To zwrot w sprawie ustawy o jawności zarobków w Narodowym Banku Polskim. Prawo i Sprawiedliwość jednak nie poprze projektu Platformy Obywatelskiej. Do sejmu trafi osobny dokument.
Prezes PKO BP o zarobkach w NBP. "Powinny być transparentne i znane"
"Przedstawimy szczegóły, gdy projekt będzie gotowy" - powiedziała krótko rzecznika PiS Beata Mazurek, po wspólnej konferencji z Witodem Waszczykowskim.
Oznacza to, że przedstawiciele partii rządzącej szybko zmienili zdanie. W środę Beata Mazurek zapewniała, że jeżeli nie będzie przeszkód formalno-prawnych, to jej ugrupowanie poprze projekt ustawy autorstwa PO.
Co może znaleźć się w propozycji partii rządzącej? Przede wszystkim chodzi o to, by pokazać, ile zarabia prezes NBP i kierownictwo. Na tym nie koniec. Ustawa ma działać wstecz i wtedy ujawnione zostaną oświadczenia poprzednich prezesów Banku Centralnego. Druga nowość ma dotyczyć górnej granicy wynagrodzeń pracowników NBP. Wprowadzenie takiej „ustawy kominowej” nie każdemu się jednak podoba. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, tłumaczą, że szef takiej instytucji jak Bank Centralny musi mieć odpowiednie kwalifikacje i nie może zarabiać za mało.
Wszystko wskazuje na to, że pomysł PiS-u przejdzie on przez sejm ekspresowo. Nic dziwnego. Przedłużająca się dyskusja wokół sytuacji w NBP działa na niekorzyść rządzącego obozu. Niewykluczone, że posłowie zajmą się projektem PiS-u już w przyszłym tygodniu. I nie zmieni tego fakt, że w agendzie jest inne ważne, a może nawet ważniejsze głosowanie - nad ustawą budżetową.
Tymczasem od wtorku w sejmie jest ustawa PO. Dokument zmienia przepisy z 1997 o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Nowość dotyczy artykułu 10. Jak dowiedziało się money pl. w obozie PO trwa dyskusja nad jeszcze jedną ważną zmianą. Chodzi o dopisanie doradców prezesa NBP.
- Nie wykluczam, że taki punkt mógłby zostać dopisany. Na razie mamy wątpliwości co do statusu takich doradców. Chodzi o to, czy mają kompetencje do wydawania decyzji – wyjaśnia money.pl autor projektu, poseł PO Arkadiusz Myrcha.
A co na pewno znajdzie się w ustawie? Platforma chce, aby prezes NBP i całe kierownictwo mieli obowiązek składania jawnych oświadczeń majątkowych.
- Do tej pory oświadczenie prezesa NBP było w katalogu organów, które składały prezesowi Sądu Najwyższego niejawne oświadczenie. Dokładamy do tego członków zarządu banku i osoby pełniące funkcje kierownicze, zarówno dyrektorów departamentów, jak i szefów jednostek terenowych – wyjaśnia Myrcha.
Z projektu (art. 1, ust. 1) dowiadujemy się, że: "Oświadczenie to powinno zawierać informacje o posiadanych zasobach pieniężnych, nieruchomościach, udziałach i akcjach w spółkach prawa handlowego, a ponadto o nabytym przez tę osobę albo jej małżonka od Skarbu Państwa, innej państwowej osoby prawnej, jednostek samorządu terytorialnego, ich związków lub związku metropolitalnego, które podlegało zbyciu w drodze przetargu. Oświadczenie to powinno również zawierać dane dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej oraz pełnienia funkcji w spółkach lub spółdzielniach, o których mowa w art. 4.”.
Poznamy nazwiska osób składających oświadczenia, ale nie dowiemy się, gdzie mieszkają oraz gdzie znajdują się ich nieruchomości. Jednocześnie autorzy ustawy chronią dane zwykłych pracowników. W projekcie jest napisane, że informacje zawarte w oświadczeniach pozostałych osób zatrudnionych w banku (np. urzędników pracujących w poszczególnych departamentach czy samorządach) pozostaną tajemnicą chronioną przez prawo:
„(…) podlegają ochronie przewidzianej dla informacji niejawnych, chyba że osoba, która złożyła oświadczenie, wyraziła pisemną zgodę na ich ujawnienie (…)”.
Dokument dopuszcza jednak wyjątki i wtedy każde oświadczenie może zostać ujawnione, nawet jeśli jego autor się na to nie zgodził. Co więcej wszystkie oświadczenia będą przechowywane przez sześć lat.
Projekt PO nie ma nawet jeszcze numeru druku. Gdyby jednak okazało się, że ustawy PO i PiS-u będą to siebie podobne, a nawet identyczne, to marszałek sejmu może zawnioskować, aby połączyć dokumenty do wspólnego rozpatrzenia.
W środę zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko próbowała tłumaczyć się z płac kierownictwa. Spotkanie, które miało uciąć spekulacje, tylko dolało oliwy do ognia. Dowiedzieliśmy się, że dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska nie zarabia 65 tys. zł miesięcznie, ale nie usłyszeliśmy ile dokładnie otrzymuje. Jest to o tyle dziwne, że informacja o zarobkach pojawiła się w oświadczeniu samej Wojciechowskiej. Automatycznie pojawia się pytanie, kto mija się z prawdą?
Po południu szef NBP Adam Glapiński zapowiedział, że pod ustawą o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze się obydwoma rękami. Po chwili dodał jednak, że ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl