W środę 5 sierpnia podczas spotkania Rady Dialogu Społecznego rząd, przedsiębiorcy i związki zawodowe mają rozmawiać na temat płacy minimalnej. Według rządowych zapowiedzi ma ona wynieść 2800 zł brutto, czyli o 200 zł więcej niż obecnie. Jednak nie wszystkim te plany się podobają.
2800 zł = 1,5 mln zwolnień?
"Płaca minimalna w wysokości 2800 zł najbardziej uderzy w mikro- i małe firmy. Około 63 proc. miejsc pracy w tych firmach będzie zagrożona - to ponad 1,5 miliona pracowników. Warszawa sobie poradzi, ale choćby na Podkarpaciu i Mazurach firmy staną przed dylematem: zwalniać czy zamknąć działalność. Co więcej, koszty dostosowania płac pochłoną w pewnej części pomoc z Tarczy Antykryzysowej" – alarmują Pracodawcy RP.
Jak przypominają pracodawcy, od kilku lat płaca minimalna jest ustalana przez rząd bez uwzględnienia przesłanek ekonomicznych, a nawet z pominięciem algorytmu zapisanego w ustawie o płacy minimalnej. Algorytm ten został ustalony wspólnie przez wszystkie strony Rady Dialogu Społecznego i zakłada dojście płacy minimalnej do połowy średniej płacy w gospodarce.
"Oczywiście jest konsensus, że płaca minimalna powinna być waloryzowana i dostosowywana do rozwoju gospodarczego, do ogólnego tempa wzrostu płac w gospodarce. Jednak gwałtowne wzrosty płacy minimalnej, w szczególności w sytuacji, kiedy przekracza 40 proc. średniej płacy, negatywnie wpływają na gospodarkę, powodują wzrost inflacji i wzrost bezrobocia, szczególnie wśród młodych pracowników i niewykwalifikowanej kadry" – czytamy m.in. w komunikacie przesłanym money.pl.
Według Pracodawców RP już wzrost płacy minimalnej w 2020 r. do 2600 zł był ryzykownym rozwiązaniem dla gospodarki, co poskutkowało wzrostem inflacji na początku 2020 r. prawie do 5 proc., licząc rok do roku. Zwracają też uwagę, że obecnie inflacja jest najwyższa w całej Unii Europejskiej.
CZYTAJ TEŻ: Wyższa minimalna to wyższe bezrobocie
Ludzie stracą pracę
Podobnie sytuację ocenia ekonomista Konfederacji Lewiatan, dr Sonia Buchholtz. - Miejsca pracy są zagrożone wtedy, kiedy pracownik nie jest w stanie wypracować produktu za swoją płacę plus koszty pracy, czyli składki, podatki - przypomina dr Buchholtz.
Podaje przykład: w przypadku osób zarabiających 2600 zł będzie to ponad 3100 zł brutto, a dla osób, które zarobią 2800 zł – ponad 3400 zł.
- W okresie dobrej koniunktury są znacznie większe szanse, że uda się taką wartość wypracować, bo notujemy popyt na dobra i usługi, ale już w okresie recesji szanse znacząco spadają. Dlatego też sytuacja jest nieporównywalna do 2019 r. Wówczas mówiliśmy o niewielkim spadku tempa wzrostu - teraz o tym, że polski produkt się skurczy. To bezprecedensowa sytuacja - podkreśla ekonomistka.
Dla tych, których produktywność będzie niewystarczająca, rośnie automatycznie ryzyko bezrobocia. W praktyce, zagrożenie likwidacją jest bardzo nierównomiernie rozłożone: dotyczy przede wszystkim mikro- i małych firm, niskoproduktywnych branż, mniejszych miejscowości, słabiej rozwiniętych regionów kraju.
Dlatego też masowe bezrobocie to nie tylko problem społeczny, ale również wyzwanie dla rozwoju regionalnego, np. jeszcze bardziej intensywne migracje do metropolii.
Prof. Jacek Męcina, były wiceminister pracy, doradca Konfederacji Lewiatan, zwraca z kolei uwagę, że sektor mikro- i małych przedsiębiorstw z trudem sobie radził w okresie mrożenia i po odmrażaniu, stąd obawa, że duży wzrost płacy minimalnej będzie oznaczał dwa zjawiska: ograniczenie zatrudnienia i zwiększenie szarej strefy.
- To, że ze wzrostem płacy do 2600 zł radziliśmy sobie w poprzednim roku, wynikało z dynamiki rozwoju, w tym płac i zatrudnienia. Teraz mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją i firmy nie mają przestrzeni, aby sobie poradzić z takim wzrostem - podkreśla prof. Jacek Męcina.
Z kolei Unia Polskich Przedsiębiorców deklaruje, że jest za podniesieniem płacy minimalnej do 2800 zł, tyle że nie w przyszłym roku. Rząd wybrał na to najgorszy moment.
- Proponujemy, by zamrozić obecną stawkę minimalną 2600 zł do czasu wyjścia polskiej gospodarki na prostą - mówi Łukasz Malczyk, prezes UPP.
Reakcja mocno przesadzona
Z oceną wymienionych ekonomistów i pracodawców nie zgadza się Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Nazywa reakcję kolegów z innych organizacji "zwykłą histerią".
- Podniesienie płacy minimalnej dotknie najwyżej pół miliona osób w kraju i bardzo nielicznej grupy powiatów, gdzie faktycznie może wzrosnąć szara strefa. To nie będzie istotny problem gospodarczy - ocenia Kaźmierczak.
Według niego postawa związkowców z "Solidarności", którzy przystali na propozycję rządu, by w 2021 r. płacę podnieść do 2800 zł, zamiast do 3 tys. zł, jak było to wcześniej zakładane, świadczy o ich odpowiedzialności.
Z kolei rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność" oceniając przestrogi pracodawców, nie przebiera w słowach: - Twierdzenie, że podniesienie płacy minimalnej do 2800 zł może nas kosztować 1,5 mln miejsc pracy, to zwykły szantaż emocjonalny. Nie mają wstydu – irytuje się Lewandowski.
Przypomina, że podobne zapowiedzi pojawiały się już wcześniej ze strony reprezentującej biznes.
- Zakaz handlu w niedzielę miał spowodować likwidację 100 tys. miejsc pracy i spadek o 2 proc. PKB. Nic takiego nie nastąpiło. Również podwyżka płacy minimalnej do 2600 zł, czyli o 350 zł, w ubiegłym roku nie spowodowała wzrostu bezrobocia, które zapowiadali pracodawcy - kwituje krótko.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przezdziejesie.wp.pl