Pożary na terenie Turcji pojawiły się z dnia na dzień. Od 28 lipca strażacy cały czas walczą z żywiołem, który trawi nie tylko lasy, ale i turystyczne miejscowości. Wiele z nich jest częstym wakacyjnym kierunkiem, który wybierają Polacy.
- Wycieczkę wykupiliśmy w połowie lipca, wtedy jeszcze nie było żadnych pożarów. Wybraliśmy miasto Turunc. Teraz tam właściwie nic nie działa, drogi są zablokowane - mówi Edyta, która miała spędzić urlop z mężem w Turcji.
Miasto Turunc, położone w południowo-zachodniej części kraju, jest jedną z miejscowości, z której ewakuowano mieszkańców. Według tureckiego ministra rolnictwa i leśnictwa Bekira Pakdemirlego, od 28 lipca pojawiło się 119 pożarów w 32 prowincjach na terenie państwa. Część z nich została już ugaszona.
Jak słyszymy od Edyty, kobieta próbowała uzyskać jakąkolwiek informację z biura podróży, w którym wykupiła wycieczkę. Tam jednak o pożarach podobno nie słyszeli.
- Tylko dzięki grupom w mediach społecznościowych wiem tak naprawdę, co się dzieje. Kontaktowałam się z biurem podróży i dowiedziałam się, że w Turcji nie ma żadnych pożarów. Konsultantka przerywała mi w połowie zdania i zaznaczała, że sytuacja jest już bezpieczna, a przecież stamtąd ewakuowano mieszkańców - opowiada kobieta.
Co z pieniędzmi?
Kobieta ma zaplanowany wylot w drugiej połowie sierpnia. Sytuacja jest obecnie niepewna, a miejscowość, którą miała odwiedzić, została poturbowana przez żywioł.
- W przypadku rezygnacji dwa tygodnie przed wylotem, biuro podróży zatrzymuje 75 proc. wartości wycieczki. Ale jaka to jest teraz wycieczka? Wybrałam to miejsce, bo jest otoczone górami i lasem, a obecnie wszystko dookoła jest spalone. To jest niepoważne, że cena wycieczki się nie zmieniła, mimo tego, że warunki na miejscu będą znacznie gorsze od gwarantowanych - mówi Edyta.
Jak zaznacza, wykupiła jedną z najtańszych wycieczek. Koszt pobytu w tureckim mieście Turunc przez tydzień dla dwóch osób miał wynieść 4300 zł. Dodatkowo kobieta wykupiła ubezpieczenie w razie ewentualnej rezygnacji z jej strony. Przy czym rezygnacja z powodu pożaru w docelowym miejscu w tym przypadku nie ma zastosowania. Chodzi o sytuacje związane np. z problemami zdrowotnymi, śmiercią członka rodziny, nagłą utratą pracy.
Z kolei Paulina wybiera się na tygodniowy wyjazd z mężem i małymi dziećmi w okolice rejonu Manavgat. Za cały wyjazd zapłaciła 14 tys. zł. Jak możemy przeczytać na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, obecnie "sytuacja jest pod kontrolą i nie ma bezpośredniego zagrożenia, jednak nie należy wykluczać ryzyka rozprzestrzeniania się ognia".
- Kontaktowałam się z infolinią biura podróży i chciałam zmienić lokalizację wycieczki. Jednak w ich rozumieniu była to rezygnacja z pierwszej wyprawy i wykupienie nowej. A to oznacza, że przepada 90 proc. kosztów, które już poniosłam, to jest przecież kilkanaście tysięcy złotych - dodaje Edyta.
- To jest naprawdę ciężka sytuacja. Jadą z nami dzieci, młodsze ma 4 lata, a w powietrzu cały czas pozostaje dym. Jeśli tam nawet z oddali będzie tlił się ogień, to taki wypoczynek z widokiem na ludzką tragedię nie należy do przyjemnych - ocenia Ewa.
O opinię poprosiliśmy kilka biur podróży. Zaktualizujemy tekst, jeśli otrzymamy odpowiedzi.
Przepisy po stronie turysty
Nie wszystko jest stracone. W wyjątkowych sytuacjach turyści mogą skorzystać z ustawy z 24 listopada 2017 roku o imprezach turystycznych i powiązanych usługach turystycznych.
- Według ustawy, podróżny może odstąpić od umowy przed rozpoczęciem imprezy bez ponoszenia opłaty za odstąpienie w przypadku nieuniknionych i nadzwyczajnych okoliczności występujących w miejscu docelowym lub jego sąsiedztwie, które mają oczywiście znaczący wpływ na realizację imprezy turystycznej lub przewozów podróżnych do miejsca docelowego - tłumaczy Marta Olczak-Klimek, radca prawny z kancelarii OKW.
Jak dodaje, można również domagać się zwrotu kosztów wpłaconych w ramach wycieczki. - W czasie pandemii przepisy zostały zmienione, aby nie upadały biura podróży. Wcześniej zwrot kosztów realizowany był w czasie 14 dni od dnia odstąpienia przez turystę. To było zawieszone i obowiązywało 180 dni, natomiast teraz już ponownie obowiązuje 14 dni - tłumaczy.
- Warto jeszcze zwrócić uwagę na orzecznictwo Sądu Najwyższego definiujące urlop. To jest oczekiwanie na relaks, który ma sprzyjać regeneracji. Sytuacja, która ma miejsce w niektórych regionach Turcji, zupełnie temu nie sprzyja. Jednak aby mieć duże szanse na odzyskanie wpłaconych pieniędzy konieczne jest zaistnienie przesłanek ustawowych do odstąpienia - dodaje.
Zdaniem ekspertki, sytuacja w Turcji spełnia przesłanki obecne w ustawie. Zaznacza jednak, że jeśli turyści wybierają się w regiony, w których nie ma pożarów, artykuł nie będzie miał raczej zastosowania.