Premier zapowiedział, że dzięki podwyżce pensji minimalnej Polska może zamknąć pewien rozdział. - Rozdział pt. kraj niskich pensji i taniej siły roboczej - precyzował Morawiecki w rozmowie z PAP. W 2023 r. pensja minimalna ma dobić do 4 tys. zł brutto - z obecnych 2250 zł.
Według rządowych planów pensja minimalna ma więc już za kilka lat wejść w obszar wynagrodzeń, na które dzisiaj może liczyć klasa średnia. Co więc sądzą na ten temat osoby, które obecnie zarabiają miesięcznie 4-5 tys. zł brutto?
Zdaniem profesor Mirosławy Marody, socjolożki z UW, jeśli pensje niższych klas zaczną się wyrównywać z tymi, na które mogą liczyć wykwalifikowani pracownicy, to o frustrację tych drugich trudno nie będzie.
Czytaj też: Płaca minimalna 2020. 2600 zł w przyszłym roku
- Jedną z głównych cech klasy średniej jest to, że chce się odróżniać od tej niższej. A jeśli różnice będą się zmniejszać, to będzie to coraz trudniejsze - mówi w rozmowie z money.pl profesor UW.
- Zresztą już program 500 + wpłynął negatywnie na nastroje klasy średniej - dodaje profesor Mirosława Marody. Tłumaczy, że sztandarowy program rządu PiS po pierwsze trochę zakopał różnice pomiędzy klasami, a po drugie - pokazał, że spore wpływy do domowego budżetu nie muszą pochodzić z pracy. A do tej pory klasa średnia miała silne przekonanie, że to właśnie praca prowadzi do sukcesu materialnego.
- Choć z ocenami podwyżki płacy minimalnej to bym się wstrzymała. Bo nie jestem pewna, czy do niej w ogóle dojdzie - dodaje profesor Mirosława Marody.
"Po co mi te studia"
A co na ten temat sądzą sami przedstawiciele klasy średniej?
- Zarabiam teraz jakieś 4,5 tys. zł. Nie chce mi się wierzyć, że za chwilę do mojej ciężko wypracowanej pensji zbliży się minimalne wynagrodzenie. Sądzę, że jednak to taka kiełbasa wyborcza. Choć jeśli tak się rzeczywiście stanie, to pewnie ludzie w mojej korporacji zaczną sobie zadawać pytanie "no i po co były nam te wszystkie studia, kursy i szkolenia?" - mówi nam pan Krzysztof, pracujący w dziale księgowości w firmie średniej wielkości z Trójmiasta.
- Bo jakoś w to, że przez zwiększone wynagrodzenie minimalne będę za chwilę zarabiać 7-8 tys. to jakoś nie wierzę - dodaje.
- Ostatnio jest mi coraz lepiej, ale to nie jest tak, że w ciągu kilku lat jakoś dramatycznie mi się poprawił standard życia - opowiada nam z kolei pani Maria, pracowniczka administracyjna dużej spółdzielni mieszkaniowej na zachodzie kraju.
- Nie wierzę więc, że moja pensja wzrośnie o kilka tysięcy w najbliższym czasie. Jeśli rząd dotrzyma obietnicy, to będę pewnie zarabiała tylko o jakieś 300-400 zł więcej niż pensja minimalna - dodaje.
- Czy mi będzie żal lat szkół i studiów? Nie, absolutnie nie. Ale rozmawiałam niedawno z 16-letnim synem. Mówił, że studia nie mają sensu, bo można od razu po szkole iść na barmana. Nie trzeba wtedy inwestować w edukację, można za to od razu zarabiać porządne pieniądze. Mówił też, że po kilku latach może się stać świetnym barmanem, tymczasem po kilku latach studiów jest się magistrem od niczego. Mnie zamurowało, próbowałam mu tłumaczyć, że się myli. Ale teraz jeśli pensja minimalna będzie równać się z pensją magistra, to stracę sporo argumentów - przyznaje.
- To po prostu nie fair. To my, ludzie ciężko pracujący, finansowaliśmy przez lata hojne programy rządu. A teraz rząd wszystkim coś chce dać, ale nas pozostawia w tym samym miejscu - dodaje pani Maria.
Choć są i tacy przedstawiciele klasy średniej, którzy mówią, że po prostu pensja minimalna specjalnie ich nie obchodzi.
- Ja nie patrzę na pensję minimalną. Nie patrzę nawet na średnią GUS, bo ona nijak się ma do moich zarobków. Po prostu na pewnym etapie rozwoju zawodowego patrzy się na zarobki dla danego stanowiska - mówi nam anonimowo pan Robert, specjalista w branży finansowej. W jego firmie co prawda często słyszy narzekania, że ktoś pójdzie pracować na kasie, bo ma dość, ale wkłada je między bajki. - W to, że ktoś rzuci korporację, by pracować za najniższą krajową, nie uwierzę na pewno - dodaje.
Płaca minimalna w górę. "Postawienie sprawy na głowie"
- Można powiedzieć żartem, że za chwilę pensja minimalna będzie wyższa od tej średniej - ironizuje w rozmowie money.pl Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Zdaniem rządu, zwiększona pensja minimalna to dobra wiadomość dla wszystkich. Premier Morawiecki uważa, że będzie to okazja to wykonania "radykalnego skoku produktywności" przez polskie firmy - a zatem pójść w górę może i przeciętne wynagrodzenie.
Ale Janusz Jankowiak uważa, że to "stawianie sprawy na głowie". - To rosnące przeciętne wynagrodzenie wpływa w ekonomii na pensję minimalną. Ale nie odwrotnie. To tak po prostu nie działa - uważa ekonomista.
I dodaje, że rosnące z tak niespotykaną dynamiką minimalne wynagrodzenie niesie za sobą wiele problemów dla klasy średniej. - Firmy mogą tego po prostu nie wytrzymać. Można więc sobie wyobrazić masowe upadłości i rosnące bezrobocie - mówi Janusz Jankowiak.
Ekonomista dodaje też, że efekt rosnącego minimalnego wynagrodzenia mogą poczuć paradoksalnie i ci najmniej zarabiający. - Przecież i dzisiaj jest sporo osób, które nie zarabiają nawet pensji minimalnej. A jak się ona tak bardzo zwiększy, to pojawi się zachęta dla niektórych pracodawców, by uciekali do szarej strefy, a może i wręcz do czarnej - mówi nam Janusz Jankowiak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl