Płace w gospodarce w trzecim kwartale rosły w tempie 7,7-procentowym rok do roku. Ale to wszystko bardziej efekt podwyżek w budżetówce niż wzrostu pensji w firmach. W sferze budżetowej wynagrodzenia podniesiono o średnio 9,4 proc. Więcej dostały pielęgniarki, nauczyciele, urzędnicy administracji skarbowej. No ale duże i średnie firmy już tak ochoczo nie dzielą się rosnącymi zyskami.
Według najnowszych danych GUS, płace w przedsiębiorstwach zatrudniających minimum dziesięciu pracowników wzrosły w listopadzie o 5,3 proc. To najwolniejszy wzrost od lipca 2017. Gospodarka spowalnia, a co za tym idzie pracodawcy są mniej chętni do zwiększania kosztów. Inne dane Eurostatu wskazują, że w przyszłym roku o podwyżki będzie trudno.
Co zwykle zmusza pracodawcę do podnoszenia płac? Poza naciskami związków zawodowych podobnie jak i w przypadku cen np. towarów decyduje popyt i podaż. Jeśli chętnych na pracowników jest dużo, a pracowników dostępnych na rynku mało, to zrozumiałe, że odbicie ich innym firmom wiązać się będzie z podniesieniem pensji. W takiej sytuacji wynagrodzenia idą w górę. W odwrotnej sytuacji tj. gdy chętnych do zatrudniania nie ma, a bezrobotnych jest dużo, to normalne, że wynagrodzenia będą niskie.
Zobacz też: Ukraińcy nie ufają bankom, dlatego wysyłają gotówkę TIR-ami
Jaka to wygląda obecnie w polskiej gospodarce? Trend widać po liczbie wakatów, czyli miejsc pracy, które bezskutecznie czekają na pracownika. I tu nie ma dobrych wieści. W Polsce na koniec września co prawda było ich 149 tys., ale to mniej o 8,5 tys. rok do roku. Innymi słowy, na to, żeby nas zabrać obecnemu pracodawcy, czeka już mniej konkurentów.
Przy 16,45 mln zatrudnionych w gospodarce 149 tys. wakatów to zaledwie 0,9 proc. Dla przykładu w Niemczech na 45,4 mln zatrudnionych wakuje aż 1,36 mln miejsc pracy, czyli 3 proc. To tam jest obecnie większe "ciśnienie", żeby płace podwyższać niż u nas. I to tam pracownik może bardziej przebierać w ofertach.
Co więcej, niepokojące jest, że w Polsce maleje liczba miejsc produkcyjnych, czyli esencji gospodarki odpowiadającej m.in. za inwestycje, eksport, czyli ważne składowe produktu krajowego brutto. Na koniec września 2019 w przemyśle było 31,5 tys. wakatów, czyli o aż 9,2 tys. mniej rok do roku.
Malała też liczba wolnych miejsc w handlu. Tu braki w zatrudnieniu były na koniec trzeciego kwartału 2019 drugie najmniejsze od 2017 roku, więc trzeba się spodziewać wyhamowania fali podwyżek. Sklepy szukają jeszcze 22 tys. pracowników, czyli o 3,6 tys. mniej rok do roku.
Płace podnosi jeszcze Biedronka, ale mniej niż w poprzednich latach. Wynagrodzenia pracowników tej sieci będą od stycznia wyższe o 100-350 zł brutto miesięcznie. Tymczasem dwa lata temu podwyżki były rzędu 200-550 zł brutto, a rok temu premię za wyniki sklepu - w większości placówek wynosiła 500 zł - z kwartalnej zmieniono na miesięczną.
Budowlańcy mogą negocjować podwyżki
Drugi, pozytywny biegun to budownictwo. Tu poszukuje się coraz więcej ludzi do pracy. Na koniec września na chętnych czekało wolnych 27,3 tys. miejsc pracy, czyli o 1,5 tys. więcej rok do roku i aż 3,3 tys. więcej niż pod koniec czerwca. Inwestycje infrastrukturalne oraz rekordy w budowie mieszkań nakręcają rozwój branży, a robić nie ma komu.
Co więcej, wiele budów uzależnionych jest od Ukraińców. A ci w przyszłym roku szykują się do wyjazdu do Niemiec. Najnowszy raport firmy OTTO Work Force Polska wskazuje, że 42 proc. jest zdecydowanych opuścić nasz kraj, a kolejne 10 proc. poważnie to rozważa.
Skoro już obecnie aż 3,2 proc. miejsc pracy w budownictwie czeka na pracownika, to co będzie w przyszłym roku po wyjeździe Ukraińców? Budowlańcy, którzy chcą zostać w kraju, już powinni myśleć o wizycie u szefa po podwyżkę za parę miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że ich wartość dla pracodawców będzie rosła.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl