Żar nie do wytrzymania, siłą rzeczy stajemy się mniej wydolni, tempo pracy spada. Tak w ostatnich dniach wygląda życie w Polsce. Skoro pogoda jak w Grecji czy Hiszpanii, to może pora przejąć tamtejszy zwyczaj przerwy w pracy? Co Polacy myślą o sjeście? Zapytaliśmy.
Na początek krótkie wyjaśnienie. Sjesta to według definicji krótka drzemka we wczesnych godzinach popołudniowych, często po obiedzie. Nazwa pochodzi z języka hiszpańskiego. W Hiszpanii trwa od około godz. 14 do 17. Około, bo jak to na południu Europy, najważniejszy jest luz. Nie ma się co spinać i pilnować godzin otwarcia czy zamknięcia np. sklepu co do minuty.
Z popołudniowych przerw w pracy korzystają też inne nacje i to nie tylko europejskie. W azjatyckiej Tajlandii także wiele lokali zamyka się w czasie największych upałów, choć oczywiście nie nazywa się tego sjestą.
Entuzjazmu w Polsce nie widać
Nam jednak bliżej do południa Europy niż do Tajlandii. Co zatem Polacy myślą o sjeście? Okazuję się, że mimo wszystko do pracy mamy inne podejście niż Hiszpanie. Jak wynika z badania dla money.pl i Wirtualnej Polski na panelu Ariadna, 40 proc. ankietowanych jest przeciwnych wprowadzeniu przerwy w pracy. Zwolenników takiego rozwiązania jest 36 proc. Reszta uznała, że "trudno powiedzieć".
Jeśli już ją wprowadzać, to entuzjaści sjesty chcieliby, aby była narzucona odgórnie. Za takim rozwiązaniem opowiada się 51 proc. Za tym, aby to pracodawcy decydowali o ewentualnym wolnym jest 36 proc. badanych. Wygląda więc na to, że zwolennicy sjesty raczej nie wierzą, że ich szefowie byliby skłonni zmienić godziny pracy.
Skoro już jesteśmy przy godzinach, to większość popierających zmianę stawia na samo południe (53 proc.). Sporo mniej, bo 36 proc. badanych, opowiada się za godz. 13. Za późniejszymi godzinami opowiada się już zdecydowanie mniej osób.
Ile powinna trwać polska sjesta? I tu dochodzimy do sedna, bo okazuje się, że nawet jej zwolennicy, chcą w większości, żeby trwała maksymalnie godzinę. Opowiedziało się za tym 59 proc. badanych. Godzinna sjesta? To raczej byłaby przerwa na lunch niż faktyczny czas na drzemkę i odpoczynek od upałów.
Upały w pracy
Skoro nawet pracownicy nie są przekonani do sjesty, nie ma co gdybać, że jest szansa na jej wprowadzenie w Polsce. Co zatem pozostaje pracującym w upały? Dobrze jeśli mają klimatyzację, bo nawet ta nie jest obowiązkiem pracodawcy. Całej reszcie pozostaje przykładanie do twarzy butelki z zimną wodą, bo akurat to firma musi zapewnić - jak już informowaliśmy.
Poza wyjątkowymi sytuacjami, pracodawcy nie mają także obowiązku skracać godzin pracy w upały. Takim wyjątkowym przypadkiem- przynajmniej w teorii - jest praca operatora żurawia. Zgodnie z rozporządzeniem ministra przedsiębiorczości i technologii w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy obsłudze żurawi wieżowych i szybkomontujących, operator nie powinien pracować, jeśli w kabinie jest więcej niż 28 stopni.
- Długo o to walczyliśmy i wreszcie w lutym weszło w życie upragnione rozporządzenie. Problem jednak w tym, że z własnego i kolegów doświadczenia mogę powiedzieć, że nic ono nie zmieniło. Ciągle nie mamy nawet wentylatorów, nie mówiąc już o klimatyzacji - komentowała money.pl Agata Popek, operator żurawia.
Na wcześniejsze zakończenie pracy ze względu na upały najczęściej mogą liczyć urzędnicy. W budżetówce takie decyzje zapadają dośc regularnie. - Mamy 38 stopni. A urzędnik musi jakąś pracę koncepcyjną wykonywać i jeszcze jakoś wyglądać - argumentował Wirtualnej Polsce skrócenie godzin pracy burmistrz Wąbrzeźna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl