Eksperci ING opublikowali w mediach społecznościowych wpis, w którym podkreślili, że nowa koalicja rządząca wysyła ważny sygnał do rynków finansowych. Gabinet, któremu przewodniczy Donald Tusk, ma zdaniem analityków rozumieć, że potrzeby pożyczkowe w 2024 r. będą rekordowe.
Dlatego też zamierza ograniczać albo rozkładać w czasie duże wydatki. Przykład to wstrzymanie się z podwyższeniem kwoty wolnej od podatku - w expose premiera nie padła deklaracja wprowadzenia tego rozwiązania od stycznia 2024 r.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To ważny sygnał, bo agencje ratingowe i rynki finansowe czekają na jakąś zapowiedź przejścia do konsolidacji wydatków po wyborczym karnawale" - piszą analitycy banku. To istotne, bo - według części komentatorów - PiS zastawiło w finansach publicznych pułapki na nowy rząd.
O szczegółach opowiedział w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
- Ministerstwo Finansów musi podjąć bardzo konkretne działania w celu sfinansowania bardzo wysokiego deficytu, z którym mamy do czynienia w budżecie na 2024 r. Potrzeby pożyczkowe są bardzo duże, to 7,5 proc. PKB, czyli ponad 470 mld zł brutto - wylicza.
Nie da się tego sfinansować krajowo, musimy ściągnąć trochę kapitału zagranicznego. Do tej pory ten kapitał omijał Polskę i portfel polskich obligacji rządowych. W rękach inwestorów zagranicznych praktycznie spadał on cały czas albo stał w miejscu. Polski dług nie cieszył się zainteresowaniem - stwierdził Rafał Benecki.
Ekonomista ING dodał, że ważne jest, aby pokazać, iż są alternatywne formy finansowania długu, a resort finansów nie jest zdesperowany i nie musi emitować obligacji po każdej cenie. - Gdy zagraniczne fundusze zobaczą, że finansowanie idzie dobrze i nie ma ryzyka korekty na rynku polskich obligacji, to zaczną kupować takie aktywa - wyjaśnił.
Ekspert o opcjach dla nowego rządu
Co więc rząd Donalda Tuska może zrobić, aby zabezpieczyć budżet na przyszły rok? Benecki zwraca uwagę, że mamy co najmniej trzy opcje.
- Po pierwsze, w drugiej połowie tego roku wzrost oszczędności w sektorze bankowym był bardzo duży i przekroczył nieco oczekiwania. W samym trzecim kwartale przybyło 67 mld zł depozytów bankowych więcej niż kredytów. Także moim zdaniem oszczędności Polaków w bankach mogą posłużyć na prefinansowanie trochę większych potrzeb finansowych państwa (zakup przez banki rządowych obligacji - przyp. red.), niż do tej pory myśleliśmy - wylicza ekonomista ING.
Druga opcja? Ministerstwo może posiłkować się pieniędzmi z Unii Europejskiej - 5 mld euro mamy już obiecane w ramach zaliczki z KPO.
Benecki wskazał na jeszcze jedno rozwiązanie. Chodzi o narzędzie, po które poprzedni rząd nie sięgnął, czyli FCL (Flexible Credit Line), swego rodzaju linia kredytowa oferowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jest to dość niecodzienne rozwiązanie, gdyż do tej pory Polska za czasów Zjednoczonej Prawicy z niego nie korzystała.
To rozwiązanie dla krajów o mocnych fundamentach na czas przejściowo wyższych potrzeb pożyczkowych. Polska ma ważne uzasadnienie - wydatki obronne i wojnę za wschodnią granicą. FCL to raczej "limit na karcie", a nie program pomocowy dla tonących w długach, rodzaj ubezpieczenia przed zagrożeniem, które może się pojawić - wyjaśnił ekspert.
Wyliczył, że koszt udostępnienia takiego "ubezpieczenia dla Polski", gdybyśmy otworzyli linię na 50 mld zł, ale z niej nie korzystali, to ok. 140 mln zł rocznie. - Ta alternatywa pożyczenia poza rynkiem, ma bardzo duże znaczenie dla inwestorów. Gdy zyskają przekonanie, że aktywo, jakim są polskie obligacje rządowe, nie jest obarczone ryzykiem przeceny, zaczną takie papiery kupować już dzisiaj - podkreślił analityk ING.
Nowy rząd może zachęcić inwestorów. "Polska wraca do gry"
Ekonomista stwierdził też, że wynik wyborów może przynieść pozytywy efekt dla polskiej gospodarki.
Polska wraca do gry jako bardzo atrakcyjny kraj po wielu latach omijania nas przez różnych inwestorów. Moim zdaniem percepcja Polski bardzo się zmieniła, chociaż oczywiście nie jest ona bezkrytyczna. Szliśmy w kierunku Węgier, dzisiaj idziemy w kierunku zachodniej Europy, respektowania zasad praworządności. A to otwiera Polsce różne możliwości - powidział.
Zmiana, która zaszła w Polsce po wyborach, może być istotna z jeszcze jednego względu. - To uruchomienie pewnych opcji w polityce gospodarczej, które są bardzo ważne dla tych, którzy pożyczają nam pieniądze. Pierwsza z nich to odblokowanie prywatnych inwestycji, które, jak wiemy, strasznie kulały - zauważył ekspert.
Drugi element to odblokowanie pieniędzy unijnych, a trzeci - większy i bardziej długoterminowy napływ zagranicznych inwestycji. - Wiele firm nieznających polskich realiów wstrzymywało się z decyzjami do wyniku wyborów - ocenił Benecki.
Jego zdaniem to wszystko oznacza, że kraj ma szansę rosnąć trochę szybciej niż sąsiedzi i strefa euro. - W warunkach pocovidowych i wojennych, z deficytem i długiem boryka się wiele krajów. Inwestorzy patrzą więc na sytuację nie tylko z perspektywy długów, ale też szans na szybki wzrost PKB, dochodów budżetowych i spłatę zadłużenia. Kiedy wszyscy mają problem z długiem, lepiej wyglądają ci, którzy mają mocne i rosnące gospodarki. I właśnie w takiej sytuacji jest Polska - wyjaśnił analityk.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl