To, że osiągnięcie poziomu recyklingu, którego wymaga od nas Bruksela, będzie bardzo trudne, jest oczywiste. Kilka lat zajęło nam mozolne maszerowanie w kierunku 20-30 proc, a teraz zaledwie w kilka chwil mamy przeskoczyć do 50 proc. Co więcej, już w 2035 r. ma to być 65 proc.
Oczywiście nie brakuje optymistów, którzy twierdzą, że to się uda, bo już teraz najlepsi zbliżają się do poziomu 50 proc. Rzecz jednak w tym, że nie rośnie tylko wartość procentowa, ale sposób wyliczania poziomu recyklingu. Dlatego teraz w niektórych miastach można deklarować, że odzyskiwana jest połowa śmieci. Wyliczenia według nowego wzoru sprawią, że nie będzie to możliwe. W efekcie Warszawa może zapłacić nawet 60 mln zł kary, a Wrocław i Kraków po 20 mln zł.
- Do wyliczania procentowego udziału odpadów, które trafiają do recyklingu, do tej pory używanego bardzo złożonego i skomplikowanego wzoru. Niczym w kreatywnej księgowości można było wynik na papierze dość łatwo poprawić. Teraz nie będzie takiej możliwości i większość gmin będzie miała problem - mówi Hanna Marliere z Green Management Group, która zajmuje się strategicznym doradztwem w gospodarce komunalnej.
Kto za to zapłaci?
Od 2020 r. obowiązywać będzie nowy ekstremalnie prosty wzór. Masa odpadów poddanych recyklingowi dzielona będzie po prostu przez całkowitą masę wytworzonych odpadów i powinna być to co najmniej połowa. Nie będzie możliwości kombinowania.
- Za obowiązek osiągnięcia poziomu recyklingu odpowiedzialna jest gmina, ale może próbować zabezpieczyć się przed ewentualnymi karami, podpisując umowę z firmą śmieciową, gdzie zobowiązuje ją do osiągnięcia wskaźnika recyklingu. Tyle że to gmina ustala zasady zbiórki śmieci. Bez zmian w tym obszarze to się nie uda, a zapłacą za to mieszkańcy w jeszcze wyższych rachunkach - mówi Hanna Marliere.
Gdyby tak miało się stać, to czeka nas cenowe szaleństwo. Już tegoroczne podwyżki opłat za wywóz śmieci o 300 proc. zwalały z nóg. Niestety w 2020 r. może być jeszcze gorzej. Jak już pisaliśmy, w Wałbrzychu czteroosobowa rodzina zapłaci nawet 216 zł miesięcznie. To kolejna podwyżka tym razem o ponad 200 proc.
Gminy nie ukrywają, że rosnące koszty utrzymania całego systemu segregacji śmieci są powodem podwyżek. Warszawa szacuje, że w 2020 roku całkowity koszt obsługi systemu śmieciowego wzrośnie o ponad pół miliarda złotych - do 925 milionów złotych. - Sytuacja jest poważna. Opłaty za śmieci wzrosną o 50 - 100 proc. A w skrajnych przypadkach nawet o kilkaset procent. Zmieni się cały system naliczenia opłat - oświadczył niedawno prezydent Rafał Trzaskowski.
"To się nie może udać"
- Sytuacja jest kuriozalna, bo to samorząd organizuje zbiórkę selektywną. Jeśli jednak w niektórych gminach plastiki, szkła i papier odbiera się np. raz na 30 dni, a odpady zmieszane kilka razy w tygodniu, to to się nie może udać. W ten sposób zachęca się ludzi do wrzucania wszystkiego do jedno kubła, żeby już tych śmieci nie trzymać w domu. To jeden z głównych powodów porażki systemu - mówi ekspert z Green Management Group.
W grze są duże pieniądze. Gminy, które nie osiągną poziomu 50 proc., od każdej tony nieposegregowanych śmieci będą musiały zapłacić 270 zł.
O symulację wysokości kar pokusił się Paweł Głuszyński z Towarzystwa na Rzecz Ziemi, który sięgnął po dane z lat 2017-2018 dotyczące ilości produkowanych śmieci i realnego poziomu recyklingu. - Z nowym wzorem wartość ogólna może nawet nie być bliska 30 proc. - szacuje.
Według wyliczeń Głuszyńskiego, Warszawa może zapłacić blisko 61 mln zł kary za nieosiągnięcie poziomu 50 proc. recyklingu. Kraków zagrożony jest karą nawet 20 mln zł. Podobną sumą - Poznań i Wrocław. Łódź może stracić 15 mln zł, a Katowice - 10 mln zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl