najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się przedłużenie "tarczy energetycznej" przynajmniej do końca czerwca, co oznaczałoby wzrost średniorocznej inflacji do 7,7 proc. w 2022 i 5,4 proc. w 2023 r. z 5 proc. w tym roku.
Im dłużej potrwa tarcza, tym gorzej dla rządu
Niestety, chcąc sztucznie obniżyć inflację tarczą, PiS będzie musiało wybrać między dbaniem o sondaże wyborcze, a realną pomocą. Bowiem im dłużej będzie trwać tarcza, tym wyższe ceny czekają nas w roku wyborczym 2023. O takim arcyniewygodnym scenariuszu dla rządzących pisaliśmy kilkanaście dni temu TUTAJ.
Dlaczego tak może się dziać? Ze względu na efekt statystyczny i samą konstrukcję tarczy. Ekonomiści mBanku w swojej analizie piszą wprost, że jest to "paradoks tarczy".
Według nich im dłużej tarcza trwa, tym czeka nas niższa inflacja w 2022 roku (i bardziej płaska), ale wyższa w 2023 r. "Dodatkowo, każdy jej kwartał to ekspansja fiskalna warta około 0,5 proc. PKB, co również pozostaje proinflacyjne w średnim terminie" - wyjaśniają.
"Przy powyższych założeniach inflacja w 2022 roku wyniesie 7,7 proc. średniorocznie i będzie stanowić trzykrotność celu inflacyjnego. Szczyt inflacji wypada w III kwartale w okolicach 9 proc. (przy krótszej tarczy w II kwartale). W zasadzie nie widać w tym momencie realnego scenariusza, który sprowadzałby inflację poniżej 3,5 proc. przed drugą połową 2023 roku bez silnego spowolnienia gospodarki lub istotnych podwyżek stóp procentowych" - przewidują specjaliści mBanku.
A to już duży problem dla PiS, ponieważ w 2023 r. mamy wybory parlamentarne. Przy podwyższonej inflacji, każdy przedwyborczy "prezent" dla elektoratu będzie działał dla wzrostu cen jak benzyna. W trzecim roku solidnych podwyżek Polacy będą też wymęczeni, dlatego rząd powoli zaczyna znajdować się w sytuacji bez dobrego wyjścia.