Decyzja PKW, dotycząca odebrania PiS części pieniędzy stanowiących zwrot kosztów kampanii, okazała się dużo dalej idąca niż do ostatniej chwili zakładali nasi rozmówcy. Jak poinformowaliśmy na money.pl jako pierwsi, PKW w sumie dopatrzyła się nielegalnie wydanych 3,6 mln zł, podczas gdy z wcześniejszych doniesień wynikało, że nie doliczy się więcej niż 1 mln zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miliony strat dla PiS
Ile pieniędzy straci partia Jarosława Kaczyńskiego po czwartkowym werdykcie PKW? Pierwsza kwestia to obniżenie dotacji, stanowiącej zwrot kosztów kampanii poniesionych przez komitet wyborczy. To trzykrotność zakwestionowanej kwoty, ale nie więcej niż 75 proc. spodziewanej dotacji. W tym przypadku mowa o przycięciu środków o 10,8 mln zł (3,6 mln x 3).
Po drugie, o tyle samo skorygowana będzie coroczna subwencja partyjna dla PiS (miałaby wynieść 26 mln zł rocznie), co daje kolejnych 10,8 mln zł - tyle że każdorazowo za rok 2025, 2026 i 2027 - co do końca kadencji daje kwotę 32,4 mln zł. To decyzja na dziś, ale do subwencji partyjnej jeszcze zaraz wrócimy.
Po trzecie, przepadkowi na rzecz Skarbu Państwa podlegać będzie kwota 3,6 mln zł. Jeśli komitet PiS dobrowolnie nie wpłaci tych pieniędzy do urzędu skarbowego, wówczas w pierwszej kolejności kwota będzie egzekwowana od pełnomocnika finansowego komitetu. A jeśli ten nie będzie miał wystarczających środków, to roszczenie będzie skierowane do partii tworzącej komitet, czyli do PiS.
Tak więc na ten moment PiS z jednej strony może liczyć na ok. 27 mln zł zwrotu środków za przeprowadzoną kampanię, a z drugiej - musi się liczyć ze stratą ok. 47 mln zł (w perspektywie do końca kadencji).
Co z subwencją partyjną
Na tym jednak nie koniec. Nasi rozmówcy biegli w prawie wyborczym podkreślają, że w temacie rozliczania PiS należy odróżnić od siebie dwie procedury. Pierwsza wynika z Kodeksu wyborczego i dotyczy rozliczania kampanii wyborczej - o czym mowa wyżej.
Druga, odrębna procedura, wynika z ustawy o partiach politycznych i wymaga osobnej uchwały PKW. I ta procedura również dotyczy subwencji partyjnej.
Otóż każdego roku - do końca marca - partie polityczne zdają do PKW sprawozdanie "o źródłach pozyskania środków finansowych, w tym o kredytach bankowych i warunkach ich uzyskania oraz o wydatkach poniesionych ze środków Funduszu Wyborczego w poprzednim roku kalendarzowym". PKW musi te sprawozdania rozliczyć do końca września.
Komisja odrzuca sprawozdanie roczne partii, jeśli stwierdzono "gromadzenie lub dokonywanie wydatków na kampanie wyborcze z pominięciem Funduszu Wyborczego".
Jeśli przy rozpatrywaniu sprawozdania rocznego PiS Państwowa Komisja Wyborcza dojdzie do wniosku, że ta przesłanka została spełniona, wówczas będą podstawy do odrzucenia także sprawozdania partii. A to z kolei skutkuje utratą całości subwencji na okres trzech lat (nie dłużej jednak niż do końca kadencji Sejmu, bo utrata dotyczy prawa, które partia posiada w chwili jego utraty, a nie prawa, które ewentualnie nabędzie w przyszłości w związku z kolejnymi wyborami).
W takim scenariuszu - jeszcze raz podkreślmy, że skrajnie negatywnym dla PiS - partia Jarosława Kaczyńskiego straci już nie 47 mln zł, ale ok. 92 mln zł w perspektywie do końca kadencji Sejmu. Przedstawiciele PKW na czwartkowej konferencji potwierdzili, że we wrześniu wrócą do tematu subwencji.
Co PKW wzięła pod uwagę, podejmując czwartkową decyzję
Jak pisaliśmy, na sumę 3,6 mln zł, które podważa PKW, składają się: działania Krzysztofa Szczuckiego w RCL (gdzie zorganizował w praktyce swój sztab wyborczy), raporty NASK badające od pewnego momentu m.in. "wiarygodność PiS", finansowanie spotów PiS z pieniędzy urzędu wojewódzkiego woj. warmińsko-mazurskiego, spot ministra Zbigniewa Ziobry promujący zmiany w Kodeksie karnym, dwa pikniki MON (w Uniejowie i Zawichoście, gdzie doszło do agitacji spełniającej definicję określoną w Kodeksie wyborczym) czy wreszcie spacer nordic walking z Jadwigą Emilewicz, ufundowany przez Kostrzyńsko-Słubicką Specjalną Strefę Ekonomiczną.
Biorąc pod uwagę to, kto i na ile "przysłużył się" do kwoty 3,6 mln zł, największym winowajcą jest Zbigniew Ziobro. Produkcja i emisja spotu z jego udziałem kosztowała ponad 2,6 mln zł.
Kontrybucja pozostałych polityków jest mniej spektakularna - jak pisaliśmy, niedozwolone kampanijne wydatki RCL aktualne kierownictwo tej instytucji oszacowało na 214 tys. zł, w przypadku NASK mowa o kwocie ponad 500 tys. zł, a na nordic walking z udziałem byłej wicepremier Emilewicz według działaczy KO wydano 25,5 tys. zł netto.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl