Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że nowe przepisy odstraszą od transakcji, w których dzieci stają się żywym towarem. Nowe prawo zacznie obowiązywać 20 listopada i zakłada, że za nielegalną adopcję będzie odpowiadać każdy - matka, rzekomy ojciec czy osoba przyjmująca dziecko. "Dziennik Gazeta Prawna" posłużył się przykładem: Joanna urodziła Piotrowi syna, za którego dostała 25 tys. zł oraz zwrot kosztów utrzymania za 9 miesięcy ciąży.
Czytaj też: Mama 4 plus. ZUS podaje dane
Biologiczna matka ma 28 lat, a ojciec 40. Piotr wraz z prawdziwą życiową partnerką od lat próbowali in vitro - bezskutecznie. Wymyślili inny sposób, prawdziwa partnerka ma przysposobić dziecko Piotra, gdy przed sądem udowodnią, że Joanna na matkę się nie nadaje. W myśl nowych przepisów całej trójce groziłoby do 5 lat więzienia.
Proces w sądzie i groźba więzienia wymaga jednak tego, by sprawa wyszła na jaw. A tu żadna ze stron nie jest tym zainteresowana i będzie grać swoją rolę do końca. To z kolei sprawia, że podziemie adopcyjne tylko się pogłębi. Zdaniem ekspertów, ostrzejsze kary nie rozwiążą narastającego problemu. Resort sprawiedliwości szacuje, że w Polsce każdego roku dochodzi do ok. 2 tys. nielegalnych adopcji, przy mniej niż 3 tys. legalnych.
Czytaj także: Emerytury z ZUS. Polacy nie nadążają za zmianami
Karnista dr Piotr Karlik podkreśla w "DGP", że dane ministerstwa są niedoszacowane, jest też sceptyczny co do wchodzących zmian. - Szkoda, że nie spojrzano na problem szerzej - gdzie jest źródło i przyczyna. Kłopoty z zajściem w ciążę będą dotyczyć coraz większej grupy ludzi, zazwyczaj zamożnych, gotowych podjąć ryzyko. Oby samo zaostrzenie kar nie spowodowało wysypu ofert pośrednictwa, choćby z Ukrainy, gdzie podobnie restrykcyjnych przepisów nie ma" - obawia się ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl