W podwarszawskim Otwocku od kilku dni z przepełnionych śmietników wysypują się odpady. Na drzwiach wejściowych do klatek schodowych w blokach rozwieszono kartki z obwieszczeniem, w którym władze miasta proszą mieszkańców o "wyrozumiałość, ograniczenie wytwarzania odpadów oraz segregowanie ich na najwyższym możliwym poziomie".
Nagły kryzys śmieciowy – jak podano w tym komunikacie – wywołał dotychczasowy odbiorca śmieci, firma Progres z Sulejówka. Zerwała ona bez uprzedzenia umowę, która miała trwać aż do końca lipca 2025 r.
Otwocczanie rozmawiają o przyczynach
W mediach społecznościowych i na ulicach Otwocka zalegające śmieci stały się głównym tematem rozmów. Część mieszkańców łączy obecny kryzys z tym sprzed trzech lat, kiedy Proges miał po przejęciu od innej firmy odbiorów nienależycie wywiązywać się z umowy i nie odbierał śmieci od części mieszkańców.
Inni otwocczanie uważają, że przyczyną wypowiedzenia umowy mogło być obniżenie przez miasto od marca stawek za odbiór odpadów komunalnych. Władze miasta takie informacje stanowczo dementują.
- Urzędnicy magistratu proszą nas w tym obwieszczeniu, by segregować odpady i je ograniczać, a podstawiają nam na całe osiedle tylko jeden kontener zastępczy, do którego mamy wrzucać wszystko. Jaki ma więc sens segregowanie? - zastanawia się pan Karol, mieszkający w centrum Otwocka.
Z kolei radny miasta Dariusz Piętka dodaje, że gdyby kryzys śmieciowy zdarzył się w mieście na początku kwietnia, kiedy temperatury powietrza były wysokie, mogłoby wystąpić nawet zagrożenie epidemiologiczne i plaga gryzoni. – Za podobne kryzysy we Włoszech włodarze miast podawali się do dymisji, ale nie u nas… – kwituje nasz rozmówca.
Kryzysem śmieciowym zainteresował się miejscowy sanepid. Miał on jednak otrzymać od władz miasta zapewnienie, że sytuacja została opanowana.
Miasto znalazło tymczasowego odbiorcę odpadów, który będzie działał do czasu rozstrzygnięcia przetargu na nowego odbiorcę. Urząd ma również domagać się od Progresu zapłaty kar umownych z umowy, ale to może okazać się trudne do zrealizowania. Dlaczego?
Wysypisko w środku wsi
Od kilku naszych rozmówców usłyszeliśmy, że Progres mógł już ogłosić upadłość. Takie informacje przekazał nam m.in. Józef Wieczorek, sołtys wsi Walercin w gminie Dębe Wielkie na Mazowszu, gdzie firma Progres ma swoje składowisko odpadów.
– Firma należąca do pana Macieja Borowieckiego miała zakończyć zbiórkę odpadów komunalnych z końcem marca bieżącego roku, pan Borowiecki zobowiązał się do tego przed mieszkańcami wsi oraz do tego, że nie zawrze już żadnych nowych umów na odbiór odpadów komunalnych i ich składowanie – informuje w rozmowie z money.pl Wieczorek.
Z relacji sołtysa wynika, że konflikt liczącego 125 mieszkańców Walercina z Borowieckim trwa od półtora roku, kiedy to przedsiębiorca zmienił rodzaj przywożonych do wsi odpadów.
– Początkowo były to jedynie odpady zielone, skoszona trwa, opadłe liście czy gałęzie. Nikomu we wsi to nie przeszkadzało, chociaż wysypisko Progresu znajduje się w samym środku naszej osady – wskazuje Wieczorek.
Jednak półtora roku temu na wysypisko w Walercinie zaczęły przyjeżdżać duże ilości odpadów komunalnych. I wtedy zaczął się dramat mieszkańców wsi. – Rolnicy, którzy mają domy w bezpośrednim sąsiedztwie tego składowiska w bezwietrzne dni, muszą chodzić po swoich podwórkach w maskach na twarzy, taki jest tu odór – opisuje Wieczorek.
Zdaniem sołtysa Progres nie miał na składowisku odpowiedniej infrastruktury, m.in. do selekcjonowania odpadów komunalnych. – Daliśmy wyraźnie do zrozumienia Borowieckiemu, że nie życzymy sobie takiej uciążliwej działalności we wsi. Nasze gospodarstwa są bardzo ekologiczne, wszyscy tu dbamy o środowisko – podkreśla.
Właściciel firmy wybrał milczenie
Z informacji uzyskanych przez nas w urzędzie gminy Dębe Wielkie wynika, że firma Proges była kontrolowana, w tym przez inspektorów Inspekcji Ochrony Środowiska z Mińska Mazowieckiego, a pozwolenia na działalność uzyskała jeszcze w mińskim starostwie powiatowym, które obecnie sprawami środowiskowymi już się nie zajmuje. Kompetencje te leżą w gestii urzędu marszałkowskiego.
Zwróciliśmy się do obu tych instytucji, tj. Wojewódzkiego inspektoratu Ochrony Środowiska (WIOŚ) w Warszawie oraz urzędu marszałkowskiego z pytaniami o to, kto i w jakim zakresie wydał firmie Progres pozwolenie na prowadzenie wysypiska we wsi Walercin. Zapytaliśmy również o wyniki ostatnich kontroli środowiskowych. Na odpowiedź wciąż czekamy.
Natomiast urząd marszałkowski odpowiedział nam, że na wniosek firmy Progres prowadzi obecnie postępowanie dotyczące dostosowania decyzji starosty mińskiego zezwalającej na zbieranie odpadów na terenie gminy Dębe Wielkie.
Postępowanie to wszczyna się, gdy maksymalna łączna masa wszystkich rodzajów odpadów magazynowanych w okresie roku przekracza 3 tys. ton. Zapytaliśmy otwocki magistrat, czy firma Progres miała wszystkie niezbędne pozwolenia na odbiór odpadów komunalnych i czy dokumenty te były przez urzędników miejskich zweryfikowane.
Urzędnicy z Otwocka zapewnili nas, że w czasie ogłaszania i rozstrzygnięcia przetargu Proges spełniał wszystkie wymagania formalno-prawne.
Proges odbierał odpady nie tylko z Otwocka, ale również z Ząbek czy Sulejówka. Jednak, jak przekonują nas urzędnicy z magistratów obu miast, odbiór odpadów komunalnych odbywa się tam płynnie, Progres nie był tam wiodącą firmą tak jak w Otwocku. W Ząbkach był tylko podwykonawcą.
Co ciekawe, Progres miał nie wypowiedzieć jeszcze umowy z Sulejówkiem. Odbierał tam głównie kontenery z odpadami roślinnymi.
Próbowaliśmy ustalić, dlaczego firma Progres zerwała nagle, bez żadnego uprzedzenia – jak twierdzi ratusz w Otwocku – umowę z miastem. Po kilku próbach udało się nam w końcu dodzwonić do Macieja Borowieckiego, ale nie chciał z nami rozmawiać. Na każde zadane mu pytanie odpowiadał krótko: "pozostawiam to bez komentarza".
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl