Decyzję PKW w sprawie rozliczenia kampanii PiS - już dwukrotnie przekładaną - mamy poznać 29 sierpnia. Aby Komisja w ogóle mogła wejść w procedurę odrzucania sprawozdania wyborczego, trzeba wykazać nieprawidłowości na minimum 1 proc. wydatków komitetu wyborczego. W przypadku PiS to ok. 387 tys. zł.
Komisja z własnej inicjatywy zwróciła się o przekazanie informacji do dwóch instytucji: Rządowego Centrum Legislacji (RCL) oraz państwowego instytutu badawczego NASK. Ten pierwszy, jak ujawniliśmy niedawno w money.pl, podsumował wydatki kampanijne ówczesnego szefa tej instytucji i startującego do Sejmu Krzysztofa Szczuckiego na ok. 214 tys. zł.
To oznaczało, że - bazując na samych wyliczeniach RCL - PKW brakowało jeszcze ok. 173 tys. zł, by mieć minimalne formalne podstawy do ewentualnego odrzucenia sprawozdania PiS.
Wyliczenia NASK
Kluczowe więc było to, czego - na prośbę PKW - doliczy się NASK. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że kwota wskazana przez NASK jako koszt działań potencjalnie kampanijnych przekracza 500 tys. zł.
NASK w 2022 r. zlecono do realizacji projekt dotyczący walki z dezinformacją, który łącznie miał kosztować ok. 19 mln zł. Jak rozumiem, z tego monitoringu wyodrębniono okres interesujący PKW. Wzięto pod uwagę nakład pracy włożony w przygotowanie raportów robionych w tematach interesujących PiS i w ten sposób wyszła kwota ponad pół miliona złotych - mówi nam rozmówca z kręgów rządowych.
Wersji o kwocie przekraczającej 500 tys. zł nie chcą jednoznacznie potwierdzić nasi rozmówcy w Krajowego Biura Wyborczego. Jeden z rozmówców twierdzi, że podsumowanie kosztów jest, ale go nie pamięta. Inny - że pismo z NASK jest skomplikowane i trudne w odbiorze.
- NASK nie zrobił tego, czego oczekiwali członkowie PKW, strasznie to zagmatwali - mówi jedno z naszych źródeł.
Państwowa Komisja Wyborcza potwierdza, że materiały z NASK wpłynęły do niej 9 sierpnia i od tamtej pory są analizowane.
NASK natomiast nie chce udzielać szczegółowych informacji.
"Informacjami, których udzieliliśmy w odpowiedzi na pismo Państwowej Komisji Wyborczej, dysponuje teraz PKW. Procedura rozpatrywania partyjnych sprawozdań finansowych nadal trwa. Udzielanie wszelkich informacji na ten temat leży w gestii PKW" - tak odpisała na nasze pytania Małgorzata Plawgo, szefowa biura prasowego NASK.
Ile mógłby stracić PiS
Teoretycznie to wszystko oznacza, że już same wyliczenia RCL i NASK mogą pozwolić PKW na odrzucenie sprawozdania wyborczego PiS. Bo łączna wskazana przez nie kwota jest o prawie 330 tys. zł wyższa niż wspomniane niezbędne minimum, czyli ok. 387 tys. zł.
Jeden z naszych rozmówców zorientowany w kulisach prac PKW twierdzi, że ta "górka" jest jeszcze wyższa.
Już pod koniec lipca mieli wyliczone nieprawidłowości na ponad 200 tys. zł. Chodziło podobno m.in. o plakaty minister pracy Marleny Maląg, PKW interesowała się też kampanią Łukasza Mejzy - słyszymy.
Potencjalne konsekwencje dla partii Jarosława Kaczyńskiego mogą być dotkliwe. Komitet deklaruje, że na kampanię wydał 38,7 mln zł. Gdyby decyzja PKW była negatywna - tj. sprawozdanie zostanie odrzucone - i podtrzymał ja Sąd Najwyższy, to partia musi się liczyć z utratą do 75 proc. dotacji, czyli maksymalnie około 26 mln zł.
Prawdopodobnie analogiczna decyzja dotyczyłaby subwencji, czyli corocznego transferu dla partii politycznych z budżetu (ta będzie wyliczana po wakacjach na podstawie sprawozdań partii politycznych). PiS liczy tu na 26 mln zł rocznie. Obcięcie jej o trzy czwarte oznacza, że w ciągu czterech lat PiS łącznie, zamiast 140 mln zł, dostanie nawet o 105 mln zł mniej.
To utrudniłoby partii nie tylko bieżące funkcjonowanie, ale również sfinansowanie kampanii kandydatowi na nadchodzące wybory prezydenckie.
Nasi rozmówcy, znający kulisy działań PKW, niczego jeszcze na ten moment nie przesądzają.
Wszystko jest jeszcze w analizach. PKW zapoznaje się z nadsyłanymi materiałami, przez co wszelkie rachunki są płynne. Nie ma dnia, żeby coś nowego nie wpłynęło - mówi nasz rozmówca.
Kolejna osoba z tych kręgów obawia się, czy 29 sierpnia rzeczywiście zapadnie decyzja PKW. - A co jeśli tego dnia rano jeszcze coś wpłynie, jakaś istotna informacja o potencjalnych nieprawidłowościach w finansowaniu kampanii, której PKW nie będzie mogła zignorować? Czy wtedy nie trzeba będzie kolejny raz przenosić posiedzenia? - zastanawia się.
Tu warto też wspomnieć, że nie wszystko, co wpływa do PKW jest i może być brane pod uwagę. - Cezura czasowa, czyli okres trwania kampanii od 8 sierpnia do 13 października 2023 r. to warunek wstępny, by cokolwiek badać. Kolejny to sprawdzenie, czy np. na takim pikniku była prowadzona agitacja rozumiana jako mówienie wprost, na kogo głosować. W tym sensie samo to, że jakiś minister nagrał spot i się w nim promował, nie musi się przełożyć na nieprawidłowe finansowanie kampanii. To trochę jak z politykiem, który podsumowuje swoją kadencję, pisze książki itd. - tłumaczy rozmówca money.pl.
Sama PKW na razie ucina temat.
Tak jak miało to miejsce do tej pory w przypadku każdego z komitetów, wszelkie informacje mogące mieć wpływ na ocenę zgodności z prawem gospodarki finansowej partii politycznych i komitetów wyborczych są wykorzystywane w trakcie badania sprawozdań. Państwowa Komisja Wyborcza nie zajmuje stanowiska w sprawach gospodarki finansowej partii politycznych i komitetów wyborczych w innej formie i nie komentuje informacji na ten temat przed podjęciem uchwał w tych sprawach - odpisało nam biuro prasowe Krajowego Biura Wyborczego.
"Aż nadto dokumentów"
Zdaniem Michała Szczerby, europosła PO, PKW już ma "aż nadto dokumentów", by odrzucić sprawozdanie PiS. - Tylko czy ma służby analityczne, by materiały dowodowe móc uwzględniać przy ocenie sprawozdania finansowego PiS? - zastanawia się polityk.
- Ja sam dostarczyłem PKW kolejne dokumenty, świadczące o nielegalnym finansowaniu kampanii na kwotę 1,2 mln zł pośrednio przez KGHM i fundację KGHM. Jako darowizny i sponsoring środki wpływały do spółki eventowej BERM, która produkowała materiały wyborcze niektórych kandydatów PiS, w tym Jacka Sasina - mówi nam polityk.
Mówimy więc o zafałszowanym sprawozdaniu PiS, które nie uwzględnia oczywistych wydatków na agitację wyborczą komitetu. To wprost naruszenie przepisów Kodeksu wyborczego i PKW musi zareagować stanowczo - uważa Michał Szczerba.
Politycy PiS z kolei uważają, że próba pozbawienia ich większości dotacji i subwencji partyjnej to działania motywowane politycznie. - Nie mam żadnych wątpliwości, że działania obecnych resortów oraz jednostek im podległych polegają na wykonywaniu zlecenie polityczne Donalda Tuska - komentuje Andrzej Śliwka z PiS.
- Mam zerowe zaufanie do informacji przekazywanych przez obecnych nominatów politycznych w tych podmiotach. Gdyby sprawa subwencji i dotacji zależała od głosu ekspertów, to dawno byśmy te środki otrzymali. Jest jasne stanowisko ekspertów z KBW, PKW i audytora. Reszta to polityka ze strony koalicji 13 grudnia - dodaje.
Były przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński uważa, że wyliczenia z RCL i NASK uprawdopodabniają scenariusz, że sprawozdanie komitetu PiS zostanie odrzucone.
- Dziwią mnie jednak pojawiające się informacje, że PKW miałaby nie brać pod uwagę innych dużych rzeczy, takich jak wydatki z Funduszu Sprawiedliwości czy pikniki 800 plus. Tym bardziej że można tu się powołać na art. 132 par. 5 Kodeksu wyborczego, który stanowi, że komitetom wyborczym - z pewnymi wyjątkami - nie wolno przyjmować korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym - ocenia Hermeliński.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl