W tym tygodniu grupa Orange Polska, zatrudniająca kilkanaście tysięcy pracowników, ogłosiła renegocjację warunków dotyczących podwyżek. Obiecane wcześniej 3,5 proc. ścięła do 1 proc. Tą samą drogą pójdzie więcej firm, a wielu pracodawców może zupełnie zamrozić płace na pewien czas.
Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) wynika, że 87 proc. ankietowanych małych, średnich i dużych firm nie planuje w najbliższym czasie żadnych podwyżek.
Wszystko ma związek z kryzysem wywołanym epidemią koronawirusa. Efekty widać nie tylko na pojedynczych przykładach. Ostatnie dane GUS pokazały, że w firmach zatrudniających powyżej 9 osób w maju dynamika wzrostu płac w skali roku spadła do niewiele ponad 1 proc. A w ostatnich latach normą były podwyżki rzędu 6-8 proc. Teraz takich podwyżek możemy uświadczyć tylko w przypadku cen żywności.
Statystyki mają to do siebie, że jednego miesiąca potrafią być bardzo słabe, po czym wszystko wraca do normy. W tym przypadku wzrost płac zwolnił trzeci miesiąc z rzędu. A do tego prognozy ekonomistów sugerują, że o tempie wzrostu płac z ostatnich lat można zapomnieć i to na dłużej.
- Oczekujemy, że w kolejnych miesiącach dynamika wynagrodzeń pozostanie pod negatywną presją podjętych przez przedsiębiorstwa działań mających na celu ograniczenie kosztów pracy - ocenia Jakub Olipra z Credit Agricole.
Prognozy ekonomistów
- Dynamika wynagrodzeń osiągnie swoje minimum w drugim kwartale, a w kolejnych kwartałach, wraz z powrotem pracowników z tzw. postojowego i normalizacją sytuacji na rynku pracy, będzie kształtować się w bardzo łagodnym trendzie wzrostowym. Mimo tego uważamy, że w 2021 roku pozostanie ona na niskim poziomie na tle poprzednich lat - prognozuje ekonomista.
Według Credit Agricole mowa o średniorocznym wzroście płac na poziomie 3 proc. W przypadku sektora publicznego spodziewają się nawet zamrożenia wynagrodzeń.
Również ekonomiści PKO BP spodziewają się wyhamowania podwyżek z 6,6 proc. w 2019 roku do 2,7 proc. w tym i 3,5 proc. w przyszłym roku. Z kolei na 3,2 proc. przyszłoroczny wzrost szacuje Citi Handlowy.
Bardziej pesymistyczny jest ekonomista Pekao Piotr Piękoś, który oczekuje w perspektywie kolejnych miesięcy coraz wolniejszego tempa wzrostu płac. Tłumaczy, że sprzyjać temu będzie stosunkowo duża skala "chomikowania pracy", a więc zatrzymywania w firmie nadwyżkowej części pracowników w czasie spowolnienia gospodarczego w celu wykorzystania ich w trakcie kolejnego wzrostu. W ocenie eksperta zachęcają do tego rządowe programy pomocowe.
- Nie wykluczamy, że dynamika płac może przejściowo spaść do poziomów ujemnych, w szczególności na początku przyszłego roku, kiedy ustanie dodatni efekt wysokiej podwyżki płacy minimalnej z 2020 roku - ocenia ekonomista.
Długa pogoń za Zachodem
Przyjmując, że w tym i przyszłym roku przeciętnie płace wzrosną po 3 proc., średnia krajowa w 2021 roku może być na poziomie niecałych 5500 zł brutto (na rękę daje to prawie 4000 zł). Gdyby nie kryzys i dynamika płac utrzymałaby się na poziomie blisko 7 proc., średnia płaca przekroczyłaby 5900 zł brutto.
Przy tak zdecydowanym wyhamowaniu podwyżek wynagrodzeń jeszcze bardziej odległa staje się perspektywa doścignięcia Zachodu. Za naszą zachodnią granicą, w Niemczech, w 2019 roku średnia płaca była na poziomie 3994 euro brutto. Według obecnego kursu wspólnej waluty daje to prawie 18000 zł brutto.
Gdyby płace w Polsce rok w rok rosły w tempie 3 proc., a w Niemczech utrzymywałyby się bez zmian, zrównalibyśmy się dopiero w 2061 roku. A to i tak dość optymistyczne założenie, bo wiadomo, że tam też płace będą coraz większe. Przy tylko jednoprocentowym wzroście zarobków w Niemczech, dogonilibyśmy naszych zachodnich sąsiadów 20 lat później.
Przy wzroście płac w Polsce na poziomie przedkryzysowych 7 proc. pościg byłby znacznie bardziej skuteczny. W zależności od wariantu, byłaby szansa na zrównanie zarobków w latach 2038-2041.
Trzeba jednak podkreślić, że założenie podwyżek na poziomie 7 proc. przez wszystkie lata też jest wyjątkowo optymistyczne, a być może nawet nierealistyczne. Wraz z powolnym zrównywaniem się zarobków dynamika powoli hamowałaby.
To oznacza, że najbardziej realny okres, w którym jesteśmy w stanie dogonić Niemców, jest gdzieś między tymi dwoma scenariuszami. Tak czy inaczej, w kontekście choćby kampanii wyborczej, warto mieć na uwadze powyższe symulacje. Niezależnie od tego, jak dużym odzwierciedleniem rzeczywistości mogłyby być, dobitnie pokazują, że obiecywane przez polityków zarobki na poziomie Zachodu to bardzo odległa przyszłość. A obecny kryzys temu nie pomaga.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie