Ostatnie dane dotyczące Produktu Krajowego Brutto Polski pokazały silny wzrost PKB w drugim kwartale tego roku. Ekonomiści zauważają, że udało się już nawet odrobić straty z koronakryzysu i wrócić do poziomu rozwoju gospodarczego sprzed pandemii.
Jednak nie we wszystkich ekonomicznych aspektach można mówić o powrocie do czasów dawnego prosperity. Choć eksperci wskazują, że polski rynek pracy jest mocny, bezrobocie utrzymuje się na wyższych poziomach niż przed pandemią.
Trudniej ocenić wpływ koronakryzysu na płace, bo - czy mamy pandemię, czy nie - systematycznie one rosną. A od kilku miesięcy roczne dynamiki wzrostu są na poziomach niewidzianych od ponad dekady. Czy więc pandemia stała się motorem napędowym podwyżek? Sprawdziliśmy to.
W money.pl sprawdziliśmy, ile mogłyby wynosić płace w różnych branżach, gdyby nie było COVID-19 i stawki rosły w tempie sprzed pandemii. Okazuje się, że byłyby większe, niż są w tej chwili. Z drobnymi wyjątkami.
Tu zarobki rosną wolniej
Idealnym przykładem jest branża gastronomiczna i hotelarska, która w najnowszych danych GUS najbardziej rzuca się w oczy. Ze statystyk wynika, że tam nastąpił największy wzrost płac. W lipcu 2020 roku były na poziomie około 3731 zł brutto, a teraz przekroczyły 4300 zł. Mowa o podwyżkach rzędu 15,5 proc.
Jeśli jednak przeanalizujemy wcześniejsze wyniki, okaże się, że przez zamknięcie hoteli i restauracji zarobki w branży spadły i obecne stawki są około 9 proc. wyższe, niż na początku 2020 roku.
Gdyby wynagrodzenia w tej branży rosły w tym samym tempie co dwa lata temu lub w pierwszych dwóch miesiącach 2020 roku (przed pandemią), w lipcu 2021 br. powinny wynosić od 4356 do 4545 zł brutto. A w rzeczywistości ledwo przekroczyły 4300 zł brutto.
Analogicznie, w przemyśle płace powinny być już 200-300 zł brutto wyższe, gdyby nie pandemia. Pracownicy budowlanki czy branży obsługi nieruchomości mogliby liczyć na 100-200 zł brutto więcej, a średnia krajowa sięgałaby już prawie 6 tys. zł brutto, a tak wynosi 5852 zł brutto.
Są wyjątki. Jedną z branż, w której tempo wzrostu płac w związku z COVID nie zostało wyhamowane, jest handel. W trakcie lockdownu sklepy spożywcze nie zostały zamknięte, a nawet ich godziny otwarcia zostały wydłużone. Potrzeba było więcej rąk do pracy, a po otwarciu także galerii wielu pracodawców tak bardzo potrzebowało pracowników, że stawki wynagrodzeń wzrosły.
Widać to w danych GUS, które pokazują, że w lipcu średnia płaca w handlu wyniosła 5538 zł brutto. W rok wzrosła o 10,1 proc., a w dwa lata o 15 proc. Gdyby zarobki szły w górę w tempie sprzed pandemii, można byłoby myśleć o kwocie rzędu 5484-5525 zł brutto.
Przejście dużej części handlu do internetu, a także przyspieszenie cyfryzacji w związku z pandemią sprawiło, że wzrósł też popyt na informatyków i specjalistów z podobnych dziedzin. To skutkuje wzrostem płac w tempie, które jeszcze przed COVID było wysokie. Mowa o zarobkach sięgających już prawie 10 tys. zł brutto.
Co dalej z podwyżkami?
Koronakryzys mocno zaburzył długoterminowe trendy w wynagrodzeniach. Rodzi się więc pytanie o to, w którą stronę będzie się rozwijać sytuacja w kolejnych miesiącach.
- W sierpniu płace są zazwyczaj niższe od lipcowych. Znikają z nich bowiem dodatkowe ruchome elementy (premie roczne i nagrody). Spada też (ze względów urlopowych) wynagrodzenie tam, gdzie rozliczany jest faktycznie przepracowany czas - zauważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
- Spadek w sierpniu tego roku może sięgnąć 1,4 proc. i okazać się głębszy niż przed dwunastoma miesiącami. W konsekwencji dwunastomiesięczna dynamika płac spadnie z lipcowych 8,7 do 8,1 proc. - ocenia.
Także według ekonomistów Banku Ochrony Środowiska dynamika wzrostu płac w kolejnych miesiącach może spadać.
"Podobnie jak w przypadku zatrudnienia, wzrost baz odniesienia w trakcie drugiej połowy roku powinien przełożyć się na obniżenie dynamiki wynagrodzeń w kierunku 6,5-7 proc. rok do roku" - prognozują.
Wskazują, że przy rosnącej presji płacowej i większym zasięgu podwyżek, skalę tego wzrostu powinna ograniczać z kolei deklarowana przez firmy (wg badania NBP) mniejsza wartość podwyżek poszczególnych wynagrodzeń. Według tych informacji, presja płacowa, choć wzrosła, nadal nie powróciła do poziomu sprzed pandemii.