- Inspiracją były własne doświadczenia. W Polsce pracownicy muszą czekać na wypłatę. Nie mają żadnych narzędzi, by ją wyegzekwować. Mogą jedynie iść do sądu, by domagać się 7 proc. w skali roku za opóźnienie. Wszystko dlatego, że nikt pracodawcy nie zmusza, by po czasie płacił z odsetkami. Ponadto te 7 proc. do niczego nie motywuje - wyjaśnia Szumlewicz.
Dlatego nowo utworzona organizacja "Związkowa Alternatywa" startuje z postulatem, który ma wreszcie unormować patologię na polskim rynku pracy. Związkowcy proponują wprowadzenie ustawowych odsetek od niepłacenia wynagrodzeń na czas przy wszystkich rodzajach umów w wysokości 0,5 proc. dziennie.
- Jako wieloletni pracownik zatrudniany na kolejnych śmieciówkach spotykałem się z tym problemem regularnie. Pracodawca wpisujący do umowy datę przelewu traktuje ją bardzo swobodnie. Pracownicy, szczególnie ci na umowach cywilno prawnych, czekają na pieniądze po kilka miesięcy. Jak już je dostaną, to są wdzięczni, a nie rozżaleni, że tyletak długo musieli czekać - mówi Szumlewicz.
Co ósmy pracownik czeka na pieniądze
Według danych Państwowej Inspekcji Pracy, którymi posiłkuje się "Związkowa Alternatywa", kontrole wykazują, że nieterminowo wynagrodzenie otrzymuje 12 proc. badanych pracowników. Jednak jak zastrzega Szumlewicz, zakres tych badań nie oddaje skali problemu, bo na pytania odpowiedziało zaledwie niecałe 70 tys. polskich pracowników.
Sprawdź: Ministrowie ujawnili swoje majątki
- Mamy prawo podejrzewać, że to więcej niż te 12 proc. Tymczasem to brutalny przykład bezprawia. Jak można jakkolwiek zaplanować budżet domowy, jakieś kwestie życiowe, kiedy niewiadomą jest data wypłaty. Ponadto z ratami np. kredytu hipotecznego bank nie będzie na nas czekał - mówi związkowiec.
W jego ocenie, pracodawcy już teraz powinni płacić odsetki ustawowe w wysokości 7 proc. To się jednak nie dzieje, bo nigdzie nie ma zapisu, że to obowiązkowe. Zatem pracownikowi pozostaje jedynie droga sądowa. - Co jednak po tych 7 proc. rocznie za spóźnione pensje kiedy dostaniemy je po np. dwóch latach walki sądowej - mówi Szumlewicz.
Dlatego proponuje, by oprocentowanie było znacznie wyższe i obligatoryjne. Rzeczywiście różnica jest olbrzymia. Z 7 proc. rocznie po zmianach byłoby 180 proc.! Przykładowa pensja w wysokości np. 3 tys. zł po miesiącu urosłaby do 3,4 tys. zł, po pół roku oczekiwania do 5,7 tys. zł, a po 12 miesiącach byłoby to już 8,4 tys. zł. Raczej trudno oczekiwać, że przy takich obostrzeniach przedsiębiorcy nadal pozwaliliby sobie na opóźnieniach w wypłatach.
Można zacząć od 30 proc.
Pytanie tylko czy wprowadzenie takiego zapisu jest możliwe?
- Nie miałem jeszcze odzewu od strony rządowej. Chciałbym jednak podkreślić, że każda znacząca zmiana w tym zakresie będzie korzystna i będzie ruchem we właściwym kierunku. Nawet niech to będzie 30 proc. rocznie, to i tak każdy z pracowników doceni i poczuje tę różnice - przekonuje Szumlewicz.
Pytaliśmy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o opinię na temat propozycji, ale do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi. Nie wiemy też zatem, czy resort w ogóle pracuje nad jakimikolwiek zmianami w tym zakresie.
Jak już pisaliśmy w money.pl "Związkowa Alternatywa" to nowa centrala związków zawodowych w Polsce.
Jej szefem został Piotr Szumlewicz, dziennikarz, działacz lewicowy a do niedawna także przewodniczący Rady Mazowieckiej OPZZ, skąd został odsunięty po tym, jak zaczął domagać się jawności finansów. Wiceprzewodniczącą nowej organizacji została Monika Żelazik.
To była szefowa Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego w LOT. Jej zwolnienia stało się jedną z przyczyn strajku części pracowników krajowego przewoźniaka pod koniec ubiegłego roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl