W środowisku sędziowskim zawrzało, a to za sprawą przygotowanego przez ministra sprawiedliwości projektu nowelizacji rozporządzenia w sprawie funkcji oraz sposobu ustalania dodatków funkcyjnych przysługujących sędziom. Z jednej strony przewiduje on podwyżki dla sędziów delegowanych do pracy w najwyższych urzędach (m.in. Kancelarii Prezydenta), a jednocześnie odbiera dodatki pewnej grupie sędziów pełniących w sądach funkcję przewodniczących wydziałów. Informuje o tym "Dziennik Gazeta Prawna".
Zgodnie z mnożnikiem przyjętym w rozporządzeniu, na podwyżki mogą liczyć m.in. dyrektorzy departamentu lub biura Ministerstwa Sprawiedliwości. Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, wyraził w "DGP" zdanie, że "to pokazuje, że resort sprawiedliwości ma świadomość, że musi słono płacić sędziom, aby chcieli z nim współpracować".
Przypomniał, że mnożniki, od których zależy wynagrodzenie szeregowych sędziów, nie były podnoszone od 12 lat. A przecież to od ich codziennej pracy zależy nie tylko funkcjonowanie systemu sprawiedliwości, ale również to, jak postrzegają go obywatele.
Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów "Themis" uważa, że pomysł ministerstwa jest skandaliczny i wywoła negatywną reakcję w środowisku sędziowskim.
Resort sprawiedliwości przekonuje, że podwyżki dla sędziów delegowanych do urzędów przyniosą w ostatecznym rozrachunku oszczędności rzędu 3,2 mln zł. Ponadto są zwyczajnie potrzebne, bo "wartość dodatków musi odzwierciedlać charakter sprawowanej funkcji oraz zwiększoną odpowiedzialność".
Czytaj także: Sędziowie dostaną podwyżki. Przynajmniej 400 zł brutto
Najtrudniej w małych sądach
Niesprawiedliwie potraktowani przez projekt mogą się czuć sędziowie oraz referendarze, którzy na co dzień pracują w mniejszych sądach, pełniący funkcje przewodniczących wydziałów lub ich zastępców. Ci pierwsi nie dostaną żadnych dodatków, jeśli w ich wydziale będzie mniej niż pięciu orzeczników, a ci drudzy, gdy orzeczników będzie mniej niż siedmiu.
Przedstawiciele organizacji sędziowskich podkreślają, że to nieuczciwe, bo właśnie na szeregowych sędziach spoczywa największa odpowiedzialność. Beata Morawiec podkreśliła, że to przewodniczący wydziałów i ich zastępcy są na pierwszej linii frontu, gdy chodzi o organizację pracy sądów. Oni też przyjmują interesantów, czasem bardzo zdenerwowanych.
- To niezwykle odpowiedzialna i obciążająca praca. Rodzi się więc uzasadnione pytanie, kto będzie chciał ją wykonywać zupełnie za darmo – mówi Morawiec w rozmowie z "DGP".