Zbliżamy się do finiszu kampanii wyborczej. Jednym z tematów jest kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa. W czasie piątkowej konferencji prasowej w Nowym Tomyślu Rafał Trzaskowski ocenił, że rządowa tarcza antykryzysowa jest niewystarczająca. Mówił m.in. o problemach firm z uzyskaniem pomocy, spadających wpływach do budżetu i groźbie masowych zwolnień.
W imieniu prezydenta Andrzeja Dudy głos zabrał premier Mateusz Morawiecki, który podkreślił, że rząd skutecznie stawił czoła największemu gospodarczemu kryzysowi od lat 30. XX wieku. Jednocześnie zarzucił Platformie Obywatelskiej, że nieskutecznie radziła sobie z kryzysem finansowym sprzed dekady, który był i tak nieporównywalnie mniejszy od obecnego.
Niestety kolejny raz mamy do czynienia z mało merytoryczną dyskusją na poważny temat. Eksperci wskazują, że porównywanie teraz kryzysów za czasów PO i PiS oraz przerzucanie się statystykami nie ma większego sensu.
- Kryzys wywołany epidemią koronawirusa jest zupełnie nieporównywalny do kryzysu, jaki miał miejsce na świecie w latach 2008-2010. Ten obecny jest znacznie bardziej poważny, ale też ma zupełnie inny charakter - wskazuje dr hab. Aneta Hryckiewicz, ekspertka w dziedzinie finansów z Akademii Leona Koźmińskiego (ALK), która zajmowała się m.in. badaniem skutków poprzedniego kryzysu.
Tłumaczy, że teraz jest mowa o kryzysie gospodarczym, który wywołała epidemia, podczas gdy dekadę temu problemy rozpoczęły się od banków i kryzys był typowo finansowy. Dopiero z czasem odbił się na gospodarce.
Statystyki niejednoznaczne
Premier, chwaląc się działaniami własnego rządu i krytykując przeciwników politycznych, przytacza różne liczby, które mają udowodnić jego tezę. Sprawdziliśmy więc, jak faktycznie wyglądają kluczowe statystyki teraz i ponad 10 lat temu.
Okazuje się, że polska gospodarka w 2008 roku rosła praktycznie w tym samym tempie, co w 2019 roku. W kolejnym roku utrzymała się na plusie 2,8 proc., choć w najgorszym momencie w pierwszym kwartale dynamika wzrostu wyhamowała do zaledwie 0,4 proc. Teraz ekonomiści nie mają złudzeń, że 2020 rok zakończymy spadkiem PKB. Według PKO BP może to być niecałe 4 proc. na minusie.
- Przed dekadą Polska de facto uniknęła kryzysu, bo gospodarka wolniej, ale ciągle się rozwijała. Z kolei teraz jeszcze nie widać tego w twardych danych, ale można się spodziewać, że dane za sam drugi kwartał pokażą poważny spadek PKB - komentuje dr Aneta Hryckiewicz.
Premier podkreśla, że od 2015 roku udało się rządowi zmniejszyć dług w relacji do PKB o ponad 8 pkt proc. Warto jednak zauważyć, że przed poprzednim kryzysem dług był zaledwie 0,7 pkt proc. wyższy i w 2009 roku urósł do niecałych 50 proc., a w tym roku może przekroczyć 55 proc. PKB.
Nie ma wątpliwości, że dużo lepsza jest obecnie sytuacja na rynku pracy. Teraz nawet w szczycie kryzysu bez pracy powinno być mniej ludzi niż przed kryzysem sprzed dekady. Ciekawe jednak, że premier akurat w przypadku danych dotyczących bezrobocia posłużył się korzystniejszym dla siebie wskaźnikiem bezrobocia wyliczanym przez europejskie instytucje, a nie GUS.
W nich bezrobocie w Polsce jest na poziomie około 3 proc. - drugi najniższy poziom w całej Unii Europejskiej. Jednocześnie premier pomija fakt, że według analogicznych statystyk Polska jest na pierwszym miejscu, ale pod względem wzrostu cen.
Mimo odczuwalnej wszędzie drożyzny warto przypomnieć sobie, że także dokuczała wszystkim dekadę temu. A patrząc na dane GUS, inflacja była wtedy nawet większa niż obecnie.
Tylko kilka podstawowych porównań pokazuje, że licytowanie się na statystyki, które mają pokazać, który rząd skuteczniej przeszedł przez te dwa kompletnie różne kryzysy, jest bez sensu. Przedstawiciele PO polegną np. na porównaniach bezrobocia czy inflacji, a PiS musi uznać, że w tym roku na miano "zielonej wyspy" nie zasłużymy.
Kto pomógł bardziej?
Nie ma sensu też mierzenie się na "tarcze antykryzysowe". Teraz sytuacja wymagała bezpośredniego zastrzyku gotówki dla firm. Tylko pierwsza odsłona tarczy była szacowana na ponad 200 mld zł, a były przecież kolejne odsłony. Takim wynikiem rząd PO w poprzednim kryzysie nie mógł się pochwalić i dobrze, bo sytuacja wtedy nie wymagała takiej interwencji państwa.
- Skala pomocy finansowej ze strony państwa jest teraz nieporównywalnie większa niż w poprzednim kryzysie, ale głównie dlatego, że wtedy rząd nie musiał bezpośrednio pompować pieniędzy np. do tak dużej ilości firm. Obecnym kryzysem jest dotknięta prawie cała gospodarka, a w kryzysie 2008 mieliśmy do czynienia z bankructwami kilku zagranicznych banków. W wielu krajach uruchamiano wtedy raczej narzędzia polityki makroekonomicznej i to wystarczyło - przyznaje dr Aneta Hryckiewicz.
Ekspertka ALK tłumaczy, że dekadę temu udało się uniknąć w Polsce kryzysu głównie dzięki stabilności polskiego ,sektora bankowego. Miał pewne problemy, ale nie doszło do ich transmisji na gospodarkę, która w tym czasie na tyle szybko się rozwijała, że doszło tylko do wyhamowania wzrostu PKB. To nie udało się innym krajom, stąd pamiętne określenie Polski "zieloną wyspą".
Jednocześnie wskazuje, że mimo gigantycznej tarczy, trudno na tę chwilę przesądzać, czy podjęte przez obecny rząd środki były odpowiednie. Na razie statystyki np. bankructw firm sugerują, że działania rządu zadziałały "in plus" na początku pandemii. Bez tych środków sytuacja byłaby dużo gorsza.
Ostatecznie jednak efekty obecnych działań będziemy mogli tak naprawdę ocenić dopiero z perspektywy czasu. Kluczowe jest bowiem nie to, ile pieniędzy wpompuje się w gospodarkę, przeciwdziałając kryzysowi, ale jak skutecznie się to zrobi.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie