Wojskowi w piątek rozciągali i montowali zwoje drutu kolczastego w okolicach wsi Jurowlany (województwo podlaskie). Utworzą one płot o wysokości około 2,5 metra. Kilkanaście dni wcześniej ustawili w tej okolicy zasieki z drutu kolczastego, dlatego obecnie płot jest po prostu podwyższany.
Płot już powstaje
Wzdłuż granicy po polskiej stronie stały samochody ciężarowe. Samego pasa strzegli wojskowi w posterunkach, którzy nie dopuszczali do terenu budowy przedstawicieli mediów.
- Zamiast pilnować granicy, musimy pilnować dziennikarzy, żeby na nią nie wchodzili - narzekał dziennikarzowi PAP, którego żołnierze zatrzymali do kontroli.
Szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział, że na ogrodzenie złożą się dwa zwoje układane jeden nad drugim. Połączone będą w taki sposób, by ogrodzenie osiągnęło wysokość 2,5 metra.
Według szacunków money.pl koszty budowy płotu na granicy może przekroczyć nawet 400 mln złotych. Wszystko jednak ostatecznie zależy od tego, na jakiej długości ponad 400-kilometrowej granicy powstanie ogrodzenie.
Do osób zatrzymanych na granicy przyjeżdża coraz więcej wolontariuszy, którzy starają się pomóc. Na łące znajdującej się kilkaset metrów od granicy powstało miasteczko namiotowe z kuchnią polową i toaletą. Przebywają w nim dzień i noc osoby związane z Fundacją Ocalenie i inni, którzy chcą ich wesprzeć.
Zdarzają się też próby nielegalnego przekroczenia granicy. - Tylko w piątek do godziny 16 Straż Graniczna zatrzymała ponad 30 osób, które nielegalnie przekroczyły granicę polsko-białoruską - poinformowała rzecznik Straży Granicznej ppor. Anna Michalska.
KE: To element agresji na Polskę
Według rządu to osoby na granicy ściągnięto na Białoruś z Bliskiego Wschodu i są wykorzystywane w ramach wojny hybrydowej. Nie brakuje jednak głosów, że to uchodźcy z Afganistanu, którzy wymagają pilnej pomocy.
Do sprawy ustosunkowali się już brukselscy urzędnicy. Komisarz Unii Europejskiej ds. migracji Ylva Johansson oświadczyła w piątek, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie jest kwestią migracji, ale częścią agresji Łukaszenki na Polskę, Litwę i Łotwę w celu destabilizacji UE. Te słowa ukazały się w wywiadzie dla amerykańskiego dziennika "New York Times".
- Takie jest rzeczywiście stanowisko Komisji Europejskiej, a nawet szerzej Unii Europejskiej, które w podobny sposób wyrażali już wcześniej ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich - przekazał PAP rzecznik KE Christian Wigand.