Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) poinformowała w niedzielę, że poleciła zbadanie w trybie pilnym zdolności do lotów samolotów typu Boeing 777. Decyzję wydano po awarii jednego z silników samolocie tego typu wkrótce po starcie z lotniska w Denver. Maszyna została wyprodukowana 26 lat temu.
Były w niej zamontowane silniki typu Pratt & Whitney 4000. Prawy zapalił się wkrótce po starcie. W Broomfield niedaleko Denver spadły fragmenty jego konstrukcji. Zarówno piloci, jak i 241 osób na pokładzie wyszło z tej opresji bez szwanku.
Nikt nie zginął ani nie odniósł obrażeń. Jeden z pasażerów samolotu filmował płonący silnik z okna, przy którym siedział. Opublikowane zdjęcia wywołały duże wrażenie na całym świecie.
W opublikowanym komunikacie Boeing zalecił "zawieszenie operacji 69 eksploatowanych i 59 przechowywanych samolotów 777 z silnikami Pratt & Whitney4000-112 do czasu opracowania przez FAA (Federalną Administrację Lotnictwa) odpowiedniego protokołu inspekcji".
Ze wstępnych badań samolotu przeprowadzonych przez specjalistów federalnego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) wynika, że awaria silnika dotyczyła głównie jego turbiny i obudowy a sama maszyna doznała jedynie niewielkich uszkodzeń.
Jak się okazuje, sobotni incydent z silnikami Pratt & Whitney 4000 nie był jedyny. Podobne problemy techniczne z nimi odnotowywano już wcześniej.
Koncern ma już od kilku lat poważne problemy wizerunkowe. Po dwóch potężnych katastrofach z udziałem ich maszyn typu B737 MAX zaufanie do marki spadło na całym świecie.