3 tys. zł brutto miesięcznie od 2020 roku i 4 tys. zł od 2023. Najnowsze pomysły Jarosława Kaczyńskiego są zdumiewające. Dotąd podwyżki minimum były ostrożne, niższe niż wzrost średniej pensji w gospodarce. Co było zresztą chwalone przez ekonomistów, bo nie zakłócało znacząco rynku pracy. A tu nagle taki wyskok w górę?
Zarabiający obecnie poniżej 4 tys. zł brutto cieszą się na taką perspektywę. Gorzej z ich pracodawcami. Wielu z nich będzie miała w najbliższych latach twardy orzech do zgryzienia: kontynuować działalność, zamykać, czy podnieść ceny?
Kto dostaje mniej niż ta docelowa kwota 4 tys. zł? Według statystyk o dochodach ludności GUS jest to około 50 proc. ludzi w Polsce. Ci dotąd ze zdenerwowaniem słuchali zapewne wyliczeń GUS o przeciętnej płacy w gospodarce, która doszła ostatnio do 4,8 tys. zł brutto, a w większych firmach nawet do 5,2 tys. zł. Często na forach pod naszymi artykułami pisano "kto tyle zarabia?". Za kilka lat szykuje im się podwyżka, a w negatywnym scenariuszu: zwolnienie, albo przejście do szarej strefy.
Na liście zawodów z pensją niższą niż te 4 tys. zł brutto są obecnie m.in. nauczyciele kontraktowi, którzy po wrześniowej podwyżce mają 3,7 tys. zł brutto. To stopień awansu nauczycielskiego, który dostaje się zazwyczaj po przepracowaniu 9-miesięcznego stażu. Kolejnych trzech lat trzeba, żeby stać się nauczycielem mianowanym, który zarabia obecnie średnio 4,8 tys. zł brutto. O jedną piątą więcej niż pensja minimalna za cztery lata.
Znacząco mniej zarabia się też w administracji publicznej. Na stanowisku "urzędnik" pensja wynosi średnio 2,9 tys. zł brutto - wskazują badania serwisu pensjometr.pl, który informacje zbiera z ankiet. Nawet inspektor ma zaledwie 3,7 tys. zł brutto. Średnie zarobki w całej sferze budżetowej to obecnie 4,5 tys. zł - wynika z danych GUS.
Kwotę równą przyszłej płacy minimalnej zarabiają obecnie policjanci - podaje pensjometr.pl. Mniej mają żołnierze (3,8 tys. zł) i funkcjonariusze straży pożarnej (3,7 tys. zł). Po ostatnich znaczących podwyżkach zbliżone do 4 tys. zł brutto pensje mają pielęgniarki.
Wychodząc poza wynagrodzenia zależne od budżetu, dużo mniej dostają obecnie: ochroniarze (3 tys. zł), recepcjoniści (2,6 tys. zł), sekretarki (3 tys. zł), czy osoby od wprowadzania danych (2,6 tys. zł). Mało zarabia się w turystyce, gastronomii i hotelarstwie (3,4 tys. zł). Pizzerman dostaje średnio 2,4 tys. zł brutto, tyle samo płacą w fast-foodach, a kelnerzy zarabiają 2,9 tys. zł. Nie licząc napiwków oczywiście.
Nowe płace minimalne docenią też w centrach kontaktu z klientami (call center). Operator helpdesk dostaje obecnie 3,8 tys. zł, a operator połączeń 3 tys. zł. Zadowoleni będą z pewnością listonosze (obecnie 3,3 tys. zł brutto), kierowcy autobusów (3,5 tys. zł), czy ciężarówek (3,9 tys. zł). Więcej niż przyszła minimalna zarabiają natomiast kurierzy (4,4 tys. zł).
Polepszy się jeszcze piekarzom-cukiernikom, którzy zarabiają obecnie blisko minimum, raczej nie skorzystają natomiast pracownicy zakładów naprawy samochodów, może z wyjątkiem wulkanizatorów, którzy dostają średnio 3 tys. zł. Tak wysokie minimum przełoży się też na budownictwo. Murarz, dekarz, czy monter rusztowań dostają obecnie po około 3,2 tys. zł, spawacz 3,3 tys. zł. Podobne kwoty zarabia się średnio w sklepach.
Zawstydzimy cały świat?
Odpowiedź PiS na propozycje konkurencji politycznej są ostre. Pytanie jednak czy nie zbyt ostre?
Wzrost płacy minimalnej może zaburzyć działanie wielu branż i podwyższyć ceny. Wzrosną koszty budowy, koszty działania sklepów, restauracji, hoteli.
Co więcej, podobnie wysokiego poziomu minimum nie będzie w całym cywilizowanym świecie. Według danych OECD - organizacji najbardziej rozwiniętych krajów świata - najwięcej w porównaniu ze średnią płacą w gospodarce płaci się obecnie minimalnie w Kolumbii i jest to 58 proc. średniej w gospodarce. Na kolejnych miejscach są Nowa Zelandia z 52 proc. i Francja z 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
A jak to będzie w przypadku Polski? Jeśli pensje będą rosnąć nadal w ostatnim wysokim tempie 7 proc. rocznie jak ostatnio - co jest możliwe, choć mało prawdopodobne - to w 2023 roku średnia płaca dojdzie do 6,8 tys. zł brutto. Oznacza to, że nowe minimum zaproponowane przez Jarosława Kaczyńskiego wyniesie wtedy 59 proc. średniej płacy. I to w optymistycznym scenariuszu.
To będzie rekord OECD. Zawstydzimy całą lewicowo zorientowaną Skandynawię. W żadnym z jej państw płacy minimalnej nawet nie ma. W Niemczech minimum wynosi 43 proc. średniego wynagrodzenia. W Czechach 35 proc. W USA to zaledwie 24 proc. średniej płacy.
No ale społeczeństwo łase jest na tego rodzaju prezenty. Płacone przecież głównie nie przez państwo (poza koniecznymi podwyżkami dla sfery budżetowej), ale przez pracodawców.
Z drugiej strony podwyżek ustawowego minimum domagał się półtora roku temu na naszych łamach szef Impela, Grzegorz Dzik. Firma zatrudnia 20 tys. osób i nie płaci zbyt wiele swoim sprzątaczom i ochroniarzom. Ale już wtedy prezes informował, że na rynku trudno znaleźć jest pracownika na minimalną. Oczekiwał wyższych jej podwyżek. Zmiany urzędowe ułatwiają mu po prostu rozmowy o podwyżce ceny kontraktu z klientami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl