Dziennik przypomina, że w 2016 r. PiS zakazał budowy nowych farm wiatrowych, z wyjątkiem tych, które miały już wydaną zgodę na budowę. "A teraz to samo ugrupowanie ogłasza sukces w związku ze skierowaniem do Sejmu ustawy, która umożliwi budowę wiatraków" – czytamy.
Rząd jakby chciał odkupić swoje winy, dodał do ustawy finansową zachętę, dzięki której mieszkańcy najbardziej "uwiatrakowionych" gmin zyskają realne pieniądze w zamian za to, że zgodzą się na budowę – pisze "Wyborcza".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ustawa wiatrakowa. Dobry pomysł nie wystarczy
"Wyborcza" podkreśla, że PiS "nie liberalizuje ustawy wiatrakowej z własnej woli, ale został do tego przymuszony". Odblokowanie budowy farm wiatrowych to drugi kamień milowy na drodze do pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
Do ustawy wprowadzono poprawkę. "Brzmi mniej więcej tak, że inwestor farmy wiatrowej przeznacza co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej konkretnej inwestycji do objęcia przez mieszkańców gminy na 15 lat" – czytamy dalej. Eksperci, z którymi rozmawiała "Wyborcza" uważają, że pomysł jest dobry.
"Ale nie wystarczy, że pomysł jest dobry - musi być atrakcyjny dla konsumentów, żeby mógł wejść w życie. Inaczej to będzie tylko sztuka dla sztuki"– podkreśla gazeta.
Nie ma nic za darmo. Za możliwość korzystania z tańszego prądu generowanego przez farmę wiatrową, trzeba będzie zapłacić, obejmując w niej udziały i stając się prosumentem wirtualnym.
Rozliczani będą w modelu net-billing przez okres kolejnyhc 15 lat. W ten sposób okoliczni mieszkańcy staną się beneficjentami elektrowni wiatrowej i będą mogli obniżyć swoje rachunki z prąd - czytamy.
Tańszy prąd z wiatraków. Nie tak szybko, nie tak dużo
Anna Frączyk, prawniczka z fundacji ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi, uważa, że koszt objęcia udziałów w inwestycji w farmę wiatrową w przeliczeniu na jednego mieszkańca "żeby był opłacalny dla konsumenta, nie może być wyższy niż kilka tysięcy złotych".
W innej sytuacji lepiej będzie w tej cenie dokupić panele fotowoltaiczne, niż obejmować udziały w wiatraku - zaznacza ekspertka.
Gdzie jest haczyk? Choćby w tym, że nowe przepisy będą stosowane wyłącznie dla nowych inwestycji w farmy wiatrowe – tych, które uzyskają pozwolenie na budowę po 2 lipca 2024 r. "Biorąc pod uwagę, że budowa wiatraka trwa około 2-3 lata, jest to odległa data" – podkreśla "GW".
Jest też limit. Resort klimatu założył, że jedno gospodarstwo będzie mogło otrzymać maksymalnie 2 kW. "Średnia wielkość instalacji fotowoltaicznej montowanej w Polsce to ponad 5 kW. Co to oznacza? Że prądu z elektrowni wiatrowej będzie dla nas po prostu za mało" - czytamy dalej.